Archiwum 02 lutego 2007


lut 02 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Ja ... 2005-05-01 00:26
 
Czuję się odarta ze wszystkiego
Taka bez przeszłości i bez przyszłości.
Przeszłość wykasowałam.
Przyszłość zniknęła sama.
Wspominam pewną znajomość netową.
Wykasowaną z netu, pozostałą w duszy.
I ostatnie marzenia z nią związane.
Trzy tygodnie w Kołobrzegu.
Pierwszym jego zadaniem jest znalezienie mnie.
A to, po charakteryzacji, nie jest łatwe.
Jak z nawigacją u niego w porzo, trafi po dzieciach.
I po Sandrze, którą zna z fotografii.
Czy podejdzie i pocałuje mnie w usta?
Nie, musi udawać, że nie znamy się.
To jego drugie zadanie, gra i udawanie.
Musi znaleźć sposób na poznanie mnie oficjalnie.
I nigdy nie wydać się z faktem wcześniejszej znajomości.
Zaczynamy wszystko od nowa, albo bye.
Eh, rozmarzyłam się.
Ciekawe, czy oprze się Sandrze.
Podrywaczka, już ją widzę skaczącą wokół niego.
Na samą myśl zazdrość mnie ogarnia.
Która z nas dwóch znajdzie się w jego łóżku?
Stawiam na Sandrę, bardziej do niego pasuje.
Mimo, że czarnulka, to równie delikatna z wyglądu, jak on.
Ja, żeby do niego pasować, będę musiała ciągle grać.
Z natury jestem twarda, inaczej nie przeżyłabym.
Mój naturalny wygląd mówi "nie podchodź do mnie".
Twarda, zaborcza, egoistka, materialistka i nie tylko.
Wprawdzie nie postępuję zgodnie z zasadą
"po trupach do zwycięstwa"
ale to mówi mój wygląd i moje postępowanie.
Najgorsze, że ostatnio nawet nie potrafię znaleźć sobie nowego sensu życia.
Najprostsza, zdawałoby się próba zostania dziwką, też mi nie wyszła.
A tak w ogóle, to ciekawa jestem ich min, jakby zauważyli, że jestem dziewicą.
Ale prawdopodobnie nie zorientowaliby się nawet.
Po mnie nic by nie zauważyli, a w razie czego, wyparłabym się.
Owszem, jak trzeba, to potrafię zrobić minę niewiniątka.
Jak trzeba, to głosik też staje się słodziutki i obiecujący.
Nie wierz mi, nie ufaj mi, to motto stosowne do mnie ...
 
wczoraj w nocy na Polonii była powtórka Szansy na sukces z Czarno czarnymi.
Wykonawcy śpiewali bardzo stare piosenki.
Jedna z nich brzmiała tak:
 
"Odrobinę szczęścia w miłości
odrobinę serca czułego
jedną małą chwilę radości
u boku kochanego
stanąć z nim na ślubnym kobiercu
potem łzami zalać się
potem stanąć sercem przy sercu
i usłyszeć kocham cię ..."
 
gdyby nie ten ślubny kobierzec, to powiedziałabym, że ktoś znał moje marzenia już 100 lat temu ...
a może mniej lub więcej.
Rozkleiłam się tak, że oczy mi się pocą ...
 

 
 
 
Co mnie tu trzyma ...? 2005-05-02 00:16
 
W sumie, to myślę, że nic, a jeżeli już, to raczej należałoby zapytać, kto mnie tu trzyma.
Straciłam sens życia i jakoś nie mogę znaleźć sobie innego.
Jedyne, co wpadło mi na myśl, to znalezienie sensu w sexie.
I też nie wyszło, jak wszystko od jakiegoś czasu.
Może by i wyszło, gdybym nie była tak ukierunkowana na jednego tylko faceta.
Nie chodzi mi po prostu o to, żeby znaleźć się w czyimś łóżku.
Ja chcę się znaleźć tylko w łóżku jednego i to konkretnego faceta.
A zdałam sobie z tego sprawę dopiero, jak doszło do konkretnej rozmowy.
Mam swoje fantazje w tym zakresie, potrafiłam też zaakceptować cudze fantazje.
Wszystko było oki do momentu, jak zdałam sobie sprawę, że wszystko mogę zaakceptować, ale tylko w odniesieniu do jednego i to konkretnego faceta.
Z innymi facetami owszem, zaakceptować mogę prawie wszystko, ale nic z tego nie jest wykonalne, co więcej, dla mnie nie jest nawet wyobrażalne.
 
