lip 09 2006

Bez tytułu


Komentarze: 0

Evan ... 2006-02-12 18:17
 
Na wypadek, gdyby znów moje gg diabli wzięli, zamieszczę tu ku pamięci moją rozmowę z Evanem ...
 
 
- jaka warszawa?
- jestem w warszawie.
- mieszkasz?
- tak
- daj mi 10 minut, bo dopiero z pracy wróciłem i wyglądam, jak górnik
- oki
- hehehe
- zaraz bedę
- już jestem
- proszę powiedz, że w końcu dorobiłaś się numeru stacjonarnego
- nie
- za to ty komórki
- no nie wierzę
- co się stało?
- ja koma mam już dawno
- no jak można mieszkać w stolicy i nie mieć telefonu
- a już się tak ucieszyłem, że będziemy se mogli w końcu bez ograniczenia porozmawiać
- założą mi kiedyś
- na razie nie chcę
- widzę, że się nie zmieniłaś
- qrde
- a co u ciebie?
- przeszukałem pół polski
- nawet szukałem apostoła
- no więc
- od czego zacząć
- w sumie, to się troszkę pozmieniało
- tzn.
- bractwem dowodzę nadal
- działamy sobie spokojnie, jak dawniej
- skończyłem studia
- no i
- teraz uwaga
- w sierpniu będę tatą
- wow
- ożeniłeś się?
- czy ja wyglądam na idiotę?
- do ślubu to jeszcze daleko, o ile w ogóle będzie
- nikomu się do tego nie spieszy
- w kwietniu wracam do wojska już na 1000%
- a potem najprawdopodobniej w bieszczady do słuzby granicznej
- a teraz ty opowiedz, co u ciebie
- nic nowego
- jak było, tak jest
- no coś nowego, skoro jesteś w warszawie
- praca ta sama?
- nadal bez męskiej połówki?
- nie
- nadal
- hhh
- i już taka pozostanę
- niezła jesteś
- nie mów, że postanowiłaś zostać starą panną
- starym się nie zostaje, to kolej rzeczy
- qrde ...
- na razie nie mam ochoty na żadnego faceta
- nie uwierzę w to
- na razie?
- tzn. kogoś miałaś?
- jeśli mogę zapytać oczywiście
- tylko ......
- po nim już nikogo
- i nikogo nie chcę
- w realu mam Marka i mi wystarczy
- Marek
- hmmm
- no to i tak nowy nabytek nie?
- heh
- znam go najdłużej
- powiem coś, co cię pewnie nie zdziwi
- byłam niepełnoletnia, jak go poznałam
- cholender, ja chcę się z tobą w końcu spotkać
- ale po co?
- i wiedziałem, że to powiesz ...
- heh ...
- zawsze było "po co"? i widzę, że to się też nie zmieniło
- no nic ...
- szkoda
- ja też żałuję
- ale swoje zasady mam
- nie żałujesz ...
- zasady ...
- głupie, bo głupie, ale moje
- jakbyś żałowała czegokolwiek, to byś inne decyzje podejmowała ...
- ja trochę dorosłem ...
- i nie tak łatwo wcisnąć mi już kit
- ogólnie ostatnio nie jestem też w najlepszym stanie i jestem alergicznie nastawiony do pewnych rzeczy
- wczoraj z kumpla zrobiłem sałatkę bo się sam doprowadzał do depresji w imię "zasad"
- swoją drogą ...
- trochę dziwi mnie to, że moje wiersze "czytasz sobie do poduszki" a nawet nie chcesz poświęcić mi godziny czasu w warszawie
- to nie jest przyjemna myśl
- twoje wiersze są piękne i nie mają dziewczyny
- ehh
- jakby to był jakiś powód
- dla mnie jest
- może powinienem się przestać z koleżankami w ogóle spotykać ...
- dobra
- nie lubię zawodów miłosnych
- mniejsza ...
- jakich zawodów?
- ehh ...
- jeżeli chodzi o ciebie, to wszystko, albo nic, inaczej nie mogłabym
- wynajdujesz problemy, które nie istnieją ...
- to też się widzę nie zmieniło ...
- istnieją
- ahm
- czyli albo masz mnie całego albo wcale?
- dokładnie tak
- oj, tracisz przyjaciela ...
- wiem
- nie zrozumiem tego
- może mi być tylko przykro ...
- szczerze mówiąc, to mi też jest przykro
- wiesz
- to zależy tylko od ciebie ...
- co ja mogłem, to już zrobiłem, żeby się z tobą chociaż zobaczyć ...
- w sumie, jakbyś się tak nogami i rękoma nie broniła, to pewnie teraz bylibyśmy razem ...
- przecież odkąd się znamy, ty zawsze miałeś dziewczynę
- nie miałem ...
- i to długo ...
- zawsze mówiłeś, że masz dziewczynę
- przez większość czasu
- powtarzałem ci, że jestem sam
- i że chciałem przyjechać ...
- resztę znasz ...
- i to nikt inny, tylko ty sama wiecznie mnie zbywałaś ...
- zawsze byłem gotowy wsiąść w pociąg i po prostu pojechać
- szkoda, że nie zachowałam naszych rozmów na gg
- ja też niestety nie mam ...
- kochałem cię ...
- widzisz, raz przez ciebie płakałam i powiedziałam sobie, że nigdy więcej i to dlatego
- ja przez ciebie nie raz rzucałem rzeczami po ścianach ...
- właściwie po każdej dyskusji na temat dzwonienia i wyjazdów ...
- i wcale mi nie było do śmiechu
- bo to ty postawiłaś mi mur przed nosem
- sam widzisz, że parą nie bylibyśmy
- ty pamiętasz inaczej i ja inaczej
- heh ...
- czemu nie chciałaś mi nigdy poświęcić chwili
- bo zawsze miałeś dziewczynę
- nie miałem ...
- znaczy okłamywałeś mnie, bo tak naprawdę nigdy nie chciałeś się ze mną spotkać, tak, jak i ......
- ile razy ja pytałem, czy mogę przyjechać
- tak, raz nawet zaprosiłeś mnie do wyjazdu za granicę
- i wtedy też miałeś dziewczynę
- heh ...
 
