Najnowsze wpisy, strona 10


wrz 03 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

odpowiedzi ... 2005-11-24 19:49
 
Nie bardzo mam o czym dziś pisać, więc poodpowiadam tylko na pytania zadane mi w komentarzach do mojej wczorajszej notki.
 
Dotyk_Anioła ...
nie znam się za bardzo na prawie, ale ponieważ od początku nikt nie wierzy w to, że potrafię wychować te dzieci, więc myślę, że sąd ustanawiając oprócz mnie również Marka ich prawnym opiekunem, chce zapewnić w ten sposób maximum kontroli nade mną.
No i razie naszego rozstania Marek w dalszym ciągu będzie musiał mieć kontakt z dziećmi, o ile sam tego nie zrzeknie się. 
 
my_space, calaja i totylko_ja ...
o dzieci staram się ja i jeżeli sąd mi je da, to pozostaną ze mną dotąd, dokąd będą tego chciały.
Jestem po prostu im to winna za to, że teraz chcą być ze mną.
 
under_cover_of_night ...
w sumie, to masz rację, ale wygoniłam go raz i wrócił, jak bumerang, co więcej, wrócił właśnie wtedy, kiedy jego obecność była mi najbardziej pomocna.
Podobnie, jak teraz obecność tych dzieci.
Nie ręczę, że nie rozstanę się nigdy z Markiem, czy z dziećmi, ale jeżeli to kiedykolwiek stanie się, to będzie do tego naprawdę poważny powód.
 
Chaos_Angel ...
owszem, nie kocham Marka, ale to sąd przysłał pismo do nas obojga z zapytaniem, czy wyrażamy gotowość zostania opiekunami prawnymi tych dzieci.
Opieka prawna i adopcja, to dwie różne rzeczy, na tyle różne, że będąc opiekunami prawnymi dzieci, nie będziemy musieli wcale być ich faktycznymi opiekunami.
Sąd może je po prostu zabrać od nas i umieścić w jakiejś innej rodzinie.
Jest to jeden z najbardziej dołujących powodów, który sprawia, że rozważamy z Markiem na poważnie możliwość wyjechania z dziećmi na jakiś czas za granicę.
Prawo jest takie, że dziecko po ukończeniu 13 lat ma częściową zdolnośc prawną i może np. nie zgodzić się na przeniesienie go do innej rodziny.
Najmłodsza dziewczynka 13 lat ukończy za 2 lata, więc gdyby do tego czasu dało się odwlec całą sprawę, to potem już cała trójka będzie decydować, gdzie chce przebywać.
Nasz związek z Markiem prawdopodobnie rozpadnie się tylko w jednym przypadku, jak któreś z nas zakocha się w kimś innym z wzajemnością i powstanie z tego jakiś nowy związek.
Nie powiem, że kocham te dzieci w jakiś specjalny sposób, np. w taki, jak swojego ukochanego, ale chcę, żeby ze mną były, bo są mi tak samo potrzebne, jak ja im.
A na kursie PRIDE uczyli nas, że najtrwalsze związki dorosłych z dziećmi są wtedy, jak obie strony mają w tym swój interes.
 
 
A dzisiejszy dzień upłynął mi prawie w całości na pracy służbowej przy komputerze ...
natomiast na sobotę i niedzielę wybieramy się całą rodzinką w góry sowie.
Ale to jeszcze nic pewnego ...

 
 
Mirage 2005-11-25 16:02
 
Zamieszczam dziś coś, w czym wyraziłam część swoich uczuć.
Każdemu, kto potrafi bezbłędnie, linijka po linijce, zinterpretować ten text, spełnię - jak bajkowa złota rybka - 3 życzenia.
 
A oto wytwór mojego chorego umysłu ...
 
 
Mirage
 
najbardziej boli to, czego nigdy nie było
 
zimne oczy patrzące w zieloną głębię
głupie włosy pokręcone, jak moja miłość
i ten uśmiech, którego nie widać
zmysłowe usta dające nadzieję
delikatne ręce chroniące ogień świecy
i krzak stojący w śniegu ...
 
peron bez pocałunku dwóch obcych osób
gołębie nie karmione czterema rękami
góry bez echa sexownego głosu
ścieżki nie podeptane czterema nogami
 
tego nigdy nie było
to tylko marzenie
oczarowanie
i zapomnienie ...
 
 
 
ufff ... 2005-11-27 21:32
 
Zmęczeni, wykończeni, ale szczęśliwi.
W takie dni wraca nadzieja, że wszystko będzie oki.
Dla mnie osobiście ten weekend był bardzo sentymentalny.
Mimo, że również bardzo zwariowany.
A jutro wyjątkowy kierat w pracy.
Ale też i dużo przyjemności.
Pożegnanie.
Ostatni mój dzień w pracy.
Nasza ucieczka z dziećmi już przypieczętowana.
Wszystko zapięte na ostatni guzik.
I w czwartek ...
baj, baju, będziem w raju ... 
 
 
wolna ... 2005-11-28 21:07
 
Jestem wprawdzie w stanie wskazującym, ale przedostatnie drzwi zamknięte na klucz.
W sumie, to pozostał mi jeszcze tylko jutrzejszy dzień, bo w środę po południu jedziemy na andrzejki, a po andrzejkach w siną dal.
Nie pochwalę się, gdzie jedziemy, żeby tak na wszelki wypadek nikt nic nie wiedział.
W każdym bądź razie, zgodnie z sugestią Marka, komputer i internet idą w odstawkę.
Prawdopodobnie na 2 lata, ale - zgodnie z sugestią Jacka - być może, że tylko na rok.
Mam nadzieję, że taki stan rzeczy pozwoli mi na szybsze zapomnienie tego, co powinnam zapomnieć już dawno.
W sumie, to wszyscy cieszymy się tak samo, choć nie powiem, że i nie odczuwamy pewnego niepokoju.
Żałuję tylko jednego, że nie udało i nie uda mi się przed wyjazdem spotkać z Jackiem, ale po powrocie mam nadzieję nadrobić stracony czas ...
 
 
rozdarta ... 2005-11-29 16:39
 
Nic nowego zresztą, czyli rozdarta, jak zwykle.
Z jednej strony tyle ludzi deklaruje tęsknotę, że wypadałoby zostać chociażby dla nich, a z drugiej tyle pięknych życzeń, że jeżeli chociaż połowa spełni się, to będę szczęśliwa.  Roll 
To tak pół żartem pół serio a propos komentarzy do poprzedniej notki.
 
A tak w ogóle, to pojęcia nie macie, jak bardzo mi ciężko stąd odchodzić na 2 lata.
Kiedy zaczynałam pisać tego bloga, to myślałam, że nie będę miała żadnych czytelników ze względu na nick.
Wprawdzie straciłam wszystkich czytelników poprzednich moich blogów, ale zyskałam nowych, którzy są dla mnie jeszcze cenniejsi, bo są ze mną w moich najgorszych chwilach.  Sign I Love You 
 
I proszę, nie martwcie się z powodu mojego odejścia, bo w moje miejsce wejdzie mój Ukochany, który pojawia się, ilekroć ja odchodzę i odchodzi, ilekroć ja pojawiam się.
A resume powyższego, to pewność, że doskonale uzupełniamy się, co rokuje długi i szczęśliwy związek ...
szkoda tylko, że nie nasz.
Na tej zamianie najwięcej zyskają blogi, bo odchodzi zwyczajna, szara i prosta dziewczyna, żeby mógł zaistnieć ktoś niezwykły, malowniczy i poeta na dodatek.
 
