Najnowsze wpisy, strona 5


sty 13 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Pierwsza dama siriusa 2005-07-06 22:21
 
Właśnie wróciłam z moich zagranicznych wojaży i to trochę wcześniej, niż miałam zamiar wyjeżdżając.
Niestety, moje życie już takie jest, że trudno ująć je w jakieś sztywne ramy.
Podobnie zresztą, jak mój internetowy pamiętnik.
Ciągle zdarza się coś, co każe mi zmieniać nicka i ciągle mam nadzieję, że to już mój ostatni nick.
Właśnie startuję z najnowszym nickiem i znów mam nadzieję, że już go nigdy nie zmienię.
Nie będę ukrywać, że bardzo imponuje mi ten tytuł.
Pierwsza dama, to nie byle co.
Wprawdzie chłopaki nadając mi ten tytuł mieli zapewne trochę inne jego usadnienie, jednak mnie bardzo imponuje właśnie taka a nie inna jego wymowa.
Imponuje mi każdy, bez wyjątku, człowiek potrafiący odpowiednio zachować się w każdej sytuacji.
Nie znaczy to, że skreślam tych, którzy tej wiedzy nie posiadają.
Sama zawsze staram się postępować tak, jak powinnam, chociaż - uczciwie przyznaję - nie zawsze mi się to udaje.
Zdarza mi się - niestety - czasami wyjść z siebie i stanąć obok.
A wracając do mojego tytułu ...
nie sądzę, że chłopaki nadający mi ten tytuł, tak do końca wiedzieli, co on dla mnie oznacza.
Przede wszystkim pomógł mi "stanąć na nogi".
Dlatego stał się moim nowym nickiem.
Najdroższym ze wszystkich, jakimi do tej pory kiedykolwiek i ktokolwiek mnie "ochrzcił".
I za to dziękuję Ci, urocza bandko z siriusa ...
a w podziękowaniu będę zamieszczała tu trochę wiadomości o mnie, które wprawdzie są znane czytelnikom blogów, ale dla Was będą wyjaśnieniem pewnych moich postaw, takich a nie innych.
 

 
 
Paryż 2005-07-07 21:04
 
Z planowanej trasy
Paryż, Ennepetal, Londyn, Dublin, Szkocja i USA
byłam tylko w Paryżu.
Czemu?
No cóż, Paryż, to takie miasto, z którego trudno wyjechać.
Zaprosił mnie Jarek, co było dość dziwne, bo to taka trochę pokrętna znajomość.
Znaczy Jarek, to kolega Wojtka, z którym łączą mnie więzy pokrewieństwa.
Mając takie zaproszenie nie pytałam, w jakim celu zostałam zaproszona, tym bardziej, że Jarek jest żonaty z rodowitą Francuzką.
Na miejscu okazało się, że oboje wiążą ze mną niczym nie pokryte nadzieje.
Wiedząc, że lubię dzieci, wymyślili sobie, że zaopiekuję się ich bliźniakami.
Dzieci kocham, ale nie aż tak, niestety.
 
Pewnego ranka obudziłam się rano i nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu.
Po prostu straciłam głos, całkowicie i zupełnie.
Owszem, były sygnały już wcześniej, bo zdarzało się, że dostawałam chrypki.
A ponieważ gardło bolało mnie bardzo, a temperaturę miałam 37,5 więc poszłam z Jarkiem do internisty.
Mimo, że ciągle byłam na antybiotykach, miałam stany podgorączkowe, gardło bolało a głos był bardzo zachrypnięty.
Po bezskutecznym leczeniu u lekarza internisty, poszłam z Jarkiem do laryngologa.
Znieczulił mi gardło i dokładnie go zbadał, po czym wypisał skierowanie do szpitala.
Wyjaśnił, że w moim gardle jest  jakieś zgrubienie i trzeba to dokładnie zbadać w szpitalu.
Na moje pytanie, czy może to być rak odpowiedział, że nie wie.
Nie pozostało mi nic innego, jak wracać do kraju.
 
Tu odszukałam ordynatora laryngologii i poszłam na wizytę do jego prywatnego gabinetu.
Zbadał moje gardło bez znieczulenia i podał mi 3 prawdopodobne przyczyny przewlekłego ale ostrego stanu zapalnego.
Przepisał tabletki, mam nadzieję, że tak dobre, jak drogie i dał skierowanie na zdjęcie płuc i posiewy.
Zdjęcie płuc wykazało jakieś zgrubienia.
Marek rozpacza, że to rak, bo zgrubienia idą od gardła aż do płuc.
Wprawdzie może tak być, ale nie musi.
Jestem okropnie przygnębiona, ale nie tracę nadziei.
Posiewy wyszły zerowe, a więc gruźlicy nie mam.
Zakończyłam terapię antybiotykami.
Łykam już tylko codzienne tabletki od nadciśnienia i te przepisane przez ordynatora.
Nie mam już stanów podgorączkowych.
Ogólnie też czuję się dużo lepiej.
Chrypa jednak nadal jest bardzo męcząca.
Jestem jednak w kraju, gdzie potrafię porozumieć się z lekarzem bez pomocy tłumacza, bo wprawdzie uczyłam się języka francuskiego 4 lata, ale zawiłości medycznych nikt mnie nie uczył, więc nie potrafię się w tym jezyku dogadać zupełnie z lekarzem.
Inna rzecz, że nie zawsze potrafiłam dogadać się również w życiu codziennym z rodowitymi Francuzami.
 
Staram się myśleć optymistycznie i z nadzieją ...
a z Francji pozostały mi głównie wspomnienia koniaków i win francuskich.
 
 
 
Stchórzyłam? 2005-07-08 20:35
 
Powinnam wczoraj iść do laryngologa na kontrolę, ale jakoś tak wyszło, że nie poszłam.
Może nie tyle stchórzyłam, co byłam trochę zmęczona, gdyż wcześniej musiałam załatwić pewną bardzo ważną sprawę.
A na kontrolę pójdę w poniedziałek, bo jeszcze do poniedziałku starczy mi tabletek.
W każdym bądź razie nie załamuję rąk, czemu mnie to spotkało, ale mam nadzieję, że jednak to nic poważnego i wszystko będzie oki.
I mam do tego podstawy, bo wprawdzie głos mam jeszcze zachrypnięty, lekko też pokasłuję, ale już gardło mnie nie boli w ogóle i nawet nie drapie mnie w gardle.
 
A Maciejowi w odpowiedzi na jego komentarz chcę napisać, że założyłam bloga, bo zawsze chciałam pisać swój pamiętnik, ale w realu jakoś mi to nie wychodziło, zawsze kończyłam go po kilku wpisach i zawsze było niebezpieczeństwo, że wpadnie w czyjeś ręce, kto go przeczyta i może wykorzystać przeciwko mnie.
Natomiast w necie tak naprawdę nikt mnie nie zna, bo nikomu znajomemu z realu nawet nie wspomniałam, że piszę bloga.
Miło jest mieć miejsce, gdzie zawsze można wpaść i poczytać o tym, co kiedyś było, jak się wtedy zachowałam, co robiłam, co myślałam i zastanowić się, jak postąpiłabym teraz i takie tam.
A poza tym tu mogę zapisać rzeczy, o których w realu nikt nie wie i nawet się ich nie domyśla, jak np. odnotować fakt, że mieszkam z kimś, z kim nic mnie łączy, kogo nie kocham, że mamy nawet oddzielne pokoje a ja w swoim zamykam się noc.
Nikt z realu też nie wie i nawet się nie domyśla, że kocham nie tego, który mnie kocha.
 