 
- ehh no i zniknęła ...
- jakby ci się chciało looknąć ...
- adres bez zmian
- tylko zdjęcia inne ...
- wiesz ...
- w sumie mało powiedziałem Ci o sobie ... Bardzo dużo zmieniła pewna śmierć. Po tym zacząłem się mścić na świecie. Pod Twoją nieobecność stałem się z jednej strony lepszym człowiekiem. Z drugiej strony potworem, zdolnym do wszystkiego, zdrady, zabójstwa, zemsty. To, co przeżyłem przy tej śmierci spowodowało, że żadna śmierć nie robi na mnie wrażenia ...
 
 
to, co po przerwie, przeczytałam dopiero na drugi dzień, bo - jak zwykle - w trakcie rozmowy, wywaliło mnie z netu.
Wyszła wprawdzie już mega notka, ale i tak dołożę na gorąco jeszcze swoje 3 grosze, bo - jak widać - pamięć ludzka jest ulotna i potem okazuje się, że każdy co innego pamięta.
 
Jasne, że telefony mam, zarówno stacjonarny, jak i komórkę, ale nie widzę sensu podawania ich Evanowi, bo po co?
Ma dziewczynę, z którą spodziewa się dziecka, więc gdzie jest miejsce dla mnie?
Z mojego punktu widzenia, w naszych stosunkach zawiniłam o tyle, że zbyt szybko wzięłam się na lep pięknych słówek, ale taka już jestem.
Evan mnie uwodził cudownie, ale jak chciałam sprawę postawić na gruncie oficjalnym okazało się, że ma dziewczynę.
Na początku naszej znajomości powiedział, że dziewczyna go zostawiła i wyjechała na stałe do USA.
To wtedy właśnie płakałam przez niego po raz pierwszy i ostatni, jak postanowiłam.
Traktowałam go, jak takiego internetowego przyjaciela, ale udało mu się i tak nabrać mnie po raz drugi.
Wyjeżdżał na obóz treningowy za granicę i zaprosił mnie, bo jest akurat wolne miejsce, podał cenę, a ponieważ nie była wygórowana, więc zgodziłam się jechać z nim.
Zrobiłam paszport i powiedziałam mu o tym, że mogę z nim jechać.
Najpierw udawał, że mi nie wierzy, niby paszport kosztuje 500 złociszy, a kiedy powiedziałam, że mam go za stówę, czy nawet pięćdziesiątkę, nie pamiętam już dokładnie ceny, przestał na ten temat mówić.
Wtedy właśnie nie wytrzymała jego siostra i zdradziła mi, że Evan przez cały czas naszej znajomości ma dziewczynę i właśnie z nią jest za granicą na obozie sportowym.
Nawet mnie to nie zdziwiło, bo tego właśnie spodziewałam się po nim, jak przekonałam się, jak szczere było jego zaproszenie mnie do Austrii.
Jeżeli jakakolwiek dziewczyna na moim miejscu zgodziłaby się w tej sytuacji na to, żeby do niej przyjechał, to współczuję jej.
Na zakończenie tej naszej rozmowy, którą zamieściłam powyżej, Evan podał mi adres strony, na której zamieszcza swoje zdjęcia, taki serwis FOTKA, ale link nie działa i całe szczęście.
Nie wiem, o jakiej śmierci pisze, czy zmarła jego mama, czy tata, czy jeszcze ktoś inny, może któryś z przyjaciół przebywających w misji podobno pokojowej w Iraku ...
ale nie będę już pytała, bo jest to bez sensu.
I mam nadzieję, że jednak przyśle mi te swoje wiersze, o które go prosiłam, a jak nie, to też dziury w niebie nie będzie.
 