I pamiętajcie, że to nie jest moja ucieczka z blogów.
Uciekam od swoich problemów.
A na blogi, jak dobrze pójdzie, wrócę za 2 lata. 
Tymczasem wszystkim życzę wszystkiego naj ...
 
 
i do przeczytania ...  Email 
 
 
a tak w ogóle, to pewnie zdążę jeszcze jutro coś napisać.
Wieczorkiem z przyjaciółmi urządzamy sobie wróżby andrzejkowe przy czymś szlachetniejszym na pożegnanie, więc pewnie będzie ciekawy temat ...

 
 
do miłego ... 2005-11-30 18:06
 
To już moja ostatnia notka przed wyjazdem.
 
Zainteresowanym wyjaśniam, że jedziemy do USA, a konkretniej do Filadelfii, gdzie mieszkają na stałe rodzice Marka i moja najstarsza siostra cioteczna Marita.
Największy problem mam ja, bo nie znam języka angielskiego, nie wspominając już o jednej z jego odmian, tj. amerykańskiej wersji.
Wprawdzie przez jakiś tam czas chodziłam w ogólniaku na angielski, ale nasz anglista wymyślił sobie experyment i naukę rozpoczął od konwersacji.
No i jak okazało się, że mi język łamie się na wymowie, to dałam sobie spokój i przeniosłam się na francuski.
 
Wracając jednak do sedna, to byłam na tyle bezczelna, że wczoraj rano w sądzie na sprawie zapytałam, czy możemy na jakiś czas wyjechać z dziećmi do Marka rodziców w USA, na co sędzia odpowiedziała, że nie widzi żadnych przeszkód, co nawet poleciła zaprotokołować.
 
Wieczorkiem urządziliśmy naszym przyjaciołom pożegnanie połączone z wróżbami andrzejkowymi.
Największe szczęście miałam ja, bo wyszedł mi woskowy but, co wróży - wg staropolskich przepowiedni - przygody, wyzwania, karierę zawodową i duże pieniądze.
Przygody, wyzwania i duże pieniądze, to mogę sobie wyobrazić, że znajdę w USA, ale w jaki sposób mogę tam zrobić karierę zawodową nie znając języka, nie wiem.
Pożyjemy ... zobaczymy ...
 
a tymczasem mówię wszystkim, którzy tu zajrzą, do miłego ...
 
i wybaczcie, że nie szybko odezwę się, o ile w ogóle.
 
Uczciwie powiem, że obawiam się, czy kiedykolwiek będę miała ochotę na powrót do kraju.
W końcu nic ani nikt mnie tu nie trzyma.
Chcę pozostawić tu łzy i cierpienie.
 
Zawsze przecież można zacząć od nowa.
I na to liczę.
Nowe miejsce, nowi ludzie, nowy język ...
 
kochani ...
właśnie przeczytałam Wasze komentarze do poprzedniej notki i ...
płaczę ...
z żalu, że Was stracę, jak nie wrócę ...
jeszcze raz wszystkiego naj ... 




slodka_idiotka : :
sie 26 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Życie jest piękne ... 2006-01-01 20:22
 

czyli ...

 
Ameryka w oczach elki.
 
Jestem w kraju praktycznie od środy, ale tylko na trochę, na chwilkę, na sekundkę i od czasu do czasu będę tu bywać, niestety. Dzieciaczki zostały za oceanem, a ja z Markiem wróciłam niedawno z wrocka, gdzie byliśmy na sylwku. A jutro rozliczamy się z fiskusem, bo okazało się, że są sprawy nie do przeniesienia i kontynuowania. No chyba, że zdecydowalibyśmy się na stały pobyt, ale to raczej wykluczone. Pozostaje więc pokochać latanie i wcale nie jest to takie trudne. Wydawało mi się, że jak już polecę tak daleko, to nie będzie mi się chciało wracać. A tu niespodzianka, niespodziewanie i dokładnie okazało się, że lubię latać.
 
A co do Ameryki.
 
Kolorowy zawrót głowy, bo inaczej nie da się tego określić. Mowa oczywiście o Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, ale nie tylko. Ale od nich zacznę swoją prezentację.
 
No więc tak.
"Teściowej" przypadłam do gustu wyjątkowo, a szczególnie, jak zaproponowała mi przygotowanie wigilii i na własne oczy zobaczyła, że 12 potraw wigilijnych, to dla mnie coś tak oczywistego i prostego, że przygotowałam sama wszystko spokojnie w jeden dzień. Od tego momentu każdorazowo pukała się znacząco w czoło na widok własnego syna imieniem Marek, co tenże kwitował niezmiennie słowami: "ale angielskiego nie zna zupełnie". Mowa oczywiście o mnie, a wzięło się to, jak wkrótce "teściowa" mi wytłumaczyła stąd, że kiedyś powiedziała pochopnie, że dla niej nie do przyjęcia jest każdy, kto przybywa do kraju, którego języka nie zna zupełnie. Spokojnie odpowiedziałam jej, że wcale nie wstydzę się tego, bo Amerykanie też przyjeżdżają do Polski nie znając polskiego, a skoro oni, tacy bogaci, nie wstydzą się tego, to ja, biedaczka przy nich, też nie mam czego wstydzić się. W odpowiedzi usłyszałam: "i słusznie", po czym "teściowa" glebnęła - oczywiście psychicznie - i stwierdziła, że cofa to, co pochopnie powiedziała.
 
Życzenia wigilijne zakończyły się zupełnie niespodziewanie. Usłyszałam od Marka, że życzy mi jak najwięcej zdrowia, bo resztę wszystko już mam.  Tak mnie rozczulił, że zarzuciłam mu ręce na szyję i przylgnęłam do niego całym ciałem. Poczułam do niego tak wielką wdzięczność, że niewiele brakowało, żebym popłakała się. Trwało to chyba całą wieczność, ale w końcu zapragnęłam go pocałować. Pocałowałam raz, potem drugi, trzeci, piaty i chyba dziesiąty ... i chyba nie skończyłabym, gdyby nie roześmiał się. I usłyszałam brawa. Wszyscy pozostali klaskali. A było nas w sumie 13 sztuk. I nawet nie zmieszałam się, tylko spokojnie złożyłam mu życzenia zdrowia i spełnienia wszystkich, nawet tych najskrytszych marzeń. Qrcze, jeszcze kilka takich, a zakocham się w Marku powtórnie.
 
Przy okazji dowiedziałam się, że jest taki przesąd, jakoby nieparzysta liczba osób przy stole wigilijnym wróżyła śmierć komuś z ich grona. Na dodatek w czasie kolacji wigilijnej nie wolno wstawać od stołu nikomu do momentu, aż spróbuje każdej potrawy, bo w przyszłym roku umrze. Nie dotyczy to tylko osoby przygotowującej wigilię, która może odnosić brudną zastawę i przynosić nowe potrawy. No i tu popisał się Marek, który wstał i poszedł do kuchni po chleb nie czekając, aż ja go przyniosę.
 
A tak nawiasem mówiąc, to chcąc nie chcąc, automatycznie i nie chcący uczę się angielskiego, a dokładniej mówiąc, amerykańskiej wersji angielskiego, a to, co niechcący zagnieździ się w mojej pamięci, przerabiam natychmiast na polską wersję angielskiego. Znaczy wymawiam to tak, jakby to było polskie słowo, czyli bez kluch w gębie i z polskim akcentem, co sprawia, że i tak mnie nikt nie rozumie. W rezultacie Marek, "teściowa" i "teść" zgodnie stwierdzili, że powinnam opatentować swój pomysł, bo może znaleźć zastosowanie w szkółkach dla snobów, którzy chcą nauczyć się angielskiego, ale talent do oryginalnej wymowy mają równy mojemu.
 