Mam nadzieję, że jeżeli już zdecydujesz się i założysz swojego bloga, to dasz mi jego adres, żebym mogła zostać jego wierną czytelniczką.
I taka uwaga, bloga nie pisze się w celu ujawnienia swoich tajemnic, ale po to, żeby mieć gdzie wyrzucić z siebie to, czego nie da się wyrzucić w realu.
Ja np. mam w realu wiele przyjaciółek i przyjaciół, ale nigdy nikomu z nich nie ujawniłabym tych swoich tajemnic, o których piszę na blogu.
 
 
 
Dzień pełen wrażeń 2005-07-09 21:34
 
Mimo zimna i padającego od rana deszczu pojechaliśmy z Markiem do bricomarche i kupiliśmy tapety i klej, bo od poniedziałku zaczyna tapetować jeden z pokoi.
Zostaliśmy sami, więc nudzi mu się niemiłosiernie i postanowił popracować na rzecz domu.
Zaraz po powrocie przyszedł do nas jeden z moich studentów wynajmujących moje mieszkanko i rozliczył się płacąc jednocześnie należność za październik, żebym przypadkiem nie znalazła sobie innych lokatorów.
Dopiero, jak poszedł, przypomniałam sobie, żeby sprawdzić swoją komórkę.
Rzecz w tym, że powinnam wczoraj wykupić nową kartę i nie zrobiłam tego, bo zdecydowałam się zrezygnować jednak z wątpliwej przyjemności posiadania komórki.
W sumie, to jej nr mają tylko dwie osoby, ale ja na liście mam ich tyle, że nie chce mi się nawet liczyć.
Na dodatek tak naprawdę, odkąd ją mam, to potrzebna mi była tylko jeden raz.
Co miesiąc przepadały mi bezpłatne minuty, a teraz co najmniej połowa karty, bo nie za bardzo miałam do kogo i po co dzwonić, a jeżeli już dzwoniłam, to na siłę, byle wydzwonić zapłacone minuty.
Bez sensu.
W każdym bądź razie komórkę mam już zablokowaną i nie mogę nic z niej wysłać ani połączyć się z nikim, ale podobno przez miesiąc można jeszcze do mnie dzwonić i przysyłać smsy.
 
Reszta jest milczeniem ...
 
 
 
Była to głupia miłość, która ze mnie zakpiła
2005-07-10 22:18
 
Żeby nie było żadnych nieporozumień, to głupia była moja miłość.
Kiedyś Marek powiedział mi, że nie umiem kochać.
Poczułam się urażona, bo nie rozumiałam, co ma na myśli.
Teraz już wiem, wyjaśnił mi, że kiedyś też zakochał się taką głupią miłością i też zakończyło się to tak, jak u mnie.
Okazuje się, że można zakochać się mądrą miłością.
To znaczy miłością, w którą nie wkłada się całej siebie.
Powiedziałabym wyrachowaną miłością.
Ale za to bezpieczną.
Taka miłość nie boli.
I nic więcej na ten temat nie napiszę.
Nie dlatego, że nie chcę.
Tego nie da się po prostu wyjaśnić.
Żeby zrozumieć, o czym tu piszę, trzeba samemu to przeżyć.
W każdym bądź razie na dzień dzisiejszy faceci są dla mnie tylko pięknym zjawiskiem, które mnie nie dotyczy i nigdy nie będzie dotyczyć.
Owszem, zdarzyło się, że na widok pewnego zdjęcia serce zabiło mi mocniej, ale nic więcej.
Słyszałam kiedyś określenie "miłość z rozsądku" i myślę, że to jest miłość, którą teraz potrafię kochać.
I tak, jak czas leczy rany, tak też czas pokaże, czy słowo "kocham" kiedykolwiek przejdzie przez moje gardło.
 
Nie lubię poniedziałów, a jutrzejszego zaczynam się bać.
Idę do lekarza i jestem pełna niepokoju, co powie.
Jak przeżyję jutrzejszy dzień, znaczy będę żyła ...
 
 
 
slodka_idiotka : :
sty 13 2007 Bez tytułu
Komentarze: 1

Nie lubię poniedziałów 2005-07-11 20:16
 
Generalnie.
Ale dzisiejszy nie był najgorszy.
Na kontrolę do laryngologa pojechałam sama autobusem.
Dziękuję Bogu, że nie dałam się władować do szpitala w Paryżu.
Lekarz stwierdził, że jest dużo lepiej a nawet prawie dobrze, jednak coś tam jeszcze musi podleczyć i wyszłam od niego z trzema receptami.
O szpitalu nawet się nie zająknął.
Całe szczęście, że nie wspomniałam mu o skierowaniu do szpitala, kóre mam w swoim posiadaniu.
Nie musiało, ale mogło to mieć wpływ na inne jego podejście do mojej choroby.
Na przystanku przypatrywał mi się pewien interesujący facet.
Usiadł przy mnie w autobusie.
Po jakimś czasie przysunął do mnie swoją nogę.
Nie reagowałam, więc przysunął się do mnie cały.
Zrobiło mi się wyjątkowo miło.
Qrcze!
Wyjdzie na to, że mój Ukochany miał rację i pięć lat urlopu od facetów okaże się zbyt długim czasem.
Z trudem, ale wstałam i wysiadłam na swoim przystanku.
Na szczęście nie wysiadł za mną i nie próbował zaczynać żadnej rozmowy.
A wczoraj w necie w interesującym miejscu poznałam interesującego faceta, ale chyba nic z tego nie będzie, bo zakończył korespondencję mailową ze mną.
 

 
 
Nienawidzę wtorków 2005-07-12 23:23
 
Tak, nie lubię poniedziałków, a wtorków nienawidzę.
I będę to powtarzała w nieskończoność.
Kolejny, okropnie upalny dzień, mija.
Nie powiem, żebym się nudziła, bo rano okazało się, że muszę iść do lekarza po receptę, więc poszłam.
Przy okazji kupiłam prawie siedmiokilowego arbuza, którego zjadłam na pół z Markiem.
Do banku nie poszłam, bo już było zbyt upalnie i nie chciało mi się.
Mijając fryzjera pomyślałam o odświeżeniu balejagu, ale nie w taki upał.
Poczekam na chłodniejsze dni.
Kupiłam też dwie butelki maślanki i dwa piwa "Karmi" kawowe.
Maślankę wypiłam, ale piwa nie miałam odwagi otwierać.
Gazowane i szkodzi na chore gardło.
Ale jutro nie tylko jedno otworzę, ale i wypiję.
Z gardłem kolejny postęp, bo głos mój już niewiele różni się od normalnego, chociaż chrypka jest jeszcze wyraźnie słyszalna.
Napawa mnie to kolejną otuchą, że to jednak nie rak.
Ale pewności nie ma, więc ...
 
 
Kim jestem, dokąd zmierzam ... 2005-07-13 22:53
 
No właśnie, kim ja właściwie jestem?
A skąd ja mam wiedzieć, jak nawet lekarz ma kłopoty z interpretacją moich wyników badań.
Okropnie się zdziwił, że posiewy wyszły zerowe i powiedział, że przecież byłam szczepiona, bo mam znaki, więc coś wynik powinien pokazać.
Na dodatek powiedział, że na każdą wizytę mam przynosić zdjęcie, bo trzeba będzie skonsultować je, tylko nie zrozumiałam, z kim i po co.
Więc wygląda na to, że jednak z moimi płucami nie jest w porzo.
Ale gruźliczką nie jestem, co najwyżej mam raka, bo jakieś zgrubienia w opisie są.
Qrcze!
Czy to się wreszcie skończy?
Chcę wiedzieć, kim jestem, chorą osobą, czy zdrową?
I dokąd zmierzam?
Czy zdążę jeszcze poznać wszystko, co warte jest uwagi i experymentu?
Z rozpaczy wypiłam oba piwa.
Super!
Polecam, "Karmi" o smaku kawowym.
Mnie poszkodziły, bo znów chrypka większa i pokasłuję czasami, ale to tylko dlatego, że gazowane.
No tak, dziś trzynasty, wiec i myśli takie bardziej trzynaste.
Jutro będzie lepiej ...
 