Nie trzyma mnie tu też mój mężczyzna, to pewne, bo go po prostu nie kocham.
Na pewno nie jest mi obojętny, ale to tylko kwestia przyzwyczajenia.
Fakt, jest kochany, ale tak, jak każdy inny facet.
Mój mężczyzna, którego nie kocham, to prawda.
A jestem z nim, bo nie mam nikogo innego.
Wiem, sama pisałam, że żaden facet nie jest mi do niczego potrzebny, ale to tylko taki wyraz buntu, więc nie dokładnie prawda.
Mój mężczyzna wprawdzie akceptuje te dzieci z domu dziecka, ale zupełnie nie potrafi się z nimi dogadać.
Chociaż ...
kupił rower i już drugi dzień poświęcił na wycieczkę rowerową z nimi.
Ale go nie kocham, bo nie kocha się za coś, to raczej kocha się mimo wszystko, jak ktoś mi kiedyś napisał w komentach.
Szczerze mówiąc, to najczęściej mnie denerwuje i to czasami do tego stopnia, że marzę o naszym rozstaniu.
 
Nie są w stanie zatrzymać mnie też te dzieci.
Przykre, ale tak to odczuwam.
Tłumaczę to sobie w ten sposób, że skoro ich mama zmarła i pozostawiła je, to czemu właściwie ja mam się przejmować, co z nimi się stanie, gdybym ja umarła.
Przecież w każdej chwili może zdarzyć się tragiczny wypadek, w wyniku którego zginę i takie ryzyko jest wplecione w życie każdego człowieka.
Można powiedzieć na upartego, że skoro je wzięłam, to powinnam starać się wywiązać ze swojego zobowiązania.
Tyle tylko, że oficjalnie, to są one u mnie tymczasowo i w każdej chwili mogą zostać odebrane i umieszczone w innej rodzinie.
To samo stanie się po mojej śmierci, po prostu wrócą do domu dziecka albo zostaną umieszczone w innej rodzinie.
A wzięłam je, bo wzorowałam się na dwóch znanych mi rodzinach, które uczyniły to samo wcześniej.
Jola i Piotrek wzięli 7 lat temu Maciusia, a teraz dobrali sobie dziewczynkę.
Pani Elżbieta z mężem wzięli trójkę rodzeństwa, a są już niemłodzi, bo mają trzech dorosłych synów.
Ja z kolei chcę kogoś kochać, a jak nie mogę znaleźć nikogo, kto chce być przeze mnie kochany, to spróbowałam spełnić się w miłości do tych dzieci, chociaż czasami to bardzo trudne.
 
Qrcze!
Jak na wojnie.
Ludzie strzelają, Pan Bóg kule nosi ...
 
 
 
 
Marek ... 2005-05-03 00:12
 
Opowiedział mi o szkole i internacie w Sandomierzu.
Powiedział, że tam poznał dziewczynę o nazwisku Adamska.
I że z tej znajomości nie ma przyjemnych wspomnień.
Nie pytałam o nic mimo, że bardzo jestem ciekawa.
Ale szanuję jego prywatność.
A poza tym wcale nie wiem, czy chciałabym usłyszeć tą historię.
Pamiętam, jak zawsze było mi przykro, gdy któryś z chłopaków, z którym wiązałam jakieś tam nadzieje, opowiadał mi o swoich byłych.
Lepiej nie wiedzieć, wtedy serce nie boli.
Przeszłość jest przeszłością i niech nią pozostanie.
 
A teraz zaczyna mi coraz bardziej imponować.
Dziś już trzeci dzień, jak w spokoju i ciszy wybrał się z dzieciakami na wycieczkę rowerową.
Nabieram coraz bardziej przekonania, że z nim dzieciaki są bezpieczne.
Nie odda ich z powrotem do domu dziecka.
I widzę, że dzieciaki zaczynają go uwielbiać.
Przedwczoraj jeździli 5 godzin, wczoraj 6 a dziś 8.
Jutro wybierają się znowu na wycieczkę rowerową.
Mam więc naprawdę dużo ciszy i spokoju.
Robię tylko zakupy i gotuję obiad.
Dziś nawet prania nie zrobiłam, bo okropnie bolała mnie głowa.
Mam zatkane uszy, więc widocznie ciśnienie znów mi skoczyło.
Na wszelki wypadek nie zrobiłam sobie kawy, tylko zaparzyłam i wypiłam kwiat głogu, który wspomaga pracę serca.
Przespałam kilka godzin i nawet nie wiem, ile.
Wieczorem sprawa wyjaśniła się, bo lunął deszcz, a potem jeszcze zagrzmiało.
Może jutro będzie chłodniej, bo dziś upał był ponad 30 stopni.
 
Szykuję się do wyjazdu ...
 
slodka_idiotka : :