Z rozpaczy zmusiłam "teścia" do zawiezienia mnie do Hioba, co zrobił nawet bardzo chętnie, bo jak opowiedziałam mu, kim jest Hiob, to stwierdził, że tacy ludzie nie istnieją i tylko własnooczny ogląd pozwoli mu na uwierzenie w to. Hiob, czyli zarośnięty Piotr, nie zawiódł i glebnął dosłownie, jak mnie zobaczył na własne oczy a słysząc mój angielsko - amerykańsko - polski stwierdził, że po 16. latach pobytu u niego będę mówiła czyściej, niż rodowici Amerykanie. Nie powiem, nawet cwanie to wymyślił, jako, że sam jest dokładnie 16. lat już w USA i ściągnął tam każdego chyba Polaka, do jakiego miał adres.
 
Powiem tak. Ameryka, a przynajmniej jej północna część, okazała się w rezultacie bardziej rozrywkowym krajem, niż Polska właśnie. Nie bedę ukrywała, że główną tego przyczyną okazałam się ja oczywiście. A dokładniej rzecz ujmując, moja ignorancja w zakresie wymowy, a raczej rozmowy z kluchami w gębie. I tak, jak Marek przewidywał, kto chciał ze mną rozmawiać, usiłował uczyć się języka polskiego, co okazało się bardzo komicznym przedsięwzięciem.
 
Marek stwierdził, że w sumie, to nawet mam rację. I miałam, bo sama nie odczuwałam żadnej konieczności rozmowy z kimkolwiek, więc język nie był mi na nic potrzebny. Powiem więcej. Żałowałam, że trafiłam w środowisko Polonii amerykańskiej i każdy, w różny tam swój autorski sposób, potrafił porozumieć się ze mną. Nie będę ukrywać, że liczyłam na większy luz, znaczy większą ciszę w kontaktach międzyludzkich. Tymczasem poznałam taką liczbę ludzi, że głowa mała.
 
Jednak niezależnie od wszystkiego, jednego jestem pewna na 100% ... nigdy nie zostanę tam na stałe. Nie potrafiłabym żyć na stałe z ludźmi, którzy w zaproszeniu piszą, żeby przynieść ze sobą swoją wódkę. Amerykańska gościnność. Toż przy czymś takim nie ma już nic, czego można wstydzić się. Ze wstydu bym się spaliła, gdyby ktoś z moich gości przyniósł na proszone przeze mnie przyjęcie coś swojego do jedzenia lub picia. Ech, szkoda słów.
 
A tak bardziej na poważnie, to straciłabym wiele zostajac tam na stałe. Problem w pieniądzach. Te, które otrzymuję, jako procenty od spadku, tutaj wystarczają mi na dostatnie życie, bo jest to miesięcznie w sumie około 4.500 złociszy netto. Nie dość, że pracować nie muszę, to mogę spokojnie i na niezłym poziomie utrzymać co najmniej 5 osób. Tam wartość tych pieniążków spada o około 50%, więc starczyłoby tylko dla mnie na życie na podobnym poziomie, co tutaj. W rezultacie musiałabym pracować. Z tego, co zorientowałam się, to jakoś tak jest, że pracować i zarabiać bardziej opłaca się tam, ale wydawać pieniążki tu.
 
A w związku z językiem, to nasunęła mi się przy okazji pobytu w USA taka myśl, że nie muszę już szukać bezludnej wyspy, gdzie mogłabym zamieszkać ze swoim Ukochanym. Wystarczy, że znajdę kraj, którego języka oboje nie znamy zupełnie i nie będziemy chcieli uczyć się go. I jak w nim zamieszkamy, to będzie tak, jakbyśmy zamieszkali na bezludnej wyspie, czyli krótko mówiąc, będziemy samotni pośród tłumu. Takie 2 w jednym. Dobrodziejstwa cywilizacji i dobrodziejstwa wspólnej samotności.
 
Poznałam Indian w ilości kilkunastu sztuk w różnym wieku i różnej płci. I - o dziwo - wcale nie w USA, a w Kanadzie, do której zostałam zawieziona zaraz po zdradzeniu swojego zainteresowania Indianami. Okazało się bowiem, że Marka tata zna jednego pełnej krwi Indianina mieszkającego w Kanadzie właśnie, do którego bezskutecznie wybiera się od roku w odwiedziny. Dzieciaki bez problemu pozostały z Marka mamą, którą polubiły od pierwszego wejrzenia. A ja, nie dość, że moja znajomość angielskiego niewiele zyskała, to jeszcze zapragnęłam nauczyć się czegoś po indiańsku, do czego już niezbędny był mi ktoś znający mniej więcej angielski. I dopiero na miejscu okazało się, że "moi" Indianie znają, a raczej kaleczą, w równej mierze angielski, co francuski, więc żaden tłumacz nie był aż tak bardzo konieczny. Tym bardziej, że z jednym z Indian na tyle przypadliśmy sobie do gustu, żeby Marek z desperacją zakupił sobie oryginalny tomahawk i rozpoczął naukę walki nim. Co by nie mówić, to Indianie są bardziej przyjacielscy i mili, niż Amerykanie, ale też bardziej przystojni i kochliwi. Na tyle, że kilka razy dziennie musiałam przypominać sobie na głos, że mam 5 lat urlopu od miłości.
 
Przy okazji zdementuję plotkę, jakoby Indianie śmierdzieli. Ci, których poznałam, pachnieli świeżością i wolnością, powietrzem i przyrodą. A jeden z nich dodatkowo był tak delikatny, jak żaden z mężczyzn, których do tej pory poznałam i zarazem tak męski, jak wszyscy mężczyźni, których znam, razem wzięci.
 
Ech ...
kolorowy zawrót głowy ...
a może coś jeszcze?
 
 
 

 
jestem ... 2006-01-01 23:08
 

"wielkie NIC, nawet trochę mniej,
jakby zero uwieńczone wiankiem zer

wielkie NIC w siebie zapatrzone
potem już dalej cisza
bez muzyki przetańczone cały bal
 
wielkie NIC, skrzętnie uzbierane
wielkie NIC, choć z pozoru COŚ
 
wielkie NIC, w Tobie zakochane,
puste jak oczu Twoich blask
tyle z tego, tyle z tego w końcu masz,
tyle z tego masz ..."
 
to wybrane słowa z piosenki Krzysztofa Cugowskiego, które prawie w pełni oddają moje negatywne odczucia w stosunku do siebie samej. O pozytywnych napiszę może innym razem.
 
A że akurat rozpoczął się nowy rok, więc i ja postanowiłam, po raz nie wiem już który, rozpocząć wszystko od nowa, zgodnie ze słowami "zawsze można zacząć od nowa", które stanowią motto tego bloga. Tym razem do tego kroku zainspirował mnie ktoś nieznajomy, kogo nawet imienia nie znam, ale na tyle miły i ważny, że postanowiłam "kroczyć odnowionymi drogami miłości i dobroci", czego mi życzył. Nie jestem pewna, czy potrafię, ale jestem pewna, że warto spróbować ...
 
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Jestem ... 2006-02-01 17:05
 
Wybrałam się wczoraj do Gordona z Majką i Marcinem, którzy tak nawijali po drodze, że na chwilę utraciłam kontakt z rzeczywistością, zakręciło mi się w głowie, poślizgnęłam się i wyglebałam się tak dokładnie, że wróciła moja kontuzja, na dodatek obydwu kolan.
Wprawdzie przy chodzeniu obywam się bez kul, ale tak bardzo boli, że najchętniej siedzę lub leżę.
Na pociechę mam tak piękną fryzurkę, że nawet Marek od razu odgadł jej autora i docenił klasę dobrego strzyżenia.

 
Policja ... 2006-02-02 17:07
 

Wczoraj udało się wyglebać starszemu chłopcu i to tak dotkliwie, że przyszedł z pokrwawionym kolanem i musiałam ratować go plastrem z bandażem.

Wściekłość ogarnia dosłownie na te nieposypane chodniki, na których lód nie pozwala spokojnie chodzić.
Dlatego dziś, jadąc na Policję, zabrałam ze sobą Marka, którego trzymałam pod rękę ze strachu przed następnym wypadkiem.
 