 
 
Refleksja 2005-07-14 22:04
 
Mija kolejny dzień upału, a miało dziś padać.
Marek zakończył malowanie i tapetowanie pokoju i z rozmachu pomalował jeszcze łazienkę.
Jutro będzie sam sprzątał, bo wkurzyłam się i zastrajkowałam.
W końcu można było wziąć zakład malarski, wszystko robią szybko, ładnie i jeszcze po sobie sprzątają, to nie, musi sam.
W ogóle, to facet denerwuje mnie coraz częściej i albo go wygonię albo sama ucieknę.
Nie wiem, jak komu, ale mi facet w ogóle nie komponuje się w kuchni, a jeżeli już wejdzie, to może ciekawsze rzeczy robić, niż gotowanie.
Całe szczęście, że jednak nie zgodziłam się na ślub, bo jeszcze musiałabym jeść to, co on gotuje, a tak, to gotuję sobie sama, albo pomijam obiad.
Wkurza mnie też to jego przekonanie, że mam raka, bo przecież wytłumaczyłam mu, że dziś mam większą chrypkę, bo wczoraj wypiłam 2 piwa i jutro będzie już lepiej.
Nie dość, że zupełnie nie ma poczucia humoru, to jeszcze od razu wszystko czarno widzi.
Qrcze, niech wreszcie się ochłodzi, bo muszę połazić po sklepach i kupić nowe zasłony.
No i mam ochotę na nowy balejage.
 
 
 
Dawno nie płakałam 2005-07-15 21:25
 
Zaczęło się wczoraj na siriusie od eleganckiego zaproszenia mnie do Bydgoszczy.
"Muszę posprzątać".
Znaczy, zaprosi mnie do domu, więc obiecałam ugotować obiad i upiec ciasto.
Ktoś inny napisał, że też mnie zaprasza, ale nie do mieszkania, tylko do miasta.
 
Dziś rano obudziłam się za wcześnie, żeby wstawać, więc sobie poleżałam i powspominałam.
Na początku wczorajszy dzień, ale później przypomniał mi się mój Ukochany, jak powiedział mi kiedyś o bibliotece swoich rodziców a ja wyraziłam chęć zobaczenia jej.
"Muszę najpierw wyexpediować z domu rodziców".
Znaczy, wstydzi się mnie przed rodzicami i na to wspomnienie łzy stanęły mi w oczach.
Qrcze ciekawe, kiedy wszystko przestanie mi się kojarzyć z jedną tylko osobą.
 
Nastrój zrównoważył mi się dopiero, jak zajrzałam na blogi.
Z radości włączyłam swoje wszystkie hip hopy, na dodatek na cały regulator i po niedługim czasie śpiewałam, a raczej fałszowałam, jakbym nigdy nie miała chorego gardła.
Nie, głos jeszcze nie całkiem mój, słychać wyraźnie chrypkę, ale to, że mogę śpiewać, graniczy z cudem, bo jeszcze niedawno każde wydobycie nawet szeptu z gardła sprawiało mi olbrzymi ból.
Marek z przerażeniem w oczach złapał rower i pojechał Bóg wie gdzie.
I miał rację, bo jak wrócił, chrypiałam już na całego, a nawet trochę pokasłuję, niestety.
Przypomniało mi to, jak Darek kiedyś powiedział do mnie
"uważaj, bo przełożę przez kolano, zadrę sukienkę i wleję parę klapsów, no tak, ale jak zadrę sukienkę i zobaczę, gdzie mam bić, to nie uderzę".
Z radości postanowiłam, że któregoś dnia po niedzieli rzucam wszystko i jadę w Polskę ...
a może dokończyć moją podróż?
 
Urocza bandko z siriusa ...
odpowiedź dla Was jest na końcu bloga, przy pierwszej notce, pod Waszymi komentarzami ...
całuski dla Was wszystkich razem i dla każdego z osobna.
 
 
 
slodka_idiotka : :
sty 13 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Bezpieczna ...? 2005-07-16 22:15
 
Wczorajsza burza nawet nie przeraziła mnie szczególnie, tym bardziej, że krążyła ciągle gdzieś w pobliżu, ale dość daleko, żeby czuć się bezpieczną.
A w nocy miałam cudowny sen, że wokół burza szaleje, a ja leżę sobie bezpiecznie w męskich ramionach, mam oczy zamknięte i boję się je otworzyć, żeby zobaczyć, w czyich ramionach leżę, bo mógłby on zniknąć, jak sen jakiś złoty.
Qrcze, nie wiem, czemu, ale każdy mężczyzna, który by mi pasował, traktuje mnie, jak dziecko.
Najśmieszniejsze jest to, że najczęściej ostrzegają mnie przed niebezpieczeństwem, jakie stwarza internet.
Ale najbardziej mnie rozwalają wszelkiego typu rady i porady od wszystkich, którym wydaje się, że jestem głupia, albo coś w tym stylu.
Ostatnio nawet nie wytrzymałam i markizowi wywaliłam kawę na ławę, że jak ktoś w wieku 20 lat będzie studiował na dwóch kierunkach, pracował i miał własne mieszkanko, wprawdzie małe, bo tylko dwupokojowe, ale kupione za własnoręcznie zarobione pieniążki, to wtedy może mi udzielac rad, porad i czego chce jeszcze. 
W pozostałych przypadkach wara ode mnie.
To jest moje życie i chcę je przeżyć tak, jak chcę a nikomu nic do tego, bo nikomu moimi działaniami krzywdy nie robię, a nawet wprost przeciwnie, są tacy, którym pomogłam.
W internecie też potrafiłam odpowiednio się zabezpieczyć, np. internet mam z pewnych względów zarejestrowany na inną osobę, łączę się z nim przez modem za pomocą kodów dostępów, które mogę wbić w dowolny komputer na terenie całej Polski, pod warunkiem, że telefon jest u tego samego operatora, więc ktoś, kto chciałby mnie namierzyć, zawsze trafiał będzie tylko na osobę, na którą net jest zarejestrowany.
A to, że wysyłam na życzenie swoje fotki, to proste, bo jestem tak mało fotogeniczna, że nikt w dziewczynie z fotografi nie rozpozna mnie, w zasadzie na każdej fotce wyglądam inaczej, choć podobnie, a poza tym w realu chodzę w sukienkach, więc nie wysłałam swoich fotek w sukienkach, z kortu tenisowego, czy z popisów tanecznych, a tylko w spodniach, w których ostatnio w ogóle nie chodzę.
Jestem zbyt tchórzliwa, żeby się narażać na różne takie ...
 
a dzień dzisiejszy rozpoczęłam od obejrzenia w lustrze mojej pupci.
Okazuje się, że faceci bardzo zwracają u kobiety uwagę na tą część ciała, szczególnie, jak jest na plaży ubrana w stringi.
Wyraźnie dostrzegłam, że mam okrągłe pośladki i z rozpaczy na śniadanie zjadłam tylko pół bułeczki.
Muszę odchudzać tą część ciała, chociaż Marek twierdzi, że są jak w sam raz, ale on się nie liczy, bo jemu u mnie podoba się wszystko, ten typ tak ma.
A ponieważ dzisiejszy dzień jest chłodniejszy, więc wybrałam się kupić zasłony.
Wróciłam po pięciu godzinach z nową, szaro-białą spódniczką, kremowym topem i dwoma parami nowych, śnieżnobiałych butów.
Nie mogłam się zdecydować, które są ładniejsze, więc wzięłam obie pary.
A po zasłony pójdę w poniedziałek ...

 
 
 
Jedną mi szansę daj ... 2005-07-17 21:22
 
To z piosenki Leszczy, którzy dziś gościli w "Szansie na sukces" i pasuje mi do mojego dzisiejszego samopoczucia.
 