Oj, przydałby się jakiś przystojny brunet wieczorową porą, żebym przy nim mogła zapomnieć o tych wszystkich blondynach, z którymi się zetknęłam w ten czy inny sposób ...
cokolwiek by to miało znaczyć.

 
To i owo ... 2006-02-13 13:11
 

Koment spod poprzedniej notki:
 
jesli mieszkasz w warszawie i prawda jest to co piszesz o dzieciach - to wkrótce sie spotkamy - chyba ze znow zaczniesz krecic
k 2006-02-12 21:14

 
Nie wiem, kto jest jego autorem, ale niezależnie od tego, kto, to wyjaśniam, że naprawdę jest mi obojętne, czy ktoś wierzy w to, co piszę, czy nie wierzy.
A to dlatego, że nie piszę tego bloga po to, żeby ktoś go czytał, tylko dla siebie.
Nie zależy mi na komentarzach, bo nie chodzę po innych blogach sama, tylko dopiero, jak ktoś mi wpisze koment, w rewanżu czytam jego bloga i też komentuję.
Nie jestem też exhibicjonistką, jak uważa mój Ukochany, bo wtedy opowiadałabym wszystko swoim przyjaciółkom i przyjacielom z realu a jednak wśród nich uważana jestem za osobę bardzo skrytą.
Piszę to tutaj, bo - na szczęście - potrafię wszystko tak przedstawić, że nawet ci, którzy mieszkają w moim mieście, też nie potrafią na mnie trafić.
 
Wyjaśniam po raz enty, że piszę prawdę, jednak nie całą prawdę, żeby po niej nie zostać rozpoznaną.
Po prostu zatajam rzeczy, po których ktoś mógłby mnie konkretnie rozpoznać.
 
A co do spotkania ...
jak na razie, to nie mam ochoty na żadne spotkania i jak ktoś uważnie czyta tego bloga, to - przy założeniu średniego IQ, czyli na poziomie plus minus 100 - wie, czemu.    
Zresztą jest nawet bardzo prawdopodobne, że wkrótce znów wyjadę.
 
Jeszcze nigdy dotąd nie żałowałam, że nie spotkałam się z kimś z netu.
Za to już dwukrotnie żałowałam, że się spotkałam.
I dlatego wolę dmuchać na zimne.
 
 
 
 
A teraz mail od Evana:
 
Kiedyś powiedziałaś, że jeśli będę jachał na wojnę to pozwolisz mi choćby Cie uścisnąć. Cóż. niedługo może być ku temu okazja....
 
Ale to tylko tak ku pamięci, więc bez komentarza.
 
 
 
 
Poznałam już drugiego ochroniarza.
Przypadek ...
czy ...?
 
Dylemat ... 2006-02-14 11:57
 
Zaczęłam nową serię leków, które mają jeszcze bardziej wredne działania niepożądane od poprzednich i nie wiem, jak w tej sytuacji wytrzymam to, co mnie jeszcze czeka.
 
A teraz te pewne okoliczności, o których napisałam w zakończeniu notki nr 9 pt. Świat jest piękny ...
 