No i najgorsze, czyli po co ta Policja.
Wyszła taka sytuacja, że przyszła do nas do domciu pani kurator dzieci i po ogólnej rozmowie poprosiła mnie i Marka o wyjście z pokoju, bo chce porozmawiać z samymi dziećmi.
Kiedy już poszła sobie, dziewczynka zapytała mnie, czy chcę wiedzieć, o co ich pytała.
Powiedziałam, że nie, ale jak chce mi powiedzieć, to mogę posłuchać.
No i powiedziała, że pani kurator zapytała, czym ich bijemy, na co starszy chłopak powiedział szeptem, że rękami, a młodszy powtórzył to na głos.
Na to kuratorka zapytała ich, czy chcą wrócić do domu dziecka a oni odpowiedzieli, że nie.
Na pytanie, czemu, odpowiedzieli, że w domu dziecka bili ich drewnianymi wieszakami.
Zapytałam, czy to prawda, ale obaj chłopcy najpierw zaprzeczali, że to nieprawda, potem młodszy wyznał, że tylko starszy tak powiedział.
Zapytałam więc starszego, czemu kłamie, ale wypierał się.
No cóż, zarzut bicia jest poważnym zarzutem i konsekwencją może być sprawa w sądzie karnym, więc zadzwoniłam na Policję z pytaniem, czy mogą mi pomóc.
W rezultacie pojechaliśmy w trójkę na spotkanie, na którym najstarszy chłopak przyznał, że nie jest bity a powiedział tak tylko dlatego, że kuratorka kilkakrotnie ponawiała pytanie i zapewniała, że nic nam nie powie.
Został poinformowany o konsekwencjach takiego postępowania oraz przemocy wobec młodszego rodzeństwa.
Na koniec policjantka zapytała go, czy chce u nas być dalej, na co odpowiedział, że tak.
Mnie zapytała, czy chcę dalej mieć te dzieci, na co odpowiedziałam, że zdążyłam je pokochać i sama nie oddam ich ale gdyby ktoś mi je zabrał, to kamień spadłby mi z serca, bo mam już dość tych oskarżeń ze strony najstarszego chłopca.
To tyle o tej sprawie.
 
Jutro idę do Sądu zobaczyć, co o tej sytuacji napisała pani kurator.
 
Dzwoniła też dziś psycholog z Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej, że po badaniu zakwalifikowała młodszego chłopca do kształcenia specjalnego, ale nie pójdzie do szkoły specjalnej, tylko w swojej szkole będzie miał indywidualne kształcenie.
 
Fajnie jest ... 2006-02-03 19:45
 
Nic w Sądzie nie zobaczyłam, bo jeszcze akta nie dotarły z poprzedniego Sądu.
Muszę zajrzeć znów około połowy lutego.
 
Oddałam w Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej do skserowania 3 karty z leczenia w szpitalu psychiatrycznym młodszego chłopca i złożyłam swój szanowny podpis pod wnioskiem o kształcenie go programem indywidualnym na poziomie szkoły specjalnej.
 
Było też trzech tym razem facetów, którzy wymienili mi okno w kuchni.
 
No ja dziś to mam szczęście.
Przyjechał Piotrek z propozycją, żebym wybrała się z nimi do Paryża.
Uświadomiłam go dokładnie, co ja tam zwiedzałam, ale stwierdził, że chętnie zwiedzą Paryż od tej samej strony.
Nie pozostało mi nic innego, jak uśmiechnąć się przepięknie i wyznać, że domyślam się, po co tak naprawdę jestem im tam potrzebna.
Załapał od razu, że mnie nie przechytrzy i powiedział, że nie tylko do pilnowania dzieci jestem im niezbędna, ale również, jako znająca język francuski i mająca w Paryżu bezpłatne noclegi.
- Ale za to płacimy za wszystko i jeszcze dostaniesz kieszonkowe.
Popatrzyłam z nadzieją na Marka i nie zawiódł mnie, bo powiedział:
- Jedź, należy ci się.
Qrcze, będę miała darmowe i superanckie ferie zimowe.
Nie bardzo wiem wprawdzie od czego, ale jednak.
 
Śmiechu warte ... 2006-02-04 18:01
 
Jeden z blogowiczów znów zaczyna.
Ale tym razem nie żartuję.
Jak zwróci się do mnie "mała", odnajdę i zgwałcę.
 
A teraz słowo na niedzielę:
 
"nie mów nic, nie mów nic
nie chcę wiedzieć
co naprawdę dzieje się dokoła nas
nie mów nic, nie mów nic
daj mi siebie
miłość to jest wszystko
czego trzeba nam"
 
o ile ona w ogóle istnieje.
Bo coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to tylko taka zabawa facetów.
Bawi się taki dziewczyną, jak kotek myszką.
 
 
Odpoczywam ... 2006-02-05 18:30
 
Od poniedziałku muszę już niestety zacząć intensywniejsze życie, więc na razie wypoczywam, żeby zebrać siły i chęci, bo zleniwiałam ostatnio do granic wytrzymałości.
Zajrzałam do ulotki tabletek, które aktualnie łykam i zobaczyłam, że z działań niepożądanych, oprócz senności i niewyraźnego widzenia, które dotąd wyraźnie odczuwałam, są wymienione też zawroty głowy, co odczułam we wtorek na chwilę przed utratą równowagi i upadkiem na oblodzonym chodniku.
A poza tym, to głównie oglądam TV lub śpię, więc od poniedziałku na pewno miną już wszelkie bóle kolan.
 
Wczorajszego wieczorku najstarszy chłopak znów stracił panowanie nad sobą i zdemolował listwę elektryczną, co spowodowało wysadzenie bezpieczników i brak dopływu prądu do naszego domciu.
Na szczęście Marek wiedział, co zrobić i już prąd jest wszędzie tam, gdzie powinien być.
Jedyne, na co wpadłam ja, to zabranie mu radia, ale chyba niezbyt dobry to pomysł, bo już nie ma nic, ani telewizora, ani komputera, ani radia, więc pozostało mu tylko czytanie książek i nauka.
W sumie, to najchętniej pozbyłabym się go i powstrzymuje mnie przed tym tylko litość nad robaczkami, które nie są aż tak wredne, jak on.
 
Tym, którzy zaglądają tu i wiedzą, kim jestem wyjaśniam, że tym razem uciekam przed Jackiem, znaczy przed tym żonatym facetem, na którego ochota mi nie mija jakoś.
Niektóre jego fotki czasami goszczą na moim pulpicie i sprawiają, że im dłużej na niego patrzę, tym bardziej go pożądam.
Problem tylko w tym, że mimo ochoty i tak nie potrafię zeszmacić się, niestety.
 
W najgorszym wypadku ucieknę znów za ocean.
A czemu wróciłam, napiszę jutro.
Na dziś mam już dosyć po kolejnej awanturze z najstarszym chłopakiem.
Wymyślił sobie zabawę i co jakiś czas robił spięcie w prądzie.
Domyśliłam się, jak weszłam do jego pokoju w momencie, kiedy zgasło światło i zobaczyłam, że wychodzi spod biurka.
Marek musiał odsuwać wszystkie meble, żeby wyciągnąć listwę elektryczną ze sznurem, więc musiałam najpierw pousuwać rzeczy ze środka.
Umęczyłam się przy okazji trochę, ale z przyjemnością skonstatowałam, że kolana już mnie nie bolą ani trochę, więc jutro mogę wyruszyć z robaczkami "w miasto"
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Szczęście ... 2006-02-07 20:23
 
Ja to mam szczęście.
Jakoś tak unikałam od jakiegoś już czasu zaglądania w księgi gości na blogach, żeby znów nie przeczytać czegoś, czego wolałabym nie czytać, aż wczoraj niechcący zajrzałam w swoją na Pocahontas i wtopa.
Też wolałabym tego nie czytać.
Wpisał mi się Evan.
Wprawdzie już dawno, ale jednak.
Zresztą po awarii poprzedniego systemu często o nim myślałam, bo bardzo żal mi było jego wierszy, które kiedyś tam mi przysłał.
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak jednak napisać do niego, nie tyle na jego prośbę, co z prośbą o przysłanie tych wierszy.
 