Napiszę jedno, wolna wola, którą ponoć Pan Bóg dał człowiekowi, to jedna wielka ściema, bo gdybym miała wolną wolę, to jak nie chcę już żyć, to mogłabym się spokojnie położyć na łóżku i umrzeć.
 
Śniło mi się dziś w nocy, że stałam przed kimś rozebrana i prosiłam go, żeby mi powiedział, czy moje pośladki ładnie wyglądają w stringach.
 
Jak się jutro tu nie pojawię, będzie to znaczyło, że wyjechałam i to do Wielkiej Brytanii, gdzie pogoda jest bardziej zbliżona do mojego samopoczucia.
Ale to tylko w wypadku, jak poczuję, że znów muszę umrzeć i to natychmiast, nieodwołalnie i niezależnie od wszystkiego.
Rzecz w tym, że jestem w trakcie zbierania materiałów do pewnego przedsięwzięcia, a dokładniej mówiąc, to powiedziałabym nawet, że w trakcie prowadzenia poważnych, paranaukowych badań.
Jak sprawę zakończę, wtedy okaże się, czy faktycznie mam zacięcie dziennikarskie, jak mówi ojciec doktor, czy zostanie rzucona na mnie anatema.
A poza tym muszę jutro iść na kontrolę do laryngologa ...
 
ciekawy kolor, prawda?
Nazywa się navy i dlatego mi się spodobał.
 
 
 
Totalna załamka 2005-07-18 15:52
 
Wróciłam od laryngologa z mieszanymi uczuciami.
No bo jak może czuć się dziewczyna w wieku 20 lat, która nie może jeść żadnych słodyczy, używać cukru do niczego, co będzie jadła lub piła, nie może pić niczego, co zawiera cukier,  żadnych jogurtów, kefirów ani maślanki, niczego, co jest kwaśne, żadnego alkoholu w żadnych ilościach, żadnej kawy ani herbaty, kakao w żadnej postaci, nie może jeść niczego, co jest kwaśne, nawet kwaśnych owoców, wołowiny, wszystko, co je i pije nie może być zimne ani gorące a jedynie w temperaturze pokojowej, za to musi spać na dowolnie wybranym boku mając pod głową 3 poduszki, czyli w pozycji półsiedzącej praktycznie rzecz ujmując,
powinna, jak ognia unikać przebywania nad morzem i oceanem, a nawet podróży morskich i oceanicznych, przebywania w pobliżu kogoś, kto pali papierosa, powinna zacząć prowadzić bezstresowy tryb życia i unikać wszelkich denerwujących sytuacji, a w nagrodę powinna odżywiać się głównie jarzynami i owocami, co akurat bardzo jej pasuje, bo nawet kiedyś była wegetarianką.
 
Promyk słonka, to wyjaśnienie laryngologa, że na pewno nie mam raka, bo ten typ raka boli i to bardzo już od początku i podczas całej choroby nowotworowej do momentu usunięcia, a u mnie ból ustał już w trakcie leczenia.
Wprawdzie zgrubienie w krtani jest nadal, jednak wyraźnie się zmniejsza i wszystko wskazuje na to, że zniknie zupełnie wraz ze zniknięciem wszystkiego, co powoduje drażnienie krtani i strun głosowych.
Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia sprawa zgrubienia w płucach, ale pan doktor uważa, że zniknie wraz z dokładnym przestrzeganiem zasad podanych przez niego.
Dowiedziałam się też, co jest przyczyną mojej choroby, ale o tym to już tu nie napiszę, może tylko tyle, że zaczęło się od żołądka.
Dla mnie osobiście z tego wszystkiego wynika niezbicie, że raczej nie mogę liczyć na dożycie sędziwego wieku i nie wyłamię się z tradycji rodzinnej, znaczy z krótkowieczności ...
normalnie poszłabym się spić z rozpaczy, gdyby nie to, że alkoholu też mi nie wolno.
Ale coś wymyślę w zastępstwie ...
 
 
 
Świat zawistnych ludzi, którzy potrafią tylko ranić 2005-07-19 14:01
 
To z piosenki "Samotność" Basti i Trauti.
Przyznam szczerze, że swoją piosenką trafili w sedno, bo nigdy nie mogłam zrozumieć takich ludzi, którzy w otaczającym świecie widzą tylko zło i tylko z nim się godzą, ranią natomiast wszystkich, kórym jest lepiej, niż im samym. 
W sumie, to nawet rozumiem, co niektórych z tego świata, ale jednak czytając żale dziewczyny, która ma złe matce gorzkie słowa pod jej adresem, nie mogę oprzeć się przekonaniu, że rację ma matka, nie córka, która jest wyjątkowo złośliwa, upierdliwa i wredna.
Tylko zabić, jak mawia jeden z moich przyjaciół.
A lepiej ignorować, jak dodaję ja.
 
A teraz z innej beczki.
Wczorajszy dzień a właściwie wieczór zaliczam do wielce udanych.
Umówiłam się z kimś miłym w miejscu, którego nie znałam.
Szukając go trafiłam na kogoś przy kim zapomniałam o celu mojej wyprawy z domu o tak późnej godzinie i z kim spędziłam tak upojny wieczór, jak jeszcze nigdy i nikim.
Przy rozstaniu oboje mieliśmy poczucie niedosytu i ustaliliśmy, że dziś spotkamy się o wiele wcześniej i spędzimy ze sobą może nawet całą noc, bo planujemy pewien lokal nocny.
Trochę się porobiło, bo facet, z którym byłam umówiona domaga się, żebym się z nim spotkała, bo mu to obiecałam i obiecuje, że będzie mi z nim dobrze, ale myślę, że jednak to, co mam jest pewniejsze od niewiadomego.
 
Ostatnie 3 dni przed powrotem robaczków.
Poleżałam sobie dziś do 10. i stwierdziłam, że leniuchowanie jest słodkie.
Muszę wykorzystać te 3 dni na maxa, bo potem, to już wiadomo.
Jestem bardzo śpiąca, bo nie dość, że wróciłam już po 23., to jeszcze długo w nocy nie mogłam usnąć wspominając i marząc.
A Marek chodzi dziś, jak cień i spogląda na mnie spod oka.
Moje marzenie na dziś.
Odkochać się i traktować Ukochanego, jak każdego mężczyznę.
 
 
 
Erotyczna notka 2005-07-20 11:42
 
No niestety, całej nocy nie wytrzymałam i o trzeciej nad ranem już byłam w domu.
A resume tego spotkania brzmi: jestem bliska zakochania.
Reszta jest milczeniem.
 
Na dziś mam jeszcze dwie sprawy do załatwienia:
- iść do Spółdzielni Mieszkaniowej i upewnić się, że na jutrzejszą rozprawę administracyjną przyjdą od nich dwie osoby
- iść do fryzjera na balejage.
 
Za to na jutro mam bogatszy repertuar:
- na godzinę 9,00 jechać na rozprawę administracyjną
- odwiedzić Urząd Skarbowy
- pojechać po robaczki
ale nigdzie nie jadę sama, dotrzyma mi dzielnie kroku mój mężczyzna, więc trema pod kontrolą.
 
Co do rozprawy administracyjnej, to okazało się, że kupiłam mieszkanko z lokatorami, a dokładniej z trzyosobową rodziną, o czym nie byłam uprzedzona przez Spółdzielnię, więc zrobiłam im awanturę, że zaskarżę ich do Sądu o zwrot połowy wartości mieszkania, jak mi nie pomogą w wymeldowaniu tej rodziny.
W ogóle, to o fakcie, że jest tam ktoś zameldowany dowiedziałam się dopiero od policjanta, który poszukiwał głowy tej rodziny i poinformował mnie, że jest on z rodziną u mnie zameldowany i będą mnie dotąd nachodzić, dokąd oni będą u mnie zameldowani.
Niestety, urząd miasta musi mieć zeznania dwóch świadków, że ta rodzina nie mieszka u mnie od czasu kupienia mieszkania, to gdzie miałam szukać świadków, jak ja też tam nie mieszkam, niech spółdzielnia to poświadczy.
 
