Komentarze: 0
Consensus ... | 2005-04-01 00:16 |
Ostatnio za wiele dzieje się w moim życiu.
Robię ciągłe przymiarki do stabilizacji.
W piaskownicy ktoś założył temat żartów prima aprilisowych.
Wpadłam na pomysł i zapytałam pani Elżbiety, czy udało jej się zrobić kiedyś jakiś fajny żart.
Opowiedziała mi, że była nałogową palaczką papierosów, paliła już 30 lat, jak wpadła na pomysł i rzuciła palenie właśnie od pierwszego kwietnia.
Oczywiście nikt jej w to nie wierzył, wszyscy podejrzewali żart, a ona faktycznie od tamtego dnia - mimo, że minęło już 11 lat - nie pali.
Nasunęła więc mi się myśl zaadoptowania tego pomysłu do własnych celów.
Rzecz w tym, że opisując swoje życie, tu na blogach spotkałam się już drugi raz z zarzutem, że piszę telenowele brazylijskie.
Możliwe, nie wiem, gdyż nie oglądam telewizji na tyle często, by trafić na coś takiego, a jeżeli już oglądam, to programy popularno naukowe, filmy oparte na życiu typu "Z życia wzięte", rozmowy w toku, szansę na sukces, stratosferę i kilka innych rozrywkowych programów.
Ale skoro wygląda na to, że znowu nie jestem trendy, bo teraz w modzie telenowele brazylijskie, więc zakładam dziś nowy blog prima_aprilis, na którym w dalszym ciągu tak, jak dotychczas, będę opisywała swoje życie i wstawiała swoje skróty myślowe, a w gestii ewentualnych czytelników pozostawię już domysły, czy to real czy fikcja.
W każdym bądź razie nikt nie będzie mi już mógł zarzucić, że ściemniam, bo tytuł prima_aprilis uprzedza każdego, że to, co czyta, niekoniecznie jest prawdą, równie dobrze może być scenariuszem do telenoweli brazylijskiej lub czymkolwiek innym.
I mam nadzieję, że w ten sposób uzyskamy consensus ... |
Powaga ... | 2005-04-01 16:27 |
Jakoś tak ostanio mam, że najczęściej trafiam na ludzi z zerowym poczuciem humoru.
A jest to dla mnie o tyle ważne, że coraz częściej bywam w znakomitym nastroju, który charakteryzuje się głównie ochotą na żarty.
Masakra zaczyna się, jak trafiam na ludzi, którzy moje żarty biorą poważnie.
Tak na początek, to może wyjaśnię, że jak piszę komuś cmok, to nie oznacza autentycznego pocałunku i nie powinno wzbudzać żadnych podejrzeń.
Z tego też powodu, jak widzę w jakimś komentarzu, że dziewczyna dziewczynie pisze całuski, to nie podejrzewam u niej skłonności lesbijskich.
Natomiast do przekazania Ukochanemu miłosnego pocałunku ode mnie, mam specjalny obrazek, na którym dziewczyna obejmuje i całuje chłopaka.
A dzieje się tak dlatego, że raz przesłałam ten obrazek innemu facetowi i Ukochany zwrócił mi uwagę na znaczenie, jakie mu przypisuje.
Od tej pory ten obrazek wykorzystuję tylko i wyłącznie w rozmowie z moim Ukochanym.
Dzisiejszy dzień, mimo daty, rozpoczął się dla mnie bardzo poważnie.
Obudziłam się bowiem z tak wielkim bólem głowy, że jak tylko dzieciaki poszły do szkoły, od razu położyłam się z powrotem do łóżka.
Obudził mnie powracający z zakupów mój mężczyzna.
Dzisiejsza data skłoniła go do rozpoczęcia prac przygotowawczych do remontu jednego z pokoi dziecinnych.
Masakra!
Nie cierpię remontów w mieszkaniu.
Najchętniej wyjechałabym zostawiając klucze jakiemuś zakładowi remontowemu, żeby po powrocie zastać wyremontowane i posprzątane mieszkanie.
Niestety, mój mężczyzna, jak większość facetów, remont musi robić sam i to w mojej obecności, bo przecież ktoś musi go podziwiać, jaki zdolny.
Aaa ...
i jeszcze wyliczyć, ile zaoszczędził.
Zgodził się tylko na wymianę okna i zabudowę wnęki przez wyspecjalizowane zakłady .
Okno zostało wymienione w lutym, a wnęka zabudowana w marcu.
W ogóle, to zabudowa wnęki wyszła tak super, że nie wytrzymałam i pokój odebrałam Markowi, dałam Zuzce, a chłopaków umieściłam razem.
Nowe okno, nowy mebel, to i nowa lokatorka, która pewniej lepiej o to wszystko zadba.
Na kwiecień zaplanowaliśmy tylko malowanie i tapetowanie.
Na maj wymianę dywanu.
Zakup nowej wersalki na czerwiec.
Nowy komputer na lipiec.
I na tym zakończymy ten pokój, bo lampa, lampka i biurko są nowe.
W sierpniu nas nie ma, a od września rozpoczynamy unowocześnianie pokoju chłopaków, co pochłonie więcej kasy, bo pokój dużo większy.
Tyle plany.
Zobaczymy, jak pójdzie z realizacją.
Głównie na co i w jakim terminie wystarczy kasy. |
Brak ... | 2005-04-02 14:58 | |||
Zacznę od odpowiedzi na pytanko, które ktoś mi zadał w komentach do poprzedniej notki.
A brzmi ono tak:
I mam nadzieję, że to będzie właśnie ten blog.
Jakoś tak mam, że potrzebuję poczucia bezpieczeństwa.
Miałam je tylko do śmierci mamy, dlatego tak mi jej bardzo brak.
Dziwi mnie, jak ktoś opowiada, że rodzice np. każą mu płacić mandaty z kieszonkowego, czy coś w tym stylu.
Moja mama przede wszystkim chroniła mnie w tym sensie, że zawsze brała moją stronę i to niezależnie od tego, czy miałam rację, czy też nie.
Zawsze mogłam polegać na mojej mamie.
Miała nas trzy i za każdą walczyła, jak lwica.
Dlatego moim marzeniem zawsze było spotkać faceta, który da mi takie samo poczucie bezpieczeństwa, jakie dawała mi mama.
Niestety, do tej pory spotkałam tylko jednego takiego i jest nim Marek, którego nazywam obecnie moim mężczyzną z tego względu, że w domu mam dwóch Marków i tak ich odróżniam.
Na innych zawsze się zawiodłam pod tym względem.
A najbardziej boli mnie fakt, że zdarza mi się poznawać również facetów, z którymi na początku wiążę pewne nadzieje, a w rezultacie znajomość kończy się ich nienawiścią do mnie.
Marek mówi, że winna jest tutaj moja naiwość, bo w każdym człowieku widzę przyjaciela.
Coś w tym na pewno jest, czego najlepszym dowodem jest moja dwukrotna bytność w piaskownicy.
Jakoś tak za każdym razem było, że zraziłam tam do siebie kilku facetów.
Za pierwszym razem, to i może sama zawiniłam, bo zauważyłam, co ich okropnie denerwuje i znalazłam sobie dziką satysfakcję w denerwowaniu ich.
Sama miałam wtedy okropnego doła przez faceta, więc była to taka jakby rekompensata.
A poza tym, to denerwowałam tylko tych najgłupszych.
Ale za drugim razem po prostu żartowałam i wszystko wyglądało na to, że oni również, do momentu, aż jeden z nich powiedział, że flirtujemy.
O finale tej zadymy nie będę pisała, bo szkoda słów.
I moich łez.
Po raz kolejny okazało się, że jeżeli tylko wdam się w jakąś zadymę, to okazuje się, że mój Ukochany jest po drugiej stronie barykady.
Masakra!
Ale nieważne.
Najważniejsze, że go kocham i to wielką miłością, która starcza na nas dwoje. |
Dziwne ... | 2005-04-03 14:22 | ||
|
Balanga ... | 2005-04-04 15:03 |
Ufff ...
ale u nas gorąco.
Przed kilkunastoma minutami wróciłam z Markiem z gimnazjum.
Dyrektor przyjął nas osobiście, jak obiecał i zapewnił Marka, że zostanie przyjęty.
Chłopak poczuł się dowartościowany, bo chodził do najlepszej szkoły podstawowej, teraz będzie chodził do najlepszego gimnazjum.
Dziś mam dyżur dopiero od godziny 16,00 ale za to aż do 21,00 bo w programie mam po dyżurze spotkanie w klubie złamanych serc.
Żałoba narodowa, więc postaram się pisać same smuty.
I nawet chyba przyjdzie mi to bez większych trudności.
Jakoś tak ostatnio u mnie się właśnie porobiło, że smutów trochę się nazbierało i na dodatek wciąż dochodzą nowe.
No i nawet z radości potrafią narobić się smuty.
Na przykład mam zagwostkę, bo na sobotę i niedzielę mam zaproszenie na wesele we Wrocławiu.
Jadę z Jasiem, a partnera dostanę na miejscu.
Mój mężczyzna zostaje z pozostałą dwójką.
Najlepsze jest to, że upiera się, żebym jechała w sukience.
Sajgon, normalnie Sajgon.
Qrcze, jak wysłałam Evanowi moją najnowszą fotkę i zobaczył mój aktualny image, to już o niczym nie potrafi ze mną rozmawiać, jak tylko o sexie.
A to wszystko przez tą króciutką spódniczkę, bo Jola usadziła mnie tak, że na pierwszym planie widać moje nogi i nie tylko, co jest winą tej właśnie zbyt krótkiej spódniczki, a dopiero w tle bije po oczach moja rozmarzona mina.
Straszę mojego mężczyznę, że mogę zostać zgwałcona jeszcze w drodze, ale śmieje się tylko.
Sadysta.
Jedyne, co mi pozostaje, to w sobotę wyjść z domu wcześniej i przed wyjazdem kupić sobie spodnie na drogę i coś extra do przebrania na miejscu.
Masakra!
Sobota wesele, niedziela poprawiny i jeszcze wieczorem powrót do domu.
Z powrotem zostaniemy odwiezieni samochodem.
I już widzę minę mojego mężczyzny, jak mnie zobaczy.
Ale do domu wpuścić musi, bo mam tu dzieciaczki, sam nie da rady ich wychować.
Muszę się przed nim odkryć zaraz po powrocie, bo jak zobaczy dopiero na fotkach, to może być prawdziwy Sajgon.
Rety, w co ja się wpakowałam ...
|