Do kompletu zadzwoniła pani Elżbieta z pytankiem, czy mogłaby korzystać z netu przez resztę dnia i nocy.
Nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić się i dlatego wczoraj nie pojawiła się tutaj moja notka, którą zamierzałam napisać i zamieścić wieczorkiem.
 
A ponieważ nie miałam co ze sobą zrobić, więc poszłam do chłopaków na dyżur.
No i następna wtopa, bo był jeszcze Zbyszek, który z wielką radością powitał mnie i stwierdził, że wracam do pracy.
I nic nie pomogło moje tłumaczenie, że lada dzień po niedzieli mogę wyjechać.
Stwierdził, że chłopaki położyli dwie moje, pieczołowicie przygotowane i dopieszczone imprezy, więc wypadałoby, żeby choć trzecia wyszła na medal.
Żeby zachować twarz powiedziałam, że jak postawi francuskiego szampana, to zgodzę się i słowo stało się ciałem.
Nie powiem, o której wróciłam do domciu, bo nie wiem, a Marek nie rozmawia ze mną, więc nie mam u kogo zasięgnąć języka.
 
W każdym bądź razie rano spałam do południa.
O qrcze, ale to zabrzmiało.
Chyba jeszcze nie całkiem wytrzeźwiałam.

 
C'est la vie ... 2006-02-08 16:25
 
Marek ciągle gniewa się na mnie, ale był uprzejmy i rano poniżył się na tyle, że powiedział mi kilka przykrych słów.
Najciekawsze z nich, to stwierdzenie, że gdyby wziął sobie dziewczynę z błota, czy z rynsztoka, albo jakoś tak, to mniej by cierpiał, niż przy mnie.
Roześmiałam się trochę z przymusem i powiedziałam, że jak dyrektor stawia szampana i to na dodatek francuskiego, to nie wypada odmówić.
Tym bardziej, że piliśmy w lokalu i żaden z chłopaków nie odmówił, więc czemu niby ja nie miałam iść, skoro to ja byłam tego wszystkiego prowokatorką.
Do domu wróciłam taksówką, więc chyba nie sądzi, że taksiarz mnie po drodze przeleciał.
A jak tak sądzi, to mogę rozłożyć nogi i niech przekona się sam, że wszystko, co miałam, mam nadal.
Wściekł się i poszedł do siebie, a ja nie byłabym sobą, jakbym nie poszła za nim.
Uśmiechnęłam się do niego pięknie i czule i powiedziałam, że jak chce mnie przeprosić, to niech mi na zgodę postawi Karmi, bo mam kaca.
A najlepsze, że faktycznie poszedł i wrócił z jedenastym tomikiem Budki Suflera i butelką Karmi, która teraz stoi przede mną i "Uwodzi Smakiem", jak jest na niej napisane.
A Cugowski śpiewa właśnie - o ironio - "To nie tak miało być".
 
Zadzwoniła też przyrodnia, starsza siostra dzieciaczków z pytankiem, czy mogłabym pożyczyć jej pieniędzy.
Zapytałam, ile a ona na to, że tyle, ile mam.
Marzycielka.
Tyle, to własnej siostrze, gdyby jeszcze żyła,  bym nie pożyczyła.
Zbyłam ją stwierdzeniem, że akurat czekam na przelew i jak dojdzie, to do niej zadzwonię.
Powiedziała mi przy okazji, że 31. stycznia ub. roku wyszła za mąż, mieszka z teściami i właśnie remontują mieszkanie i na to potrzebuje pieniędzy.
Opowiedziała też, że jej młodsza siostra, z którą wspólnie i z moimi dzieciaczkami były w domu dziecka, okropnie pije i toczy się w sądzie przeciw niej postępowanie o odebranie jej dzieci i umieszczenie ich w domu dziecka, bo w ogóle o nich nie dba.
Tamta, jak była u nas z wizytą, mniej więcej to samo opowiadała o niej.
Paranoja.
 
A na koniec to, co najważniejsze.
Napisałam wczoraj do Evana i po kilku godzinach otrzymałam od niego odpowiedź, że szukał mnie dłuuugo, nawet na Apostole i ma mi dużo do opowiedzenia.
Nie napisał, gdzie jest a jedynie, że dziś wraca do Łodzi i odezwie się.
Podał też nr swojego gg i - uwaga! - komóry.
Ale nr!
A był takim przeciwnikiem komórek.
Większym, niż ja.
A może też dostał w prezencie ...?
Nie odzywałabym się, gdyby nie te wiersze.
Śmieszne, ale lubię poczytać coś cudownego.
W tej awarii systemu utraciłam je wszystkie.
Zostały mi tylko Księcia, bo były w poczcie.
Ale ja jestem zaborcza i chcę odzyskać wszystkie, które miałam.
Może nawet uda mi się odszukać gdzieś w necie maile do szeszyka i efraima, to też napiszę do nich.
Obaj napisali kiedyś dla mnie cudowne wierszyki.
Z żadnym z nich nie wiążę żadnych nadziei z różnych powodów.
Z Ewanem np. dlatego, że ciągle ma jakąś tam dziewczynę w realu a ja wycofuję się zawsze, ilekroć wyczuję inną kobietę.
Głupio wyszło, ale potem znajdę inną drogę do wycofania się z tej znajomości.
I mam do tego kilka powodów.
Jednym z nich jest fakt, że ciągle deklaruje miłość do mnie i twierdzi, że jesteśmy skazani na siebie.
Miłe to, ale bez przesady ...
 
a przed chwilą poszedł sobie Marcin, który przyszedł zapłacić za mieszkanko.
Powiedział, że zaspał, bo położył się spać dopiero o 8 rano.
Brakuje mu tylko jednej oceny, wszystkie pozostałe, to 5,0.
Na jego wydziale na stypendium naukowe wymagają średniej 4,5 a im jest ona wyższa, tym wyższe stypendium.
Ma facet głowę, bo w końcu studiuje na dwóch uniwerkach na dwóch wydziałach, wprawdzie oba artystyczne, ale jednak ...
 
Alter ego 2006-02-10 11:07
 
Idąc przez życie
zatracam się w sobie
pomału ale konsekwentnie
coś ze mnie odpada
zaczynam czuć się
coraz bardziej rozebrana
pokazuje się moje
wnętrze ...
 
jest to męczące
 
czy to jeszcze ja ...?
 
Świat jest piękny ... 2006-02-10 22:23
 
... szkoda tylko, że tyle wrednych ludzi jest na nim.
 
Pisałam już nie raz, ale jeszcze raz powtórzę.
Bronię rękami, nogami i zębami wszystkiego, co moje.
Również tego, co uznam za swoje.
Nawet, jeżeli w rzeczywostości moim nie jest.
Tak, jak te dzieci.
 
Łudziłam się, że to tylko Marek czepia się ich.
No i wiadomo, szkoła też.
Aha, kilka innych ludzi też.
Okazało się, że za oceanem czepia się ich jeszcze więcej ludzi.
No i skłóciłam się, a raczej pogniewałam się na nich wszystkich, więc spakowałam się i jestem.
Byłabym i tak, bo kuratorka zażyczyła sobie je zobaczyć właśnie teraz.
Tyle tylko, że potem wróciłabym jeszcze w ten inny, lepszy świat.
Ale nie wrócę.
Chyba, że po jakimś czasie.
Jak zapomnę.
Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale jednego jestem pewna.
Nie chcę na razie widzieć nikogo.
Rozmawiać z nikim też nie chcę.
Potrzebuję kolejnego urlopu.
Od ludzi ...
 
 
 
 
to jest notka wyjaśniająca, czemu wróciłam, którą napisałam wkrótce po powrocie i miałam zamiar zamieścić na innym blogu.
Zamieszczam dziś i tu, bo zaszły pewne okoliczności ...
jutro lub innym razem napiszę o nich dokładniej.
 
Krzysiek ... 2006-02-11 20:16
 
czegoś mi brak
czegoś pięknego
dotyku Twych ust
uśmiechu Twego
Twych czułych pieszczot
Twych oczu kochanych
Twej obecności
czyli Twojej miłości
 
Dostałam to wczoraj od niego.
Nawet nie zapytałam, czy sam napisał.
Nieważne.
Ważniejsze, że mi to dał.
Nawet, jeżeli nie tylko mi.
W sumie, to powinnam pod sufit skakać.
Wzrost 178 cm, waga 70 kg, ciemne oczy, ciemne włosy, ciemna karnacja, słowem z wyglądu mój ideał.
Sprzed roku.
Teraz dla mnie idealnie wyglądającym mężczyzną jest wysoki, ponad 180 cm i szczupły blondyn, z długimi i kręconymi włosami, niebieskimi oczami, poeta.
To właśnie słowo poeta sprawiło, że Krzysiek - ze słowami "umiem wiersz" - dał mi ten, który zamieściłam na wstępie.
Ciekawe, czy też zostałby nazwany grafomanem.
Qrcze, jak ja się zmieniam.
Nawet moje ideały zmieniają się.
I upodobania.
A notując swoje skróty myślowe marzę, że kiedyś ktoś znowu nazwie je wierszami.
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Evan ... 2006-02-12 18:17
 
Na wypadek, gdyby znów moje gg diabli wzięli, zamieszczę tu ku pamięci moją rozmowę z Evanem ...
 
 
- jaka warszawa?
- jestem w warszawie.
- mieszkasz?
- tak
- daj mi 10 minut, bo dopiero z pracy wróciłem i wyglądam, jak górnik
- oki
- hehehe
- zaraz bedę
- już jestem
- proszę powiedz, że w końcu dorobiłaś się numeru stacjonarnego
- nie
- za to ty komórki
- no nie wierzę
- co się stało?
- ja koma mam już dawno
- no jak można mieszkać w stolicy i nie mieć telefonu
- a już się tak ucieszyłem, że będziemy se mogli w końcu bez ograniczenia porozmawiać
- założą mi kiedyś
- na razie nie chcę
- widzę, że się nie zmieniłaś
- qrde
- a co u ciebie?
- przeszukałem pół polski
- nawet szukałem apostoła
- no więc
- od czego zacząć
- w sumie, to się troszkę pozmieniało
- tzn.
- bractwem dowodzę nadal
- działamy sobie spokojnie, jak dawniej
- skończyłem studia
- no i
- teraz uwaga
- w sierpniu będę tatą
- wow
- ożeniłeś się?
- czy ja wyglądam na idiotę?
- do ślubu to jeszcze daleko, o ile w ogóle będzie
- nikomu się do tego nie spieszy
- w kwietniu wracam do wojska już na 1000%
- a potem najprawdopodobniej w bieszczady do słuzby granicznej
- a teraz ty opowiedz, co u ciebie
- nic nowego
- jak było, tak jest
- no coś nowego, skoro jesteś w warszawie
- praca ta sama?
- nadal bez męskiej połówki?
- nie
- nadal
- hhh
- i już taka pozostanę
- niezła jesteś
- nie mów, że postanowiłaś zostać starą panną
- starym się nie zostaje, to kolej rzeczy
- qrde ...
- na razie nie mam ochoty na żadnego faceta
- nie uwierzę w to
- na razie?
- tzn. kogoś miałaś?
- jeśli mogę zapytać oczywiście
- tylko ......
- po nim już nikogo
- i nikogo nie chcę
- w realu mam Marka i mi wystarczy
- Marek
- hmmm
- no to i tak nowy nabytek nie?
- heh
- znam go najdłużej
- powiem coś, co cię pewnie nie zdziwi
- byłam niepełnoletnia, jak go poznałam
- cholender, ja chcę się z tobą w końcu spotkać
- ale po co?
- i wiedziałem, że to powiesz ...
- heh ...
- zawsze było "po co"? i widzę, że to się też nie zmieniło
- no nic ...
- szkoda
- ja też żałuję
- ale swoje zasady mam
- nie żałujesz ...
- zasady ...
- głupie, bo głupie, ale moje
- jakbyś żałowała czegokolwiek, to byś inne decyzje podejmowała ...
- ja trochę dorosłem ...
- i nie tak łatwo wcisnąć mi już kit
- ogólnie ostatnio nie jestem też w najlepszym stanie i jestem alergicznie nastawiony do pewnych rzeczy
- wczoraj z kumpla zrobiłem sałatkę bo się sam doprowadzał do depresji w imię "zasad"
- swoją drogą ...
- trochę dziwi mnie to, że moje wiersze "czytasz sobie do poduszki" a nawet nie chcesz poświęcić mi godziny czasu w warszawie
- to nie jest przyjemna myśl
- twoje wiersze są piękne i nie mają dziewczyny
- ehh
- jakby to był jakiś powód
- dla mnie jest
- może powinienem się przestać z koleżankami w ogóle spotykać ...
- dobra
- nie lubię zawodów miłosnych
- mniejsza ...
- jakich zawodów?
- ehh ...
- jeżeli chodzi o ciebie, to wszystko, albo nic, inaczej nie mogłabym
- wynajdujesz problemy, które nie istnieją ...
- to też się widzę nie zmieniło ...
- istnieją
- ahm
- czyli albo masz mnie całego albo wcale?
- dokładnie tak
- oj, tracisz przyjaciela ...
- wiem
- nie zrozumiem tego
- może mi być tylko przykro ...
- szczerze mówiąc, to mi też jest przykro
- wiesz
- to zależy tylko od ciebie ...
- co ja mogłem, to już zrobiłem, żeby się z tobą chociaż zobaczyć ...
- w sumie, jakbyś się tak nogami i rękoma nie broniła, to pewnie teraz bylibyśmy razem ...
- przecież odkąd się znamy, ty zawsze miałeś dziewczynę
- nie miałem ...
- i to długo ...
- zawsze mówiłeś, że masz dziewczynę
- przez większość czasu
- powtarzałem ci, że jestem sam
- i że chciałem przyjechać ...
- resztę znasz ...
- i to nikt inny, tylko ty sama wiecznie mnie zbywałaś ...
- zawsze byłem gotowy wsiąść w pociąg i po prostu pojechać
- szkoda, że nie zachowałam naszych rozmów na gg
- ja też niestety nie mam ...
- kochałem cię ...
- widzisz, raz przez ciebie płakałam i powiedziałam sobie, że nigdy więcej i to dlatego
- ja przez ciebie nie raz rzucałem rzeczami po ścianach ...
- właściwie po każdej dyskusji na temat dzwonienia i wyjazdów ...
- i wcale mi nie było do śmiechu
- bo to ty postawiłaś mi mur przed nosem
- sam widzisz, że parą nie bylibyśmy
- ty pamiętasz inaczej i ja inaczej
- heh ...
- czemu nie chciałaś mi nigdy poświęcić chwili
- bo zawsze miałeś dziewczynę
- nie miałem ...
- znaczy okłamywałeś mnie, bo tak naprawdę nigdy nie chciałeś się ze mną spotkać, tak, jak i ......
- ile razy ja pytałem, czy mogę przyjechać
- tak, raz nawet zaprosiłeś mnie do wyjazdu za granicę
- i wtedy też miałeś dziewczynę
- heh ...
 
 
- ehh no i zniknęła ...
- jakby ci się chciało looknąć ...
- adres bez zmian
- tylko zdjęcia inne ...
- wiesz ...
- w sumie mało powiedziałem Ci o sobie ... Bardzo dużo zmieniła pewna śmierć. Po tym zacząłem się mścić na świecie. Pod Twoją nieobecność stałem się z jednej strony lepszym człowiekiem. Z drugiej strony potworem, zdolnym do wszystkiego, zdrady, zabójstwa, zemsty. To, co przeżyłem przy tej śmierci spowodowało, że żadna śmierć nie robi na mnie wrażenia ...
 
 
to, co po przerwie, przeczytałam dopiero na drugi dzień, bo - jak zwykle - w trakcie rozmowy, wywaliło mnie z netu.
Wyszła wprawdzie już mega notka, ale i tak dołożę na gorąco jeszcze swoje 3 grosze, bo - jak widać - pamięć ludzka jest ulotna i potem okazuje się, że każdy co innego pamięta.
 
Jasne, że telefony mam, zarówno stacjonarny, jak i komórkę, ale nie widzę sensu podawania ich Evanowi, bo po co?
Ma dziewczynę, z którą spodziewa się dziecka, więc gdzie jest miejsce dla mnie?
Z mojego punktu widzenia, w naszych stosunkach zawiniłam o tyle, że zbyt szybko wzięłam się na lep pięknych słówek, ale taka już jestem.
Evan mnie uwodził cudownie, ale jak chciałam sprawę postawić na gruncie oficjalnym okazało się, że ma dziewczynę.
Na początku naszej znajomości powiedział, że dziewczyna go zostawiła i wyjechała na stałe do USA.
To wtedy właśnie płakałam przez niego po raz pierwszy i ostatni, jak postanowiłam.
Traktowałam go, jak takiego internetowego przyjaciela, ale udało mu się i tak nabrać mnie po raz drugi.
Wyjeżdżał na obóz treningowy za granicę i zaprosił mnie, bo jest akurat wolne miejsce, podał cenę, a ponieważ nie była wygórowana, więc zgodziłam się jechać z nim.
Zrobiłam paszport i powiedziałam mu o tym, że mogę z nim jechać.
Najpierw udawał, że mi nie wierzy, niby paszport kosztuje 500 złociszy, a kiedy powiedziałam, że mam go za stówę, czy nawet pięćdziesiątkę, nie pamiętam już dokładnie ceny, przestał na ten temat mówić.
Wtedy właśnie nie wytrzymała jego siostra i zdradziła mi, że Evan przez cały czas naszej znajomości ma dziewczynę i właśnie z nią jest za granicą na obozie sportowym.
Nawet mnie to nie zdziwiło, bo tego właśnie spodziewałam się po nim, jak przekonałam się, jak szczere było jego zaproszenie mnie do Austrii.
Jeżeli jakakolwiek dziewczyna na moim miejscu zgodziłaby się w tej sytuacji na to, żeby do niej przyjechał, to współczuję jej.
Na zakończenie tej naszej rozmowy, którą zamieściłam powyżej, Evan podał mi adres strony, na której zamieszcza swoje zdjęcia, taki serwis FOTKA, ale link nie działa i całe szczęście.
Nie wiem, o jakiej śmierci pisze, czy zmarła jego mama, czy tata, czy jeszcze ktoś inny, może któryś z przyjaciół przebywających w misji podobno pokojowej w Iraku ...
ale nie będę już pytała, bo jest to bez sensu.
I mam nadzieję, że jednak przyśle mi te swoje wiersze, o które go prosiłam, a jak nie, to też dziury w niebie nie będzie.
 
Oj, przydałby się jakiś przystojny brunet wieczorową porą, żebym przy nim mogła zapomnieć o tych wszystkich blondynach, z którymi się zetknęłam w ten czy inny sposób ...
cokolwiek by to miało znaczyć.

 
To i owo ... 2006-02-13 13:11
 

Koment spod poprzedniej notki:
 
jesli mieszkasz w warszawie i prawda jest to co piszesz o dzieciach - to wkrótce sie spotkamy - chyba ze znow zaczniesz krecic
k 2006-02-12 21:14

 
Nie wiem, kto jest jego autorem, ale niezależnie od tego, kto, to wyjaśniam, że naprawdę jest mi obojętne, czy ktoś wierzy w to, co piszę, czy nie wierzy.
A to dlatego, że nie piszę tego bloga po to, żeby ktoś go czytał, tylko dla siebie.
Nie zależy mi na komentarzach, bo nie chodzę po innych blogach sama, tylko dopiero, jak ktoś mi wpisze koment, w rewanżu czytam jego bloga i też komentuję.
Nie jestem też exhibicjonistką, jak uważa mój Ukochany, bo wtedy opowiadałabym wszystko swoim przyjaciółkom i przyjacielom z realu a jednak wśród nich uważana jestem za osobę bardzo skrytą.
Piszę to tutaj, bo - na szczęście - potrafię wszystko tak przedstawić, że nawet ci, którzy mieszkają w moim mieście, też nie potrafią na mnie trafić.
 
Wyjaśniam po raz enty, że piszę prawdę, jednak nie całą prawdę, żeby po niej nie zostać rozpoznaną.
Po prostu zatajam rzeczy, po których ktoś mógłby mnie konkretnie rozpoznać.
 
A co do spotkania ...
jak na razie, to nie mam ochoty na żadne spotkania i jak ktoś uważnie czyta tego bloga, to - przy założeniu średniego IQ, czyli na poziomie plus minus 100 - wie, czemu.    
Zresztą jest nawet bardzo prawdopodobne, że wkrótce znów wyjadę.
 
Jeszcze nigdy dotąd nie żałowałam, że nie spotkałam się z kimś z netu.
Za to już dwukrotnie żałowałam, że się spotkałam.
I dlatego wolę dmuchać na zimne.
 
 
 
 
A teraz mail od Evana:
 
Kiedyś powiedziałaś, że jeśli będę jachał na wojnę to pozwolisz mi choćby Cie uścisnąć. Cóż. niedługo może być ku temu okazja....
 
Ale to tylko tak ku pamięci, więc bez komentarza.
 
 
 
 
Poznałam już drugiego ochroniarza.
Przypadek ...
czy ...?
 
Dylemat ... 2006-02-14 11:57
 
Zaczęłam nową serię leków, które mają jeszcze bardziej wredne działania niepożądane od poprzednich i nie wiem, jak w tej sytuacji wytrzymam to, co mnie jeszcze czeka.
 
A teraz te pewne okoliczności, o których napisałam w zakończeniu notki nr 9 pt. Świat jest piękny ...
 
Przyszła pani kurator, tym razem społeczna, jakby tej etatowej było mało, na dodatek tuż przed godziną 20,00 i przetrzepała nam cały domek z dokładnością do jednego milimetra.
Kazała nawet otworzyć lodówkę i pokazać dokładnie, co w niej mam, bo owijam wszystkie wędliny w papier pergaminowy, więc musiałam każdą odwinąć, żeby mogła obejrzeć, czym karmimy dzieci. 
Później kazała pokazać, czy mamy w domciu słodycze dla dzieci, owoce i soki owocowe.
Słodyczy było nawet dość dużo, z owoców tylko banany ale soków zero, więc pokazałam jej sokowirówkę i wyjaśniłam, że soki robię na bieżąco.
Wredota zapytała dzieci, czy to prawda, a kiedy potwierdzili, zapytała ich, jakie soki im daję do picia.
Zgodnie powiedzieli, że najbardziej lubią z marchwi, więc kazała mi pokazać, że mam w domciu marchew.
No i jeżeli ktokolwiek miałby nadzieję, że w tej sytuacji nie napisze nic złego, nie byłby bardziej w błędzie. 
Pani kurator stwierdziła, że jest brudno.
Właściwie, to powinam ubić na miejscu, ale spokojnie zapytałam, co widzi brudnego.
W odpowiedzi usłyszałam:
- No, ale czysto też nie jest.
Tylko zabić, jak mawia Marek.
Fakt, w naszym domku widać, że mieszkają tu ludzie, ale brudno na pewno nie jest.
Chyba jednak wrócimy za ocean.
Alternatywą jest jedynie oddanie dzieci do domu dziecka, co byłoby i prostsze i wygodniejsze dla mnie.
Rzucić kości i jak będzie parzysta liczba oczek, to oddać je do domu dziecka a jak nieparzysta, wyjechać z nimi?
I tak na gorąco wyjaśniam mniej rozgarniętym, że to ironia.
Naprawdę już czasami sił mi brak na to wszystko, co mnie spotyka w związku z dziećmi i wtedy zaczynam czarnohumorzyć - to neologizm mojego autorstwa wymyślony na poczekaniu -  jednak swojego stanowiska nie zmieniam i brzmi ono cały czas tak samo:
kocham je wszystkie, całą trójkę i sama nie oddam ich nigdy bez naprawdę poważnej przyczyny, ale gdyby teraz ktoś mi je zabrał, kamień spadłby mi serca, albo - inaczej mówiąc - uwolniłby mnie od wielkiego ciężaru.
Czasami nawet żałuję, że jestem aż tak odpowiedzialna.
Ale - jak to mówią - głupich nie sieją, sami się rodzą.
 
A teraz kilka słów do pana k ...
Twój ostatni koment zabrzmiał mi, jak groźba, chociaż i poprzedniemu nic nie brakowało.
I nawet, jeżeli jesteś sędzią, prokuratorem czy policjantem, to też się Ciebie nie boję.
Nie robię tym dzieciom żadnej krzywdy, w przeciwieństwie do służb powołanych jakoby do działań w imię dobra dziecka.
Dowód?
A chociażby zachowania dzieci po każdej wizycie rzeczonych osób.
Nie będę rozwijała tematu, bo tak dokładnie rzecz ujmując, nie wiem, o co Ci chodzi.
Przyjaciel żeś czy wróg ...?
Powiem tak ...
z tego, co pamiętam, to o dzieciach zawsze piszę i mówię prawdę, chociaż uczciwie przyznaję, że nie całą prawdę.
A czy mijam się z prawdą, to sprawa dyskusyjna.
Załóżmy np., że trafiasz na mój ślad, przychodzisz do nas do domciu i widzisz, że dzieci jest piątka, więc zarzucasz mi, że minęłam się z prawdą.
Ja Ci na to odpowiadam, że nie minęłam się z prawdą, bo dzieci są faktycznie, tylko nie powiedziałam całej prawdy, to znaczy, że jest ich pięciu.
Ale pisząc o trójce nie minęłam się z prawdą, bo trójka jest i jeszcze dwójka.
Minięcie się z prawdą byłoby, gdybym pisała o piątce, a okazałoby się, że jest tylko trójka.
Tak to mniej więcej działa.
To tylko taki wymyślny przykład, bo dzieci faktycznie jest trójka.
A w ogóle, to zamiast dociekać, prościej byłoby po prostu zapytać.
Ja wyznaję zasadę, że ludzie uczciwi nie mają niczego do ukrycia, więc odpowiadają na każde pytanie ...
pozdrawiam. 
 
Walentynka ... 2006-02-14 20:22
 
Moja tegoroczna walentynka , to aria wprawdzie męska, ale płynąca również z mojej duszy ...
 
"Usta milczą
dusza śpiewa
kochaj mnie
 
usta milczą
pieśń rozbrzmiewa
kochaj mnie
 
bez TWOJEJ miłości
świat nic nie wart
kochaj mnie
 
uchyl, uchyl nieba
spełń to, o czym śnię
mnie jednego tylko trzeba
kochaj mnie ..."
 
od siebie dodałam tylko słowo TWOJEJ i wiem, że ON przeczyta tą walentynkę i zrozumie, że jest ona skierowana tylko do NIEGO.
 
 
 
Natomiast ja osobiście zgarnęłam tylko 7 walentynek i raczej już żadnej więcej nie spodziewam się, co nie znaczy, że nie czekam z utęsknieniem na tą najważniejszą.
Oglądałam wczoraj z kasety video "Rozmowy w toku", gdzie zobaczyłam i usłyszałam coś na mój kształt, znaczy kobietę, która jest w luźnym związku z równolatkiem i jednocześnie, w tajemnicy przed nim, dowartościowuje się z chłopakiem dużo młodszym od siebie.
U mnie jest tak samo, tylko całkiem inaczej, jak mówi Majka, dowartościowywałam się z równolatkiem, będąc jednocześnie w luźnym związku z mężczyzną starszym ode mnie.
Tyle tylko, że tam w grę wchodził dodatkowo sex z obydwoma panami, co sprawiało, że kobieta miała z tego, oprócz satysfakcji, również przyjemność.
Przypomina mi to sytuację, jak kiedyś Marek zapytał ze zdziwieniem jednej mojej znajomej, czemu ma aż 2 psy.
Odpowiedziała mu na to z przekąsem, że takie to już jest niesprawiedliwe życie, w którym jedni mają 2 psy, a inni 2 samochody i było to przycinkiem do nas, bo wówczas jeździliśmy dwoma, znaczy każdy swoim samochodem.
A wracając do poprzedniego wątku, to ja zbliżam się już do stanu, w którym będzie mi obojętne, z którym z moich dwóch ukochanych i czy koniecznie z nim, byle tego sexu w ogóle jak najszybciej posmakować.
 
Niewesoło ... 2006-02-15 17:12
 
Oczekiwanej i wytęsknionej walentynki nie dostałam, niestety.
 
Za to późnym wieczorkiem, przed snem, najstarszy chłopak w pewnym momencie wszedł do mnie do kuchi i zapytał, czy może mi dać walentynkę.
Zdziwiłam się bardzo, ale odpowiedziałam, że tak i wręczył mi ją ze słowem "przepraszam".
Jest to własnoręcznie wykonana przez niego laurka z jednym dużym sercem po środku i napisem w nim "Walentynki
2006
Kocham Cię"
i dziewięcioma małymi serduszkami wokół, z których 2 są zamalowane na czerwono a w siedmiu w środku jest napis "Kocham Cię".
Marek skomentował to tak, że chłopcy w tym wieku często kochają się w nauczycielkach, więc ta laurka wyjaśnia mu bardzo wiele i jest pewny, że zachowanie chłopaka ma jako przyczynę zazdrość o mnie.
 
Tego tylko mi brakowało!
 
Na dodatek jeszcze nie teraz odpocznę sobie od tego wszystkiego, bo Piotrek z Jolą zadecydowali, że wyjazd do Paryża przełożą na cieplejsze czasy, więc żadnych ferii od niczego na razie nie mam.
 
Moje złe samopoczucie spowodowało, że poszłam do lekarza i okazało się, że wróciło moje nadciśnienie mimo łykania tabletek.
160/100
Bywało wprawdzie gorsze, ale i to jest o wiele za wysokie.
Największy wpływ na pewno miały ostatnie zdarzenia, bo ja już tak mam, że wprawdzie jestem bardzo spokojna, jednak cierpi na tym moje ciało, niestety.
 
Nie wspomniałam jeszcze, że od Marka dostałam na walentynki, jak zwykle kawałek złota, który w tym roku jest wisiorkiem z czterema  serduszkami.
Problem tylko, że nie ma do tego łańcuszka i muszę go sobie sama dokupić.
Jak dobrze pójdzie, to już jutro wybiorę się do złotnika.
 
slodka_idiotka : :