Jednak największym wydarzeniem jutro będzie powrót robaczków ...
 
 
 
slodka_idiotka : :
sty 13 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Victoria!!! 2005-07-21 21:45
 
Rozprawa zakończyła się całkowitym i dokładnym moim zwycięstwem, co więcej, przedstawicielka spółdzielni została poinformowana, że nie wolno im było sprzedać mieszkania z lokatorami i to oni powinni ich wymeldować, zanim mi sprzedali mieszkanie.
 
A w urzędzie skarbowym stanęłam sobie grzecznie w kolejce.
Po jakimś czasie przyszedł elegancki mężczyzna, na oko około trzydziestki i stwierdził, że będzie mu bardzo miło stać za taką pomarańczową rewolucją.
Uświadomiłam więc go, że ta sukienka jest w kolorze cegły, a nie pomarańcza i na tym zakończyła się nasza dyskusja.
Po kilku minutach przyszła dość obcesowa pani i zapytała pana stojącego za mną:
- Jest pan ostatni w kolejce?
- Tak - odpowiedział.
- A przed panem kto stoi?
- Nie widzi pani? Mandaryna.
 
No i mam już robaczki w domciu.
Mówią, że się okropnie stęskniły.
Miałam wyczucie i nie pojechałam po nie.
Przyjechali z dwu i pól godzinnym spóźnieniem.
Marek zmarzł niesamowicie.
I jak to mężczyzna, zamiast po powrocie do domciu położyć się pod kołderkę i wygrzać, to siadł w moim pokoju w fotelu i zawracał mi głowę ponad godzinę.
A ponieważ nastawiłam wcześniej pranie, więc nie mogłam się zamknąć w pokoju, tylko czekałam, aż będę mogła je powiesić.
Ale notki nie pisałam, tylko modliłam się, żeby wyszedł, jak najszybciej.
Rety, jak on mnie w takich sytuacjach denerwuje ...
ale zbyt go cenię, żeby mu powiedzieć coś przykrego, a poza tym nie lubię nikomu sprawiać przykrości, więc jemu tym bardziej, w końcu kocha mnie i dba o mnie najlepiej, jak potrafi.

 
 
 
Robaczki ... 2005-07-22 18:55
 
Wypadałoby napisać, co z robaczkami.
No więc tak:
Przyszedł na mnie taki moment, że wyszłam z siebie i stanęłam obok.
I rzekłam "niech się dzieje, co chce" i pojechałam do sądu zajrzeć w akta.
I całe szczęście, bo okazało się, że faktycznie jest poszukiwana dla nich rodzina.
Wtedy Marek powiedział, żebym spokojnie jechała a on zostanie i sprawę załatwi po swojemu.
Robaczki wysłał gdzieś na wypoczynek a zainteresowanych informował, że nie wie, gdzie ja i oni są.
Nie wiem, na jak długo to wystarczy, gdyż może się zdarzyć, że zabiorą je wkrótce albo przy końcu wakacji czy na początku roku szkolnego.
W każdym bądź razie wkrótce wyjeżdżamy wszyscy i liczymy na to, że jak już robaczki zaczną chodzić do szkoły, to przynajmniej do końca roku szkolego nikt ich nie ruszy.
 
Okropnie zimno, nawet nigdzie nie chce się wychodzić, więc siedzimy dziś cały dzień w domu.
Byłam umówiona z fryzjerką na balejage, ale nie poszłam, jak będzie cieplej, to pójdę w poniedziałek.
A najgorsze, że robaczki potrzebują nowych butów i jutro już najpóźniej musimy jechać na zakupy.
 
W sumie, to tak.
Mój Ukochany wyjechał, więc przymierzam się do napisania, co się właściwie stało, że stało się, jak się stało, bo mam nadzieję, że tego nie przeczyta.
Jednak nie będę ukrywać, że ciężko jest mi zabrać się do tego.
Niemniej jednak chciałabym bardzo wyrzucić to wszystko z siebie.
Zawsze po takim zabiegu czuję się lżej i lepiej.
A teraz chyba jest najlepszy moment, bo Ukochanego nie ma i żadnych czytelników też.
Chyba jednak wieczorkiem zabiorę się do tego i jutro zamieszczę.
 
 
 
Wilki umierają samotnie ... 2005-07-23 16:32
 
... notka, wbrew pozorom, optymistyczna.
 
No cóż ...
w założeniu ma to być ostatnia notka, w której wspomnę swojego Ukochanego.
Postanowiłam bowiem, że całkowicie zaniecham tego tematu.
Jak sprawy się potoczą, czas pokaże, jednak chciałabym mieć tą siłę, która pomoże mi w wytrwaniu w moim postanowieniu.
 
Chcę opisać swoje sprawy od momentu, kiedy po przeczytaniu pewnego dialogu w pewnej  księdze gości, postanowiłam umrzeć.
Po prostu nie chciałam już żyć.
Nie, żebym uciekała przed czymkolwiek lub kimkolwiek.
Niczego i nikogo też nie bałam się.
Wiedziałam, że wszystko jeszcze się ułoży.
Że życie przede mną i takie tam różne.
Tyle tylko, że ja już nie chciałam nic i nikogo.
Zastanawiałam się, jak to zrobić.
Moja wiara w Boga nie dopuszczała żadnych radykalnych rozwiązań.
Więc tymczasem żyłam, jakby nigdy nic.
W myślach jednak umierałam po stokroć.
Pozwoliło mi to na dokładne zaplanowanie mojej śmierci.
I kiedy już wszystko miałam zapięte na ostatni guzik, pojawiło się zakończenie.
Znaczy zaproszenie od Jarka do odwiedzenia go w Paryżu, gdzie wyemigrował już kilka lat temu i nawet zdążył ożenić się z rodowitą Francuzką.
Pokrętna znajomość, bo jest to brat Jacka, serdecznego kolegi Wojtka, z którym z kolei jestem spokrewniona.
Niespodziewane zaproszenie, ale przyjęłam je z wielką radością, gdyż w zestawieniu z innymi, wcześniejszymi zaproszeniami, ułożyła mi się wielce zachęcająca trasa:
Niemcy, Anglia, Szkocja, Irlandia, Francja i USA.
Równie niespodziewanie odnalazł mi się pewien nr telefonu, więc zadzwoniłam.
Szkoda tylko, że nie zastanowiłam się najpierw, co mam powiedzieć.
I nie powiedziałam nic.
Nie, żebym nie miała nic do powiedzenia.
Chciałam powiedzieć:
"rzuć wszystko i jedź ze mną"
tyle tylko, że wiedziałam, jaką usłyszę odpowiedź.
Byłam już kiedyś w takiej sytuacji.
Tylko wtedy, to nie ja dzwoniłam, dzwonił do mnie Marek.
Ale też nie odzywałam się, bo gdybym się odezwała, powiedziałabym "wracaj", tak bardzo mi go brakowało.
Wiedziałam też, że za dwie godziny byłby u mnie.
A tego nie chciałam.
Teraz było inaczej.
Tak bardzo chciałam, żeby przyjechał ...
jednak wiedziałam, że tego nie zrobi.
5,45
znaczy 5 minut i 45 sekund milczałam, po czym rozłączyłam się.
Cud nie nastapił.
Nie miał mi nic do powiedzenia.
I wtedy właśnie zaczęłam tak naprawdę umierać.
Poczułam, że nie chcę już nawet jego.
Weszłam w pocztę i z zimną krwią wykasowałam wszystko, co od niego miałam.
Nie czytając i nie oglądając.
Wiem, wcześniej pisałam, że ktoś zlikwidował to za mnie.
Kłamałam.
Nie byłam w stanie sama tego zlikwidować, ani zdać się na kogoś nieznanego.
Ale teraz przyszło mi to łatwo.
Umarli nie płaczą.
I niczego im nie żal.
Wyjechałam 1. czerwca.
Sama.
Chciałam umierać samotnie.
I umarłam.
Internet ograniczyłam do minimum.
Wegetuję.
A może pasożytuję?
Nieważne ...
ważne, że umarłam, żeby żyć ...
 