Przyszła pani kurator, tym razem społeczna, jakby tej etatowej było mało, na dodatek tuż przed godziną 20,00 i przetrzepała nam cały domek z dokładnością do jednego milimetra.
Kazała nawet otworzyć lodówkę i pokazać dokładnie, co w niej mam, bo owijam wszystkie wędliny w papier pergaminowy, więc musiałam każdą odwinąć, żeby mogła obejrzeć, czym karmimy dzieci. 
Później kazała pokazać, czy mamy w domciu słodycze dla dzieci, owoce i soki owocowe.
Słodyczy było nawet dość dużo, z owoców tylko banany ale soków zero, więc pokazałam jej sokowirówkę i wyjaśniłam, że soki robię na bieżąco.
Wredota zapytała dzieci, czy to prawda, a kiedy potwierdzili, zapytała ich, jakie soki im daję do picia.
Zgodnie powiedzieli, że najbardziej lubią z marchwi, więc kazała mi pokazać, że mam w domciu marchew.
No i jeżeli ktokolwiek miałby nadzieję, że w tej sytuacji nie napisze nic złego, nie byłby bardziej w błędzie. 
Pani kurator stwierdziła, że jest brudno.
Właściwie, to powinam ubić na miejscu, ale spokojnie zapytałam, co widzi brudnego.
W odpowiedzi usłyszałam:
- No, ale czysto też nie jest.
Tylko zabić, jak mawia Marek.
Fakt, w naszym domku widać, że mieszkają tu ludzie, ale brudno na pewno nie jest.
Chyba jednak wrócimy za ocean.
Alternatywą jest jedynie oddanie dzieci do domu dziecka, co byłoby i prostsze i wygodniejsze dla mnie.
Rzucić kości i jak będzie parzysta liczba oczek, to oddać je do domu dziecka a jak nieparzysta, wyjechać z nimi?
I tak na gorąco wyjaśniam mniej rozgarniętym, że to ironia.
Naprawdę już czasami sił mi brak na to wszystko, co mnie spotyka w związku z dziećmi i wtedy zaczynam czarnohumorzyć - to neologizm mojego autorstwa wymyślony na poczekaniu -  jednak swojego stanowiska nie zmieniam i brzmi ono cały czas tak samo:
kocham je wszystkie, całą trójkę i sama nie oddam ich nigdy bez naprawdę poważnej przyczyny, ale gdyby teraz ktoś mi je zabrał, kamień spadłby mi serca, albo - inaczej mówiąc - uwolniłby mnie od wielkiego ciężaru.
Czasami nawet żałuję, że jestem aż tak odpowiedzialna.
Ale - jak to mówią - głupich nie sieją, sami się rodzą.
 
A teraz kilka słów do pana k ...
Twój ostatni koment zabrzmiał mi, jak groźba, chociaż i poprzedniemu nic nie brakowało.
I nawet, jeżeli jesteś sędzią, prokuratorem czy policjantem, to też się Ciebie nie boję.
Nie robię tym dzieciom żadnej krzywdy, w przeciwieństwie do służb powołanych jakoby do działań w imię dobra dziecka.
Dowód?
A chociażby zachowania dzieci po każdej wizycie rzeczonych osób.
Nie będę rozwijała tematu, bo tak dokładnie rzecz ujmując, nie wiem, o co Ci chodzi.
Przyjaciel żeś czy wróg ...?
Powiem tak ...
z tego, co pamiętam, to o dzieciach zawsze piszę i mówię prawdę, chociaż uczciwie przyznaję, że nie całą prawdę.
A czy mijam się z prawdą, to sprawa dyskusyjna.
Załóżmy np., że trafiasz na mój ślad, przychodzisz do nas do domciu i widzisz, że dzieci jest piątka, więc zarzucasz mi, że minęłam się z prawdą.
Ja Ci na to odpowiadam, że nie minęłam się z prawdą, bo dzieci są faktycznie, tylko nie powiedziałam całej prawdy, to znaczy, że jest ich pięciu.
Ale pisząc o trójce nie minęłam się z prawdą, bo trójka jest i jeszcze dwójka.
Minięcie się z prawdą byłoby, gdybym pisała o piątce, a okazałoby się, że jest tylko trójka.
Tak to mniej więcej działa.
To tylko taki wymyślny przykład, bo dzieci faktycznie jest trójka.
A w ogóle, to zamiast dociekać, prościej byłoby po prostu zapytać.
Ja wyznaję zasadę, że ludzie uczciwi nie mają niczego do ukrycia, więc odpowiadają na każde pytanie ...
pozdrawiam. 
 