i niby żyję, tylko co to za życie.
Do pewnego momentu łudziłam się, że mój Ukochany, to pajac, że wszystko, co przykrego o mnie pisze, to chęć popisów przed szerszą publicznością.
Teraz już wiem, że to po prostu jego charakter, na co wskazuje fakt, że bardzo prędko i bardzo dokładnie zrozumiał się z kobietą, która też tak, jak on jest zbyt impulsywna i wtedy mówi różne przykre rzeczy swojemu partnerowi.
Jej partner jest tak samo spokojny, jak ja i cierpi, o czym w końcu napisał na swoim blogu i stąd o tym wiem.
Gdy dwie takie impulsywne osoby się zejdą w parę, ranią się nawzajem, potem się godzą i jakoś to im się układa.
Gdy trafią na spokojnego partnera, ranią go właściwie bez przerwy, bo zgodnie z przysłowiem "im dalej w las, tym więcej drzew", to one widząc, że nie otrzymują takich samych ran od partnera, posuwają się coraz dalej w swoim wredoctwie i ranią bez przerwy, odreagowując na partnerze każde swoje niepowodzenie życiowe.
Niestety, ja nie nadaję się na cierpiętnicę, dosyć już w swoim życiu wycierpiałam i z partnerem chcę ułożyć sobie życie spokojne i szczęśliwe, co nie powinno być trudne zważywszy na to, że zaplecze do tego mam wielkie.
 
Odnotuję jeszcze tu fakt, że mój Ukochany rozbudził we mnie sexualność, z czym teraz jest mi bardzo ciężko sobie poradzić, ale szczegóły pominę, bo są one na tyle osobiste i intymne, że wolę, żeby na zawsze pozostały w moim sercu i w mojej pamięci.
 
To, co mnie bardzo trapi i dlatego trudno mi o nim zapomnieć, to fakt, że czuję, jakby obok mnie przeszło coś pięknego, cudownego wręcz i niezapomnianego, coś, o czym zawsze śniłam i marzyłam a jak to było w moim zasięgu, nie potrafiłam się przemóc, zwyciężyła moja wrodzona duma i nie zatrzymałam tego, nie pielęgnowałam, pozwoliłam mu odejść, przeminąć ...
i całe życie będę tego żałowała.
 
 
 
Artur 2005-07-24 16:04
 
Nie, no tym razem, to już sama nie mogę uwierzyć w to, co się teraz dzieje.
Walnęłam facetowi taką ściemę, że każdy inny uciekałby ode mnie, ile sił w nogach.
Musi mu jednak bardzo zależeć, bo w ciągu dwóch godzin dzwonił 23 razy.
I co ja mam teraz zrobić?
Czy żaden facet nie jest w stanie pojąć, że jak wzięłam sobie 5 lat urlopu od facetów, to nikt, kto mi się podoba, nie ma u mnie szans?
Zrozumieć mężczyznę ...
a poza tym, to dotąd życie bawiło się mną a teraz ja miałam zamiar zacząć bawić się życiem.
Tylko, jak to zrobić, skoro od razu mi faceta żal ...?
 
Wczoraj pojechałam z robaczkami do Auchana, gdzie kupiliśmy 4 plecaki do szkoły i halówki dla Zuzki.
A wieczorkiem znów awanturka, jak zwykle zainicjowana przez Marka.
Tym razem pieklił się, że na koloniach mógł oglądać tv do 22,00 a ja każę im iść spać o 21,00.
A kazałam, bo film, który chcieli oglądać, był dla dorosłych, horror na dodatek.
Wrzeszczał tak, aż mój mężczyzna słyszał w swoim pokoju i przyszedł zapytać, co się stało.
Czasami tak sobie myślę, że jak już ich zabiorą, to odetchnę z ulgą, bo mam już dość tych codziennych awantur.
Owszem, rozumiem, że w domu był świadkiem takich awantur między rodzicami co dzień i weszło mu to w krew na tyle, że jak u nas nikt się nie awanturuje, to on musi równoważyć tą sytuację, ale nie pogodzę się z tym nigdy i bardzo mnie to męczy.
 
I muszę odnotować jeszcze jeden ważny fakt.
Wczoraj znów spróbowałam śpiewać i udało mi się wydobyć z gardła dość wysoki ton.
Wprawdzie dziś już nie udaje mi się powtórzyć tego wyczynu, niemniej jednak uwierzyłam, że kiedyś powróci mój oryginalny głos ...
 
 
 
 
Duże dziecko ...? 2005-07-25 16:07
 
Qrcze!
Teraz mam pić tran, jak dziecko, na dodatek w płynie.
Tracę wagę i nie wiadomo czemu, a właściwie wiadomo, to ta dieta zalecona przez laryngologa.
Śniadanie: pół bułeczki posmarowanej prawdziwym masłem i obłożonej szynką drobiową i pomidorem.
Drugie śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem.
Obiad: kalafior z prawdziwym masełkiem, a dwa razy w tygodniu trzy małe ziemniaczki z prawdziwym masełkiem, gotowany kotlet z piersi indyka lub kurczaka i pomidor.
Podwieczorek serek brie, camembert lub twarożek.
Kolacja jakieś słodkie owoce.
Jedynie obiad gotowany i wystudzony do temperatury pokojowej, reszta posiłków na surowo i też w temperaturze pokojowej.
Polecam każdemu, kto chce schudnąć.
 
A tak nota bene, to ten laryngolog robi na mnie wrażenie.
Ma wprawdzie chyba ponad czterdziestkę, ale interesująco wygląda, szpakowate włosy, elegancki i bardzo delikatny.
Dziś jadąc z fotelem po lustereczko, tonem z lekka zażenowanym i usprawiedliwiającym powiedział, że jest leniwy i nawet z fotela nie chce mu się wstawać.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że też jestem leniwa, ale to podobno najlepsza z wad, gdyż lenistwo było motorem największych i najbardziej potrzebnych wynalazków.
Odpowiedział tak pięknym uśmiechem, że gdyby tylko zrobił jakiś wyraźniejszy gest, to pewnie rzuciłabym się mu w ramiona.
Jeden z moich przyjaciół powiedział, że te moje ciągoty do dużo starszych ode mnie facetów, to wynik zbyt wczesnego braku ojca.
Może i tak, ale na tylu facetach w moim wieku zawiodłam się, że przyszło mi do głowy, żeby spróbować z tymi, którzy już nie muszą streszczać się przy sexie, bo w kolejce czeka następna laska ...
i takie tam różne inne.
A odnośnie pana doktora, to za 90 zyla też bym się pięknie uśmiechała do każdego, kto by mi tyle za wizytę płacił.
Na szczęście następna wizyta dopiero po skończeniu wszystkich tabletek, a trochę tego jest, dokładnie na 35 dni, czyli wizyta dopiero po urlopie pana doktora, no i po moim powrocie z turnee po Polsce ...
 
 
 
slodka_idiotka : :
sty 13 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Sandra 2005-07-26 17:33
 
Sandra znowu ma nowego faceta.
Qrcze!
Szkoda, że nie jestem taka piękna, jak ona. 
Arek, Darek, teraz Remek a przed nimi kilkunastu innych.
Może wybierać i przebierać w facetach, jak chce.
Jeszcze żaden jej nie rzucił.
 
A do mnie dziś w nocy znów ktoś przyszedł, znaczy przyśnił mi się, że stoi i bez słowa patrzy na mnie.
Jeszcze tylko 3 dni i zaczynam urlop, a dokładniej mówiąc 2 miesiące urlopu i wakacji zarazem.
Jeżeli będzie tak ładnie, jak teraz, to zaraz po niedzieli ruszamy w Polskę a zaczynamy od Krakowa, gdzie zatrzymamy się  na trochę, bo Wieliczkę i Oświęcim przy okazji też pokażę robaczkom, zresztą w Oświęcimiu to i mój mężczyzna jeszcze też nie był, więc chętnie zwiedzi.
Mam tylko problem z Wieliczką, gdyż zgodnie z radą pana doktora muszę unikać przebywania w niej, jak ognia, gdyż sól wysusza, co nie będzie korzystne dla mojego gardła, ale poznałam w necie dziewczynę z Krakowa, która zaoferowała się, że z robaczkami pojedzie w dół pod warunkiem, że zafunduję jej przejazdy i zwiedzanie, więc jeżeli dotrzyma słowa, to problem z głowy.
 
W sumie, to zakończyłam już moje badania paranaukowe i przygotowuję cykl spotkań obliczonych na pełne 9 miesięcy, a potem zobaczymy, jakie dziecko mi się z tego urodzi.
Prawdę mówiąc, to mam trochę tremę, bo temat cyklu z pewnościa zbyt prowokujący, ale za to gwarantujący dużą widownię.
Fajnie by było, gdyby udało mi się zapiąć wszystko na ostatni guzik do końca lipca, bo miałabym spokojną głowę na urlopie, ale robaczki tak się uprzykszają, że wątpię, czy mi się to uda.
 
A w ogóle, to wczoraj zakończyłam pierwszą kurację serią tabletek, która trwała 28 dni, dziś rozpoczęłam drugą, która będzie trwała 20 dni i po zakończeniu której rozpocznę trzecią trwająca 15 dni ...
i mam nadzieję, że po tych katuszach będę już zdrowa.
Znaczy mój głos wróci do swego pierwotnego brzmienia.
 

 
 
Krzywy uśmiech 2005-07-27 15:19
 
Nie wiem, czy ja się już tak zupełnie nie znam na muzyce, ale Monika Brodka bardziej mi pachnie grubym portfelem tatusia, niż autentycznym talentem.
Nie będę ukrywała, że zazdroszczę jej i tego talentu muzycznego, jaki posiada, bo mi, niestety, ale chyba słoń na ucho nadepnął kiedyś tam i słuchu muzycznego u mnie niet.
Najbardziej dołuje mnie fakt, że niektórzy widzą jakieś tam podobieństwo między mną i Moniką Brodką, czego nie mogę zupełnie zrozumieć.
Przede wszystkim ja nie maluję się w zasadzie zupełnie na co dzień, ona zaś ocieka wprost tapetą.
Mam też idealnie płaski brzuch, jej widać z nawet dość dużej odległości.
Moje uśmiechy zwane są pięknymi, jej zaś jest w widoczny sposób krzywy.
Spróbowałam nawet uśmiechnąć się do fotografii tak krzywo, jak ona.
Niestety, nikt nie zwraca uwagi na tej fotce na mój krzywy uśmiech, natomiast wszyscy usiłują określić kolor moich oczu.
Wg mnie są one zielone, co właśnie na tej fotce jest szczególnie widoczne.
Ale - o dziwo! - są i tacy, którzy twierdzą, że są one brązowe!
Totalna załamka ...
 
a poza tym, to wielką dumą mogę stwierdzić, że udało mi się zaoszczędzić 2.700 zyla na nasze wojaże w sierpniu.
Wypada to wprawdzie tylko po 540 zyla na osobę, ale na kilka dni spoko wystarczy, tym bardziej, że mój mężczyzna też chyba coś dołoży.
Zresztą dopowiada on, że możemy przecież również wpaść do jego siostry, siostrzenicy i kuzynki, co w rezultacie zapełnić nam powinno cały miesiąc i kosztować znacznie mniej.
Prawdę mówiąc, to doczekać się już nie mogę wyjazdu, bo co by nie mówić, to podróże uwielbiam i to niezależnie od tego, gdzie i po co jadę.
 
A tak w ogóle, to zbyt wiele ostatnio się u nas psuje i taki wyjazd powinien trochę odbudować to, co legło niemal w gruzach ...
 
 
 
Dno ...? 2005-07-28 15:27
 
W sumie, to zbyt wiele, ale przede wszystkim nasze stosunki wzajemne, znaczy moje i mojego mężczyzny a poza tym nasze relacje z robaczkami, z tym, że te zachodzą na te poprzednie, co w sumie daje niezły sajgon.
 
Na pewno początkiem było odkrycie, że sąd ma zamiar zabrać nam robaczki i dać je innej rodzinie, bo jak na razie, to wiemy na 100%, że jest dla nich poszukiwana inna rodzina.
Łudzę się nadzieją, że jak nie znajdą, to może w domu dziecka ich jednak nie umieszczą, bo uzasadnienie sądu brzmiało m.in., że lepsza każda rodzina, niż dom dziecka.
Jednak tymczasem zmienił się sędzia i to na gorsze, bo z kobiety na mężczyznę, więc nie zdziwię się, jak będzie miał inne uzasadnienie.
Ja w tym całym galimatiasie mam tylko jedno, ale bardzo ważne spostrzeżenie.
Nikt nie zastanowił się, jak ja odbiorę taką wiadomość i jak to odbije się źle na moich stosunkach z dziećmi.
Trudno mi w tej chwili traktować te dzieci, jak własne, bo mam świadomość, że wkrótce mogą je zabrać, więc lepiej nie przywiązywać się za mocno, żeby potem ból rozstania był mniejszy.
 
Podobna sytuacja, jak widzę, jest u mojego mężczyzny, bo dosłownie zaczął się czepiać tych dzieci.
Może podam ostatni przykład z wczoraj, jak Jasiu wrócił do domu natychmiast po zapaleniu się lamp.
Mamy taki sygnał, ponieważ dzieci nie noszą zegarków, więc umówiliśmy się, że jak tylko na ulicy zapalają się lampy, mają natychmiast wracać do domu.
No i mój mężczyzna uczepił się Jasia, że wrócił dopiero po zapaleniu się świateł, jakby nie mógł wrócić trochę wcześniej, tylko wyczekał do ostatniej chwili.
Nic nie mówiłam przy dzieciach, ale jak usnęły, poszłam do jego pokoju i bardzo spokojnie i poważnie oświadczyłam mu, że jak będzie się tak czepiał, to może być pewien, że długo nie wytrzymam, zabiorę dzieci i wyprowadzę się do swojego mieszkanka.
Wyjaśniłam mu, że wolę mieszkać w dwupokojowym mieszkanku, niż patrzeć, jak niesłusznie czepia się dzieci.
Na szczęście przeprosił i obiecał, że postara się już uważać na swoje słowa.
 
W każdym bądź razie sytuacja u nas jest obecnie nie do pozazdroszczenia i tak sobie myślę, że sama to ich nie oddam na pewno, ale jak przyjadą i ich zabiorą, to będę najszczęśliwszą osobą  na świecie a to ze względu na spokój, bo co jak co, ale spokój cenię sobie najbardziej.
 
 
 
Zazdrosna 2005-07-29 16:05
 
No i wyszło na to, że jednak już tak zupełnie nie znam się na muzyce.
A co do piosenek, które śpiewa Monika Brodka, to uczciwie przyznaję, że szczególnie jedna bardzo mi się podoba, bo wyjątkowo pasuje do mojej sytuacji damsko - męskiej.
Niestety, Idola nie oglądam, więc faktów, które opisała my_strange_life nie znałam i tą drogą również składam jej za to dzięki.
 
A zazdrosna, to faktycznie jestem, dlatego też jestem sama i dlatego też sama już chyba pozostanę.
No chyba, że wyleczę się z mojej zazdrości, co jest raczej wątpliwe, bo zazdrość, to moja druga natura.
Na dodatek wcale nie chcę się jej pozbywać, bo - dla mnie przynajmniej - jest motorem do działania, czyli do zdobywania tego, czego innym zazdroszczę.
 
Znaczy, talentu muzycznego nie dam rady zdobyć, więc za Moniką Brodką będę zawsze daleko w tyle.
Ale np. zachowałam sobie taką informację:
 
"Kraków: szkolenie "Jak założyć i poprowadzić własną szkołę"
Wszechnica Uniwersytetu Jagiellońskiego zaprasza 24 - 26 czerwca 2005 do
Krakowa na trzydniowe szkolenie "Jak założyć i poprowadzić własną szkołę".
Koszt udziału wynosi 750 zł (675 zł dla absolwentów UJ)."

bo gdybym np. zakochała się w kimś, kto chciałby koniecznie być nauczycielem, to nie musiałabym już być o niego zazdrosna, jak będzie szedł do pracy, tylko namówiłabym go na takie szkolenie a potem założylibyśmy własną szkołę, której zostałby dyrektorem i nigdzie nie musiałby chodzić.
 
A tak w ogóle, to humor zaczyna mi się poprawiać, bo od soboty ja też już nie będę musiała chodzić do pracy.
Wprawdzie pracy w okresie urlopowym nie ma u nas w ogóle, jedynie od czasu do czasu trzeba odebrać jakiś fax czy telefon ale siedzieć trzeba i już.
Naczalstwo tak sobie życzy.
 
W poniedziałek wypadałoby wyjechać, a jeszcze nie zdążyłam iść na ten balejage i żeby nie wiem, co się działo, to wyjadę dopiero, jak wrócę od fryzjera z czterokolorowymi włosami na głowie.
Z zasłonami na razie dałam sobie spokój, bo nie mogę trafić na takie, jakie chcę mieć w dziecinnych pokojach.
Zuzce obiecałam kolorowy narożnik w sierpniu i wypadałoby słowa dotrzymać, ale czy to wyjdzie, też nie jestem pewna.
 
Masakra!
 
A niezależnie od tego, czy znam się na muzyce, czy nie, to dziś od rana, w pracy i w domciu, słucham Metra i jakoś tak dziwnie pasuje mi ono do mojego nastroju dzisiejszego ...
szczególnie roztkliwia mnie "Chcę być kopciuszkiem" ...
i chciałabym zadedykować "Na strunach szyn" ...
 
 
 
Sposób na blondynki 2005-07-30 13:31
 
A przynajmniej na jedną blondynkę o pięknym imieniu Maja.
Zapytała, czy chcę masażu.
Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że chyba nie, bo jakoś ostatnio te jej masaże nie wychodzą mi na dobre.
W odpowiedzi usłyszałam "no co ty" i zaczęła mnie masować.
Siedziałam w kuchni na stołku, ona stała za mną.
W pewnej chwili pokłóciła się z Wojtkiem i usłyszałam jej "ała".
Po czym powiedziała:
"Wojtek mnie rąbnął w głowę, o tak" i ręką uderzyła mnie w głowę.
Odruchowo zerwałam się ze stołka i trzepnęłam ją ręką w głowę.
Był to odruch, więc nie kontrolowałam siły.
Glebła na podłogę.
Wraz z naszą ponad czteroletnią przyjaźnią.
Próbuje wprawdzie przejść nad tym do porządku dziennego, ale ja nie potrafię.
Na jej zaczepki odpowiadam zimno i półsłówkami.
Może, gdyby spróbowała mnie przeprosić, coś by z tego wyszło.
Nie wiem, czy mam rację, być może, że nie, nawet prawdopodobnie nie, ale ...
dla mnie był to brak szacunku, a na to nigdy i nikomu nie pozwolę.
 
A w ogóle, to dzisiaj, tak zupełnie wyjątkowo, mój mężczyzna zezwolił mi łaskawie na ugotowanie obiadu.
I co by tu nie mówić, to była to dla mnie wyjątkowo przykra czynność, bo musiałam ugotować coś, czego nie mogę jeść.
Dopiero dzisiaj zrozumiałam, czemu ja, która uwielbiam gotować, zawsze trafiałam na mężczyzn, którzy mają tą samą wadę.
 
Tak wyszło, że mój mężczyzna i ja rozważamy wszystkie za i przeciw w sprawie naszego wyjazdu a przyczyną tego są robaczki, które koniecznie chcą jednak zobaczyć morze.
A ponieważ morze jest raczej wykluczone z naszych planów, więc w zamian rozważamy Dunajec i Bieszczady a po drodze Kraków, Wieliczka i Oświęcim oczywiście.
I tu jest problem, bo mój mężczyzna zostanie z najstarszym chłopakiem a ja muszę ruszać sama z dwoma robaczkami.
Głupio, bo głupio, ale Marek stał się ostatnio tak chamski, samowolny i nieposłuszny, że w ogóle nie bierzemy pod uwagę wyjazdu z nim.
Nie wiem, jak on to odbierze i czy w ogóle go to czegoś nauczy,  ale w założeniu ma to być dla niego kara i nauczka, że nie on w tym układzie rządzi ...
 
 
 
Marek ... 2005-07-31 16:24
 
... czyli mój mężczyzna, chociaż tak naprawdę, to nie jest moim mężczyzną a nazywam go tak dlatego, że mam w domu dwóch Marków i trzeba ich jakoś odróżnić a ten tytuł akurat bardzo mu imponuje.
A postanowiłam jego imieniem zatytułować swoją notkę, bo akurat wprowadził mnie w wielkie zdumienie, które należy uwiecznić.
Ale po kolei ...
no więc odwiedziła mnie dziś Majka z przeprosinami za tamten incydent i po wszystkich grzecznościach, jak to ona, siadła Markowi na kolana.
Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, żeby odczepiła się od mojego mężczyzny, bo to już ostatni okaz, który w moich oczach jeszcze broni honoru mężczyzn.
Na co ona słodziutkim głosikiem odpowiedziała, że chyba już niedługo będę cieszyła się Marka życzliwością, bo właśnie dziś widziała go z kobietą, która patrzyła w niego, jak w obraz i to dobry obraz.
Oniemiałam.
Drętwą ciszę przerwał Marek mówiąc, że od pewnego już czasu podrywa go pewna znana i mnie kobieta, która chyba go śledzi, bo ciągle znajduje się w różnych dziwnych miejscach i niby przypadkiem wpadają na siebie, ale wszystko wskazuje na to, że to nie przypadki.
W czasie jego przemówienia zdążyłam odzyskać głos, więc spokojnie powiedziałam do Majki, że w takim razie nie będzie już miała powodu wyśmiewać się ze mnie, bo okazuje się, że Marek nie jest wcale taki najgorszy, jak twierdzi, skoro jest jeszcze ktoś, kogo on zainteresował.
Majka się odgryzła i stwierdziła, że widocznie też leci na jego kasę, na co Marek odpowiedział, że w takim razie przeliczy się, bo jego kasa w połowie należy do mnie.
Oniemiałam po raz drugi.
Czarna dziura.
Marek spokojnie wyjaśnił, że już dość dawno temu na swoim polskim koncie wystawił mi upoważnienie do dysponowania połową zawartości konta.
Qrcze!
Tak czułam się dotąd tylko raz.
Było to wtedy, kiedy czytałam słowa ukochanej osoby, które wzięłam za oświadczyny.
Nawet pisząc to mam łzy w oczach.
Jak zostaliśmy sami, Marek puścił mi piosenkę śpiewaną przez Stachursky'ego "Kocham Cię", w odpowiedzi na co zagroziłam mu, że jeszcze jednen taki nr i zakocham się w nim ...
 
slodka_idiotka : :