Walentynka ... 2006-02-14 20:22
 
Moja tegoroczna walentynka , to aria wprawdzie męska, ale płynąca również z mojej duszy ...
 
"Usta milczą
dusza śpiewa
kochaj mnie
 
usta milczą
pieśń rozbrzmiewa
kochaj mnie
 
bez TWOJEJ miłości
świat nic nie wart
kochaj mnie
 
uchyl, uchyl nieba
spełń to, o czym śnię
mnie jednego tylko trzeba
kochaj mnie ..."
 
od siebie dodałam tylko słowo TWOJEJ i wiem, że ON przeczyta tą walentynkę i zrozumie, że jest ona skierowana tylko do NIEGO.
 
 
 
Natomiast ja osobiście zgarnęłam tylko 7 walentynek i raczej już żadnej więcej nie spodziewam się, co nie znaczy, że nie czekam z utęsknieniem na tą najważniejszą.
Oglądałam wczoraj z kasety video "Rozmowy w toku", gdzie zobaczyłam i usłyszałam coś na mój kształt, znaczy kobietę, która jest w luźnym związku z równolatkiem i jednocześnie, w tajemnicy przed nim, dowartościowuje się z chłopakiem dużo młodszym od siebie.
U mnie jest tak samo, tylko całkiem inaczej, jak mówi Majka, dowartościowywałam się z równolatkiem, będąc jednocześnie w luźnym związku z mężczyzną starszym ode mnie.
Tyle tylko, że tam w grę wchodził dodatkowo sex z obydwoma panami, co sprawiało, że kobieta miała z tego, oprócz satysfakcji, również przyjemność.
Przypomina mi to sytuację, jak kiedyś Marek zapytał ze zdziwieniem jednej mojej znajomej, czemu ma aż 2 psy.
Odpowiedziała mu na to z przekąsem, że takie to już jest niesprawiedliwe życie, w którym jedni mają 2 psy, a inni 2 samochody i było to przycinkiem do nas, bo wówczas jeździliśmy dwoma, znaczy każdy swoim samochodem.
A wracając do poprzedniego wątku, to ja zbliżam się już do stanu, w którym będzie mi obojętne, z którym z moich dwóch ukochanych i czy koniecznie z nim, byle tego sexu w ogóle jak najszybciej posmakować.
 
Niewesoło ... 2006-02-15 17:12
 
Oczekiwanej i wytęsknionej walentynki nie dostałam, niestety.
 
Za to późnym wieczorkiem, przed snem, najstarszy chłopak w pewnym momencie wszedł do mnie do kuchi i zapytał, czy może mi dać walentynkę.
Zdziwiłam się bardzo, ale odpowiedziałam, że tak i wręczył mi ją ze słowem "przepraszam".
Jest to własnoręcznie wykonana przez niego laurka z jednym dużym sercem po środku i napisem w nim "Walentynki
2006
Kocham Cię"
i dziewięcioma małymi serduszkami wokół, z których 2 są zamalowane na czerwono a w siedmiu w środku jest napis "Kocham Cię".
Marek skomentował to tak, że chłopcy w tym wieku często kochają się w nauczycielkach, więc ta laurka wyjaśnia mu bardzo wiele i jest pewny, że zachowanie chłopaka ma jako przyczynę zazdrość o mnie.
 
Tego tylko mi brakowało!
 
Na dodatek jeszcze nie teraz odpocznę sobie od tego wszystkiego, bo Piotrek z Jolą zadecydowali, że wyjazd do Paryża przełożą na cieplejsze czasy, więc żadnych ferii od niczego na razie nie mam.
 
Moje złe samopoczucie spowodowało, że poszłam do lekarza i okazało się, że wróciło moje nadciśnienie mimo łykania tabletek.
160/100
Bywało wprawdzie gorsze, ale i to jest o wiele za wysokie.
Największy wpływ na pewno miały ostatnie zdarzenia, bo ja już tak mam, że wprawdzie jestem bardzo spokojna, jednak cierpi na tym moje ciało, niestety.
 
Nie wspomniałam jeszcze, że od Marka dostałam na walentynki, jak zwykle kawałek złota, który w tym roku jest wisiorkiem z czterema  serduszkami.
Problem tylko, że nie ma do tego łańcuszka i muszę go sobie sama dokupić.
Jak dobrze pójdzie, to już jutro wybiorę się do złotnika.
 
slodka_idiotka : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz