Archiwum 09 lipca 2006


lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Jestem ... 2006-02-01 17:05
 
Wybrałam się wczoraj do Gordona z Majką i Marcinem, którzy tak nawijali po drodze, że na chwilę utraciłam kontakt z rzeczywistością, zakręciło mi się w głowie, poślizgnęłam się i wyglebałam się tak dokładnie, że wróciła moja kontuzja, na dodatek obydwu kolan.
Wprawdzie przy chodzeniu obywam się bez kul, ale tak bardzo boli, że najchętniej siedzę lub leżę.
Na pociechę mam tak piękną fryzurkę, że nawet Marek od razu odgadł jej autora i docenił klasę dobrego strzyżenia.

 
Policja ... 2006-02-02 17:07
 

Wczoraj udało się wyglebać starszemu chłopcu i to tak dotkliwie, że przyszedł z pokrwawionym kolanem i musiałam ratować go plastrem z bandażem.

Wściekłość ogarnia dosłownie na te nieposypane chodniki, na których lód nie pozwala spokojnie chodzić.
Dlatego dziś, jadąc na Policję, zabrałam ze sobą Marka, którego trzymałam pod rękę ze strachu przed następnym wypadkiem.
 
No i najgorsze, czyli po co ta Policja.
Wyszła taka sytuacja, że przyszła do nas do domciu pani kurator dzieci i po ogólnej rozmowie poprosiła mnie i Marka o wyjście z pokoju, bo chce porozmawiać z samymi dziećmi.
Kiedy już poszła sobie, dziewczynka zapytała mnie, czy chcę wiedzieć, o co ich pytała.
Powiedziałam, że nie, ale jak chce mi powiedzieć, to mogę posłuchać.
No i powiedziała, że pani kurator zapytała, czym ich bijemy, na co starszy chłopak powiedział szeptem, że rękami, a młodszy powtórzył to na głos.
Na to kuratorka zapytała ich, czy chcą wrócić do domu dziecka a oni odpowiedzieli, że nie.
Na pytanie, czemu, odpowiedzieli, że w domu dziecka bili ich drewnianymi wieszakami.
Zapytałam, czy to prawda, ale obaj chłopcy najpierw zaprzeczali, że to nieprawda, potem młodszy wyznał, że tylko starszy tak powiedział.
Zapytałam więc starszego, czemu kłamie, ale wypierał się.
No cóż, zarzut bicia jest poważnym zarzutem i konsekwencją może być sprawa w sądzie karnym, więc zadzwoniłam na Policję z pytaniem, czy mogą mi pomóc.
W rezultacie pojechaliśmy w trójkę na spotkanie, na którym najstarszy chłopak przyznał, że nie jest bity a powiedział tak tylko dlatego, że kuratorka kilkakrotnie ponawiała pytanie i zapewniała, że nic nam nie powie.
Został poinformowany o konsekwencjach takiego postępowania oraz przemocy wobec młodszego rodzeństwa.
Na koniec policjantka zapytała go, czy chce u nas być dalej, na co odpowiedział, że tak.
Mnie zapytała, czy chcę dalej mieć te dzieci, na co odpowiedziałam, że zdążyłam je pokochać i sama nie oddam ich ale gdyby ktoś mi je zabrał, to kamień spadłby mi z serca, bo mam już dość tych oskarżeń ze strony najstarszego chłopca.
To tyle o tej sprawie.
 
Jutro idę do Sądu zobaczyć, co o tej sytuacji napisała pani kurator.
 
Dzwoniła też dziś psycholog z Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej, że po badaniu zakwalifikowała młodszego chłopca do kształcenia specjalnego, ale nie pójdzie do szkoły specjalnej, tylko w swojej szkole będzie miał indywidualne kształcenie.
 
Fajnie jest ... 2006-02-03 19:45
 
Nic w Sądzie nie zobaczyłam, bo jeszcze akta nie dotarły z poprzedniego Sądu.
Muszę zajrzeć znów około połowy lutego.
 
Oddałam w Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej do skserowania 3 karty z leczenia w szpitalu psychiatrycznym młodszego chłopca i złożyłam swój szanowny podpis pod wnioskiem o kształcenie go programem indywidualnym na poziomie szkoły specjalnej.
 
Było też trzech tym razem facetów, którzy wymienili mi okno w kuchni.
 
No ja dziś to mam szczęście.
Przyjechał Piotrek z propozycją, żebym wybrała się z nimi do Paryża.
Uświadomiłam go dokładnie, co ja tam zwiedzałam, ale stwierdził, że chętnie zwiedzą Paryż od tej samej strony.
Nie pozostało mi nic innego, jak uśmiechnąć się przepięknie i wyznać, że domyślam się, po co tak naprawdę jestem im tam potrzebna.
Załapał od razu, że mnie nie przechytrzy i powiedział, że nie tylko do pilnowania dzieci jestem im niezbędna, ale również, jako znająca język francuski i mająca w Paryżu bezpłatne noclegi.
- Ale za to płacimy za wszystko i jeszcze dostaniesz kieszonkowe.
Popatrzyłam z nadzieją na Marka i nie zawiódł mnie, bo powiedział:
- Jedź, należy ci się.
Qrcze, będę miała darmowe i superanckie ferie zimowe.
Nie bardzo wiem wprawdzie od czego, ale jednak.
 
Śmiechu warte ... 2006-02-04 18:01
 
Jeden z blogowiczów znów zaczyna.
Ale tym razem nie żartuję.
Jak zwróci się do mnie "mała", odnajdę i zgwałcę.
 
A teraz słowo na niedzielę:
 
"nie mów nic, nie mów nic
nie chcę wiedzieć
co naprawdę dzieje się dokoła nas
nie mów nic, nie mów nic
daj mi siebie
miłość to jest wszystko
czego trzeba nam"
 
o ile ona w ogóle istnieje.
Bo coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to tylko taka zabawa facetów.
Bawi się taki dziewczyną, jak kotek myszką.
 
 
Odpoczywam ... 2006-02-05 18:30
 
Od poniedziałku muszę już niestety zacząć intensywniejsze życie, więc na razie wypoczywam, żeby zebrać siły i chęci, bo zleniwiałam ostatnio do granic wytrzymałości.
Zajrzałam do ulotki tabletek, które aktualnie łykam i zobaczyłam, że z działań niepożądanych, oprócz senności i niewyraźnego widzenia, które dotąd wyraźnie odczuwałam, są wymienione też zawroty głowy, co odczułam we wtorek na chwilę przed utratą równowagi i upadkiem na oblodzonym chodniku.
A poza tym, to głównie oglądam TV lub śpię, więc od poniedziałku na pewno miną już wszelkie bóle kolan.
 
Wczorajszego wieczorku najstarszy chłopak znów stracił panowanie nad sobą i zdemolował listwę elektryczną, co spowodowało wysadzenie bezpieczników i brak dopływu prądu do naszego domciu.
Na szczęście Marek wiedział, co zrobić i już prąd jest wszędzie tam, gdzie powinien być.
Jedyne, na co wpadłam ja, to zabranie mu radia, ale chyba niezbyt dobry to pomysł, bo już nie ma nic, ani telewizora, ani komputera, ani radia, więc pozostało mu tylko czytanie książek i nauka.
W sumie, to najchętniej pozbyłabym się go i powstrzymuje mnie przed tym tylko litość nad robaczkami, które nie są aż tak wredne, jak on.
 
Tym, którzy zaglądają tu i wiedzą, kim jestem wyjaśniam, że tym razem uciekam przed Jackiem, znaczy przed tym żonatym facetem, na którego ochota mi nie mija jakoś.
Niektóre jego fotki czasami goszczą na moim pulpicie i sprawiają, że im dłużej na niego patrzę, tym bardziej go pożądam.
Problem tylko w tym, że mimo ochoty i tak nie potrafię zeszmacić się, niestety.
 
W najgorszym wypadku ucieknę znów za ocean.
A czemu wróciłam, napiszę jutro.
Na dziś mam już dosyć po kolejnej awanturze z najstarszym chłopakiem.
Wymyślił sobie zabawę i co jakiś czas robił spięcie w prądzie.
Domyśliłam się, jak weszłam do jego pokoju w momencie, kiedy zgasło światło i zobaczyłam, że wychodzi spod biurka.
Marek musiał odsuwać wszystkie meble, żeby wyciągnąć listwę elektryczną ze sznurem, więc musiałam najpierw pousuwać rzeczy ze środka.
Umęczyłam się przy okazji trochę, ale z przyjemnością skonstatowałam, że kolana już mnie nie bolą ani trochę, więc jutro mogę wyruszyć z robaczkami "w miasto"
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Szczęście ... 2006-02-07 20:23
 
Ja to mam szczęście.
Jakoś tak unikałam od jakiegoś już czasu zaglądania w księgi gości na blogach, żeby znów nie przeczytać czegoś, czego wolałabym nie czytać, aż wczoraj niechcący zajrzałam w swoją na Pocahontas i wtopa.
Też wolałabym tego nie czytać.
Wpisał mi się Evan.
Wprawdzie już dawno, ale jednak.
Zresztą po awarii poprzedniego systemu często o nim myślałam, bo bardzo żal mi było jego wierszy, które kiedyś tam mi przysłał.
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak jednak napisać do niego, nie tyle na jego prośbę, co z prośbą o przysłanie tych wierszy.
 
Do kompletu zadzwoniła pani Elżbieta z pytankiem, czy mogłaby korzystać z netu przez resztę dnia i nocy.
Nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić się i dlatego wczoraj nie pojawiła się tutaj moja notka, którą zamierzałam napisać i zamieścić wieczorkiem.
 
A ponieważ nie miałam co ze sobą zrobić, więc poszłam do chłopaków na dyżur.
No i następna wtopa, bo był jeszcze Zbyszek, który z wielką radością powitał mnie i stwierdził, że wracam do pracy.
I nic nie pomogło moje tłumaczenie, że lada dzień po niedzieli mogę wyjechać.
Stwierdził, że chłopaki położyli dwie moje, pieczołowicie przygotowane i dopieszczone imprezy, więc wypadałoby, żeby choć trzecia wyszła na medal.
Żeby zachować twarz powiedziałam, że jak postawi francuskiego szampana, to zgodzę się i słowo stało się ciałem.
Nie powiem, o której wróciłam do domciu, bo nie wiem, a Marek nie rozmawia ze mną, więc nie mam u kogo zasięgnąć języka.
 
W każdym bądź razie rano spałam do południa.
O qrcze, ale to zabrzmiało.
Chyba jeszcze nie całkiem wytrzeźwiałam.

 
C'est la vie ... 2006-02-08 16:25
 
Marek ciągle gniewa się na mnie, ale był uprzejmy i rano poniżył się na tyle, że powiedział mi kilka przykrych słów.
Najciekawsze z nich, to stwierdzenie, że gdyby wziął sobie dziewczynę z błota, czy z rynsztoka, albo jakoś tak, to mniej by cierpiał, niż przy mnie.
Roześmiałam się trochę z przymusem i powiedziałam, że jak dyrektor stawia szampana i to na dodatek francuskiego, to nie wypada odmówić.
Tym bardziej, że piliśmy w lokalu i żaden z chłopaków nie odmówił, więc czemu niby ja nie miałam iść, skoro to ja byłam tego wszystkiego prowokatorką.
Do domu wróciłam taksówką, więc chyba nie sądzi, że taksiarz mnie po drodze przeleciał.
A jak tak sądzi, to mogę rozłożyć nogi i niech przekona się sam, że wszystko, co miałam, mam nadal.
Wściekł się i poszedł do siebie, a ja nie byłabym sobą, jakbym nie poszła za nim.
Uśmiechnęłam się do niego pięknie i czule i powiedziałam, że jak chce mnie przeprosić, to niech mi na zgodę postawi Karmi, bo mam kaca.
A najlepsze, że faktycznie poszedł i wrócił z jedenastym tomikiem Budki Suflera i butelką Karmi, która teraz stoi przede mną i "Uwodzi Smakiem", jak jest na niej napisane.
A Cugowski śpiewa właśnie - o ironio - "To nie tak miało być".
 
Zadzwoniła też przyrodnia, starsza siostra dzieciaczków z pytankiem, czy mogłabym pożyczyć jej pieniędzy.
Zapytałam, ile a ona na to, że tyle, ile mam.
Marzycielka.
Tyle, to własnej siostrze, gdyby jeszcze żyła,  bym nie pożyczyła.
Zbyłam ją stwierdzeniem, że akurat czekam na przelew i jak dojdzie, to do niej zadzwonię.
Powiedziała mi przy okazji, że 31. stycznia ub. roku wyszła za mąż, mieszka z teściami i właśnie remontują mieszkanie i na to potrzebuje pieniędzy.
Opowiedziała też, że jej młodsza siostra, z którą wspólnie i z moimi dzieciaczkami były w domu dziecka, okropnie pije i toczy się w sądzie przeciw niej postępowanie o odebranie jej dzieci i umieszczenie ich w domu dziecka, bo w ogóle o nich nie dba.
Tamta, jak była u nas z wizytą, mniej więcej to samo opowiadała o niej.
Paranoja.
 
A na koniec to, co najważniejsze.
Napisałam wczoraj do Evana i po kilku godzinach otrzymałam od niego odpowiedź, że szukał mnie dłuuugo, nawet na Apostole i ma mi dużo do opowiedzenia.
Nie napisał, gdzie jest a jedynie, że dziś wraca do Łodzi i odezwie się.
Podał też nr swojego gg i - uwaga! - komóry.
Ale nr!
A był takim przeciwnikiem komórek.
Większym, niż ja.
A może też dostał w prezencie ...?
Nie odzywałabym się, gdyby nie te wiersze.
Śmieszne, ale lubię poczytać coś cudownego.
W tej awarii systemu utraciłam je wszystkie.
Zostały mi tylko Księcia, bo były w poczcie.
Ale ja jestem zaborcza i chcę odzyskać wszystkie, które miałam.
Może nawet uda mi się odszukać gdzieś w necie maile do szeszyka i efraima, to też napiszę do nich.
Obaj napisali kiedyś dla mnie cudowne wierszyki.
Z żadnym z nich nie wiążę żadnych nadziei z różnych powodów.
Z Ewanem np. dlatego, że ciągle ma jakąś tam dziewczynę w realu a ja wycofuję się zawsze, ilekroć wyczuję inną kobietę.
Głupio wyszło, ale potem znajdę inną drogę do wycofania się z tej znajomości.
I mam do tego kilka powodów.
Jednym z nich jest fakt, że ciągle deklaruje miłość do mnie i twierdzi, że jesteśmy skazani na siebie.
Miłe to, ale bez przesady ...
 
a przed chwilą poszedł sobie Marcin, który przyszedł zapłacić za mieszkanko.
Powiedział, że zaspał, bo położył się spać dopiero o 8 rano.
Brakuje mu tylko jednej oceny, wszystkie pozostałe, to 5,0.
Na jego wydziale na stypendium naukowe wymagają średniej 4,5 a im jest ona wyższa, tym wyższe stypendium.
Ma facet głowę, bo w końcu studiuje na dwóch uniwerkach na dwóch wydziałach, wprawdzie oba artystyczne, ale jednak ...
 
Alter ego 2006-02-10 11:07
 
Idąc przez życie
zatracam się w sobie
pomału ale konsekwentnie
coś ze mnie odpada
zaczynam czuć się
coraz bardziej rozebrana
pokazuje się moje
wnętrze ...
 
jest to męczące
 
czy to jeszcze ja ...?
 
Świat jest piękny ... 2006-02-10 22:23
 
... szkoda tylko, że tyle wrednych ludzi jest na nim.
 
Pisałam już nie raz, ale jeszcze raz powtórzę.
Bronię rękami, nogami i zębami wszystkiego, co moje.
Również tego, co uznam za swoje.
Nawet, jeżeli w rzeczywostości moim nie jest.
Tak, jak te dzieci.
 
Łudziłam się, że to tylko Marek czepia się ich.
No i wiadomo, szkoła też.
Aha, kilka innych ludzi też.
Okazało się, że za oceanem czepia się ich jeszcze więcej ludzi.
No i skłóciłam się, a raczej pogniewałam się na nich wszystkich, więc spakowałam się i jestem.
Byłabym i tak, bo kuratorka zażyczyła sobie je zobaczyć właśnie teraz.
Tyle tylko, że potem wróciłabym jeszcze w ten inny, lepszy świat.
Ale nie wrócę.
Chyba, że po jakimś czasie.
Jak zapomnę.
Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale jednego jestem pewna.
Nie chcę na razie widzieć nikogo.
Rozmawiać z nikim też nie chcę.
Potrzebuję kolejnego urlopu.
Od ludzi ...
 
 
 
 
to jest notka wyjaśniająca, czemu wróciłam, którą napisałam wkrótce po powrocie i miałam zamiar zamieścić na innym blogu.
Zamieszczam dziś i tu, bo zaszły pewne okoliczności ...
jutro lub innym razem napiszę o nich dokładniej.
 
Krzysiek ... 2006-02-11 20:16
 
czegoś mi brak
czegoś pięknego
dotyku Twych ust
uśmiechu Twego
Twych czułych pieszczot
Twych oczu kochanych
Twej obecności
czyli Twojej miłości
 
Dostałam to wczoraj od niego.
Nawet nie zapytałam, czy sam napisał.
Nieważne.
Ważniejsze, że mi to dał.
Nawet, jeżeli nie tylko mi.
W sumie, to powinnam pod sufit skakać.
Wzrost 178 cm, waga 70 kg, ciemne oczy, ciemne włosy, ciemna karnacja, słowem z wyglądu mój ideał.
Sprzed roku.
Teraz dla mnie idealnie wyglądającym mężczyzną jest wysoki, ponad 180 cm i szczupły blondyn, z długimi i kręconymi włosami, niebieskimi oczami, poeta.
To właśnie słowo poeta sprawiło, że Krzysiek - ze słowami "umiem wiersz" - dał mi ten, który zamieściłam na wstępie.
Ciekawe, czy też zostałby nazwany grafomanem.
Qrcze, jak ja się zmieniam.
Nawet moje ideały zmieniają się.
I upodobania.
A notując swoje skróty myślowe marzę, że kiedyś ktoś znowu nazwie je wierszami.
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Evan ... 2006-02-12 18:17
 
Na wypadek, gdyby znów moje gg diabli wzięli, zamieszczę tu ku pamięci moją rozmowę z Evanem ...
 
 
- jaka warszawa?
- jestem w warszawie.
- mieszkasz?
- tak
- daj mi 10 minut, bo dopiero z pracy wróciłem i wyglądam, jak górnik
- oki
- hehehe
- zaraz bedę
- już jestem
- proszę powiedz, że w końcu dorobiłaś się numeru stacjonarnego
- nie
- za to ty komórki
- no nie wierzę
- co się stało?
- ja koma mam już dawno
- no jak można mieszkać w stolicy i nie mieć telefonu
- a już się tak ucieszyłem, że będziemy se mogli w końcu bez ograniczenia porozmawiać
- założą mi kiedyś
- na razie nie chcę
- widzę, że się nie zmieniłaś
- qrde
- a co u ciebie?
- przeszukałem pół polski
- nawet szukałem apostoła
- no więc
- od czego zacząć
- w sumie, to się troszkę pozmieniało
- tzn.
- bractwem dowodzę nadal
- działamy sobie spokojnie, jak dawniej
- skończyłem studia
- no i
- teraz uwaga
- w sierpniu będę tatą
- wow
- ożeniłeś się?
- czy ja wyglądam na idiotę?
- do ślubu to jeszcze daleko, o ile w ogóle będzie
- nikomu się do tego nie spieszy
- w kwietniu wracam do wojska już na 1000%
- a potem najprawdopodobniej w bieszczady do słuzby granicznej
- a teraz ty opowiedz, co u ciebie
- nic nowego
- jak było, tak jest
- no coś nowego, skoro jesteś w warszawie
- praca ta sama?
- nadal bez męskiej połówki?
- nie
- nadal
- hhh
- i już taka pozostanę
- niezła jesteś
- nie mów, że postanowiłaś zostać starą panną
- starym się nie zostaje, to kolej rzeczy
- qrde ...
- na razie nie mam ochoty na żadnego faceta
- nie uwierzę w to
- na razie?
- tzn. kogoś miałaś?
- jeśli mogę zapytać oczywiście
- tylko ......
- po nim już nikogo
- i nikogo nie chcę
- w realu mam Marka i mi wystarczy
- Marek
- hmmm
- no to i tak nowy nabytek nie?
- heh
- znam go najdłużej
- powiem coś, co cię pewnie nie zdziwi
- byłam niepełnoletnia, jak go poznałam
- cholender, ja chcę się z tobą w końcu spotkać
- ale po co?
- i wiedziałem, że to powiesz ...
- heh ...
- zawsze było "po co"? i widzę, że to się też nie zmieniło
- no nic ...
- szkoda
- ja też żałuję
- ale swoje zasady mam
- nie żałujesz ...
- zasady ...
- głupie, bo głupie, ale moje
- jakbyś żałowała czegokolwiek, to byś inne decyzje podejmowała ...
- ja trochę dorosłem ...
- i nie tak łatwo wcisnąć mi już kit
- ogólnie ostatnio nie jestem też w najlepszym stanie i jestem alergicznie nastawiony do pewnych rzeczy
- wczoraj z kumpla zrobiłem sałatkę bo się sam doprowadzał do depresji w imię "zasad"
- swoją drogą ...
- trochę dziwi mnie to, że moje wiersze "czytasz sobie do poduszki" a nawet nie chcesz poświęcić mi godziny czasu w warszawie
- to nie jest przyjemna myśl
- twoje wiersze są piękne i nie mają dziewczyny
- ehh
- jakby to był jakiś powód
- dla mnie jest
- może powinienem się przestać z koleżankami w ogóle spotykać ...
- dobra
- nie lubię zawodów miłosnych
- mniejsza ...
- jakich zawodów?
- ehh ...
- jeżeli chodzi o ciebie, to wszystko, albo nic, inaczej nie mogłabym
- wynajdujesz problemy, które nie istnieją ...
- to też się widzę nie zmieniło ...
- istnieją
- ahm
- czyli albo masz mnie całego albo wcale?
- dokładnie tak
- oj, tracisz przyjaciela ...
- wiem
- nie zrozumiem tego
- może mi być tylko przykro ...
- szczerze mówiąc, to mi też jest przykro
- wiesz
- to zależy tylko od ciebie ...
- co ja mogłem, to już zrobiłem, żeby się z tobą chociaż zobaczyć ...
- w sumie, jakbyś się tak nogami i rękoma nie broniła, to pewnie teraz bylibyśmy razem ...
- przecież odkąd się znamy, ty zawsze miałeś dziewczynę
- nie miałem ...
- i to długo ...
- zawsze mówiłeś, że masz dziewczynę
- przez większość czasu
- powtarzałem ci, że jestem sam
- i że chciałem przyjechać ...
- resztę znasz ...
- i to nikt inny, tylko ty sama wiecznie mnie zbywałaś ...
- zawsze byłem gotowy wsiąść w pociąg i po prostu pojechać
- szkoda, że nie zachowałam naszych rozmów na gg
- ja też niestety nie mam ...
- kochałem cię ...
- widzisz, raz przez ciebie płakałam i powiedziałam sobie, że nigdy więcej i to dlatego
- ja przez ciebie nie raz rzucałem rzeczami po ścianach ...
- właściwie po każdej dyskusji na temat dzwonienia i wyjazdów ...
- i wcale mi nie było do śmiechu
- bo to ty postawiłaś mi mur przed nosem
- sam widzisz, że parą nie bylibyśmy
- ty pamiętasz inaczej i ja inaczej
- heh ...
- czemu nie chciałaś mi nigdy poświęcić chwili
- bo zawsze miałeś dziewczynę
- nie miałem ...
- znaczy okłamywałeś mnie, bo tak naprawdę nigdy nie chciałeś się ze mną spotkać, tak, jak i ......
- ile razy ja pytałem, czy mogę przyjechać
- tak, raz nawet zaprosiłeś mnie do wyjazdu za granicę
- i wtedy też miałeś dziewczynę
- heh ...
 
 
- ehh no i zniknęła ...
- jakby ci się chciało looknąć ...
- adres bez zmian
- tylko zdjęcia inne ...
- wiesz ...
- w sumie mało powiedziałem Ci o sobie ... Bardzo dużo zmieniła pewna śmierć. Po tym zacząłem się mścić na świecie. Pod Twoją nieobecność stałem się z jednej strony lepszym człowiekiem. Z drugiej strony potworem, zdolnym do wszystkiego, zdrady, zabójstwa, zemsty. To, co przeżyłem przy tej śmierci spowodowało, że żadna śmierć nie robi na mnie wrażenia ...
 
 
to, co po przerwie, przeczytałam dopiero na drugi dzień, bo - jak zwykle - w trakcie rozmowy, wywaliło mnie z netu.
Wyszła wprawdzie już mega notka, ale i tak dołożę na gorąco jeszcze swoje 3 grosze, bo - jak widać - pamięć ludzka jest ulotna i potem okazuje się, że każdy co innego pamięta.
 
Jasne, że telefony mam, zarówno stacjonarny, jak i komórkę, ale nie widzę sensu podawania ich Evanowi, bo po co?
Ma dziewczynę, z którą spodziewa się dziecka, więc gdzie jest miejsce dla mnie?
Z mojego punktu widzenia, w naszych stosunkach zawiniłam o tyle, że zbyt szybko wzięłam się na lep pięknych słówek, ale taka już jestem.
Evan mnie uwodził cudownie, ale jak chciałam sprawę postawić na gruncie oficjalnym okazało się, że ma dziewczynę.
Na początku naszej znajomości powiedział, że dziewczyna go zostawiła i wyjechała na stałe do USA.
To wtedy właśnie płakałam przez niego po raz pierwszy i ostatni, jak postanowiłam.
Traktowałam go, jak takiego internetowego przyjaciela, ale udało mu się i tak nabrać mnie po raz drugi.
Wyjeżdżał na obóz treningowy za granicę i zaprosił mnie, bo jest akurat wolne miejsce, podał cenę, a ponieważ nie była wygórowana, więc zgodziłam się jechać z nim.
Zrobiłam paszport i powiedziałam mu o tym, że mogę z nim jechać.
Najpierw udawał, że mi nie wierzy, niby paszport kosztuje 500 złociszy, a kiedy powiedziałam, że mam go za stówę, czy nawet pięćdziesiątkę, nie pamiętam już dokładnie ceny, przestał na ten temat mówić.
Wtedy właśnie nie wytrzymała jego siostra i zdradziła mi, że Evan przez cały czas naszej znajomości ma dziewczynę i właśnie z nią jest za granicą na obozie sportowym.
Nawet mnie to nie zdziwiło, bo tego właśnie spodziewałam się po nim, jak przekonałam się, jak szczere było jego zaproszenie mnie do Austrii.
Jeżeli jakakolwiek dziewczyna na moim miejscu zgodziłaby się w tej sytuacji na to, żeby do niej przyjechał, to współczuję jej.
Na zakończenie tej naszej rozmowy, którą zamieściłam powyżej, Evan podał mi adres strony, na której zamieszcza swoje zdjęcia, taki serwis FOTKA, ale link nie działa i całe szczęście.
Nie wiem, o jakiej śmierci pisze, czy zmarła jego mama, czy tata, czy jeszcze ktoś inny, może któryś z przyjaciół przebywających w misji podobno pokojowej w Iraku ...
ale nie będę już pytała, bo jest to bez sensu.
I mam nadzieję, że jednak przyśle mi te swoje wiersze, o które go prosiłam, a jak nie, to też dziury w niebie nie będzie.
 
Oj, przydałby się jakiś przystojny brunet wieczorową porą, żebym przy nim mogła zapomnieć o tych wszystkich blondynach, z którymi się zetknęłam w ten czy inny sposób ...
cokolwiek by to miało znaczyć.

 
To i owo ... 2006-02-13 13:11
 

Koment spod poprzedniej notki:
 
jesli mieszkasz w warszawie i prawda jest to co piszesz o dzieciach - to wkrótce sie spotkamy - chyba ze znow zaczniesz krecic
k 2006-02-12 21:14

 
Nie wiem, kto jest jego autorem, ale niezależnie od tego, kto, to wyjaśniam, że naprawdę jest mi obojętne, czy ktoś wierzy w to, co piszę, czy nie wierzy.
A to dlatego, że nie piszę tego bloga po to, żeby ktoś go czytał, tylko dla siebie.
Nie zależy mi na komentarzach, bo nie chodzę po innych blogach sama, tylko dopiero, jak ktoś mi wpisze koment, w rewanżu czytam jego bloga i też komentuję.
Nie jestem też exhibicjonistką, jak uważa mój Ukochany, bo wtedy opowiadałabym wszystko swoim przyjaciółkom i przyjacielom z realu a jednak wśród nich uważana jestem za osobę bardzo skrytą.
Piszę to tutaj, bo - na szczęście - potrafię wszystko tak przedstawić, że nawet ci, którzy mieszkają w moim mieście, też nie potrafią na mnie trafić.
 
Wyjaśniam po raz enty, że piszę prawdę, jednak nie całą prawdę, żeby po niej nie zostać rozpoznaną.
Po prostu zatajam rzeczy, po których ktoś mógłby mnie konkretnie rozpoznać.
 
A co do spotkania ...
jak na razie, to nie mam ochoty na żadne spotkania i jak ktoś uważnie czyta tego bloga, to - przy założeniu średniego IQ, czyli na poziomie plus minus 100 - wie, czemu.    
Zresztą jest nawet bardzo prawdopodobne, że wkrótce znów wyjadę.
 
Jeszcze nigdy dotąd nie żałowałam, że nie spotkałam się z kimś z netu.
Za to już dwukrotnie żałowałam, że się spotkałam.
I dlatego wolę dmuchać na zimne.
 
 
 
 
A teraz mail od Evana:
 
Kiedyś powiedziałaś, że jeśli będę jachał na wojnę to pozwolisz mi choćby Cie uścisnąć. Cóż. niedługo może być ku temu okazja....
 
Ale to tylko tak ku pamięci, więc bez komentarza.
 
 
 
 
Poznałam już drugiego ochroniarza.
Przypadek ...
czy ...?
 
Dylemat ... 2006-02-14 11:57
 
Zaczęłam nową serię leków, które mają jeszcze bardziej wredne działania niepożądane od poprzednich i nie wiem, jak w tej sytuacji wytrzymam to, co mnie jeszcze czeka.
 
A teraz te pewne okoliczności, o których napisałam w zakończeniu notki nr 9 pt. Świat jest piękny ...
 
Przyszła pani kurator, tym razem społeczna, jakby tej etatowej było mało, na dodatek tuż przed godziną 20,00 i przetrzepała nam cały domek z dokładnością do jednego milimetra.
Kazała nawet otworzyć lodówkę i pokazać dokładnie, co w niej mam, bo owijam wszystkie wędliny w papier pergaminowy, więc musiałam każdą odwinąć, żeby mogła obejrzeć, czym karmimy dzieci. 
Później kazała pokazać, czy mamy w domciu słodycze dla dzieci, owoce i soki owocowe.
Słodyczy było nawet dość dużo, z owoców tylko banany ale soków zero, więc pokazałam jej sokowirówkę i wyjaśniłam, że soki robię na bieżąco.
Wredota zapytała dzieci, czy to prawda, a kiedy potwierdzili, zapytała ich, jakie soki im daję do picia.
Zgodnie powiedzieli, że najbardziej lubią z marchwi, więc kazała mi pokazać, że mam w domciu marchew.
No i jeżeli ktokolwiek miałby nadzieję, że w tej sytuacji nie napisze nic złego, nie byłby bardziej w błędzie. 
Pani kurator stwierdziła, że jest brudno.
Właściwie, to powinam ubić na miejscu, ale spokojnie zapytałam, co widzi brudnego.
W odpowiedzi usłyszałam:
- No, ale czysto też nie jest.
Tylko zabić, jak mawia Marek.
Fakt, w naszym domku widać, że mieszkają tu ludzie, ale brudno na pewno nie jest.
Chyba jednak wrócimy za ocean.
Alternatywą jest jedynie oddanie dzieci do domu dziecka, co byłoby i prostsze i wygodniejsze dla mnie.
Rzucić kości i jak będzie parzysta liczba oczek, to oddać je do domu dziecka a jak nieparzysta, wyjechać z nimi?
I tak na gorąco wyjaśniam mniej rozgarniętym, że to ironia.
Naprawdę już czasami sił mi brak na to wszystko, co mnie spotyka w związku z dziećmi i wtedy zaczynam czarnohumorzyć - to neologizm mojego autorstwa wymyślony na poczekaniu -  jednak swojego stanowiska nie zmieniam i brzmi ono cały czas tak samo:
kocham je wszystkie, całą trójkę i sama nie oddam ich nigdy bez naprawdę poważnej przyczyny, ale gdyby teraz ktoś mi je zabrał, kamień spadłby mi serca, albo - inaczej mówiąc - uwolniłby mnie od wielkiego ciężaru.
Czasami nawet żałuję, że jestem aż tak odpowiedzialna.
Ale - jak to mówią - głupich nie sieją, sami się rodzą.
 
A teraz kilka słów do pana k ...
Twój ostatni koment zabrzmiał mi, jak groźba, chociaż i poprzedniemu nic nie brakowało.
I nawet, jeżeli jesteś sędzią, prokuratorem czy policjantem, to też się Ciebie nie boję.
Nie robię tym dzieciom żadnej krzywdy, w przeciwieństwie do służb powołanych jakoby do działań w imię dobra dziecka.
Dowód?
A chociażby zachowania dzieci po każdej wizycie rzeczonych osób.
Nie będę rozwijała tematu, bo tak dokładnie rzecz ujmując, nie wiem, o co Ci chodzi.
Przyjaciel żeś czy wróg ...?
Powiem tak ...
z tego, co pamiętam, to o dzieciach zawsze piszę i mówię prawdę, chociaż uczciwie przyznaję, że nie całą prawdę.
A czy mijam się z prawdą, to sprawa dyskusyjna.
Załóżmy np., że trafiasz na mój ślad, przychodzisz do nas do domciu i widzisz, że dzieci jest piątka, więc zarzucasz mi, że minęłam się z prawdą.
Ja Ci na to odpowiadam, że nie minęłam się z prawdą, bo dzieci są faktycznie, tylko nie powiedziałam całej prawdy, to znaczy, że jest ich pięciu.
Ale pisząc o trójce nie minęłam się z prawdą, bo trójka jest i jeszcze dwójka.
Minięcie się z prawdą byłoby, gdybym pisała o piątce, a okazałoby się, że jest tylko trójka.
Tak to mniej więcej działa.
To tylko taki wymyślny przykład, bo dzieci faktycznie jest trójka.
A w ogóle, to zamiast dociekać, prościej byłoby po prostu zapytać.
Ja wyznaję zasadę, że ludzie uczciwi nie mają niczego do ukrycia, więc odpowiadają na każde pytanie ...
pozdrawiam. 
 
Walentynka ... 2006-02-14 20:22
 
Moja tegoroczna walentynka , to aria wprawdzie męska, ale płynąca również z mojej duszy ...
 
"Usta milczą
dusza śpiewa
kochaj mnie
 
usta milczą
pieśń rozbrzmiewa
kochaj mnie
 
bez TWOJEJ miłości
świat nic nie wart
kochaj mnie
 
uchyl, uchyl nieba
spełń to, o czym śnię
mnie jednego tylko trzeba
kochaj mnie ..."
 
od siebie dodałam tylko słowo TWOJEJ i wiem, że ON przeczyta tą walentynkę i zrozumie, że jest ona skierowana tylko do NIEGO.
 
 
 
Natomiast ja osobiście zgarnęłam tylko 7 walentynek i raczej już żadnej więcej nie spodziewam się, co nie znaczy, że nie czekam z utęsknieniem na tą najważniejszą.
Oglądałam wczoraj z kasety video "Rozmowy w toku", gdzie zobaczyłam i usłyszałam coś na mój kształt, znaczy kobietę, która jest w luźnym związku z równolatkiem i jednocześnie, w tajemnicy przed nim, dowartościowuje się z chłopakiem dużo młodszym od siebie.
U mnie jest tak samo, tylko całkiem inaczej, jak mówi Majka, dowartościowywałam się z równolatkiem, będąc jednocześnie w luźnym związku z mężczyzną starszym ode mnie.
Tyle tylko, że tam w grę wchodził dodatkowo sex z obydwoma panami, co sprawiało, że kobieta miała z tego, oprócz satysfakcji, również przyjemność.
Przypomina mi to sytuację, jak kiedyś Marek zapytał ze zdziwieniem jednej mojej znajomej, czemu ma aż 2 psy.
Odpowiedziała mu na to z przekąsem, że takie to już jest niesprawiedliwe życie, w którym jedni mają 2 psy, a inni 2 samochody i było to przycinkiem do nas, bo wówczas jeździliśmy dwoma, znaczy każdy swoim samochodem.
A wracając do poprzedniego wątku, to ja zbliżam się już do stanu, w którym będzie mi obojętne, z którym z moich dwóch ukochanych i czy koniecznie z nim, byle tego sexu w ogóle jak najszybciej posmakować.
 
Niewesoło ... 2006-02-15 17:12
 
Oczekiwanej i wytęsknionej walentynki nie dostałam, niestety.
 
Za to późnym wieczorkiem, przed snem, najstarszy chłopak w pewnym momencie wszedł do mnie do kuchi i zapytał, czy może mi dać walentynkę.
Zdziwiłam się bardzo, ale odpowiedziałam, że tak i wręczył mi ją ze słowem "przepraszam".
Jest to własnoręcznie wykonana przez niego laurka z jednym dużym sercem po środku i napisem w nim "Walentynki
2006
Kocham Cię"
i dziewięcioma małymi serduszkami wokół, z których 2 są zamalowane na czerwono a w siedmiu w środku jest napis "Kocham Cię".
Marek skomentował to tak, że chłopcy w tym wieku często kochają się w nauczycielkach, więc ta laurka wyjaśnia mu bardzo wiele i jest pewny, że zachowanie chłopaka ma jako przyczynę zazdrość o mnie.
 
Tego tylko mi brakowało!
 
Na dodatek jeszcze nie teraz odpocznę sobie od tego wszystkiego, bo Piotrek z Jolą zadecydowali, że wyjazd do Paryża przełożą na cieplejsze czasy, więc żadnych ferii od niczego na razie nie mam.
 
Moje złe samopoczucie spowodowało, że poszłam do lekarza i okazało się, że wróciło moje nadciśnienie mimo łykania tabletek.
160/100
Bywało wprawdzie gorsze, ale i to jest o wiele za wysokie.
Największy wpływ na pewno miały ostatnie zdarzenia, bo ja już tak mam, że wprawdzie jestem bardzo spokojna, jednak cierpi na tym moje ciało, niestety.
 
Nie wspomniałam jeszcze, że od Marka dostałam na walentynki, jak zwykle kawałek złota, który w tym roku jest wisiorkiem z czterema  serduszkami.
Problem tylko, że nie ma do tego łańcuszka i muszę go sobie sama dokupić.
Jak dobrze pójdzie, to już jutro wybiorę się do złotnika.
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

NIC ... 2006-02-16 13:12
 

Spróbowałam i już wiem, że nie potrafię kroczyć odnowionymi drogami miłości i dobroci.

I wbrew temu, co kto o tym sądzi, jestem ...

"wielkie NIC, nawet trochę mniej,
jakby zero uwieńczone wiankiem zer"

dokładnie tak, bo na ten wianek zer składają się moje wszystkie próby zrobienia z tym czegoś sensownego. To tak, jak w matematyce. Pewnie dlatego mam zdolności matematyczne. Można sobie wziąć zero i mnożyć je przez każdą liczbę, nawet największą, zawsze i tak wyjdzie zero. Zero uwieńczone wiankiem zer. Czyli coś bez sensu. Bo tak, jak zero ma jeszczcze jakiś sens, tak zero uwieńczone wiankiem zer jest bez sensu. 

"wielkie NIC w siebie zapatrzone
potem już dalej cisza
bez muzyki przetańczone cały bal"

czyli twór narcyzowaty, nie róża, którą chciałabym być, tylko jak kwiat, to narcyz a raczej narcyza, damska odmiana męskiego w końcu narcyza. I faktycznie muzyki nawet do tańca mi nie potrzeba, bo wypracowałam sobie swój autorski taniec zwycięstwa, który miał w założeniu być tańcem indiańsko - podobnym a jest ... no właśnie, czym jest, jak nawet Indianie zdrowo uśmieli się na jego widok.

"wielkie NIC, skrzętnie uzbierane
wielkie NIC, choć z pozoru COŚ"
 
zgadza się, jestem tylko z pozoru coś, jak fatamorgana. Piękna z daleka, z bliska NIC.
 
"wielkie NIC, w Tobie zakochane,
puste jak oczu Twoich blask
tyle z tego, tyle z tego w końcu masz,
tyle z tego masz ..."
 
tak, jestem pusta, jak oczu pewnych blask, które błyszczą już dla innej. Wprawdzie w moim sercu i w mojej pamięci ciągle ON jest, ale pomału znikają szczegóły. Są oczy, ale bez blasku dla mnie. Jest uśmiech, ale skrywany dla innej. Jak rysunek, na którym widać tylko kontury.
 
"Wielkie NIC, w Tobie zakochane."
 
nic dodać, nic ująć.
 
Ale przecież ...
 
"Miłość jest drapieżnym ptakiem,
którego widzi się tylko raz ...
 
Miłość czarną jest pustynią, płonie w niej samotny kwiat ..."
 
ten samotny kwiat, to ja
płonę w czarnej pustyni
byłam sz_alona
jestem sp_alona
a nawet wyp_alona
od środka
ciało
to pozory istnienia
szata skrywająca 
serce
płonące miłością
drapieżne
zakochane ...
miłość, to ja
 
Szczere i gorące wyrazy współczucia dla ewentualnych czytelników ...

 
Tajemnica ... 2006-02-16 16:05
 
Na początek moja wielka tajemnica.
Piszę pamiętnik realny, w zeszycie.
Zaczęłam od pierwszego dnia pobytu za oceanem.
I jakoś tak wyszło, że - jak na razie - kontynuuję.
W oddzielnym zeszycie zapisuję też swoje skróty myślowe.
 
W pracy powiedziałam chłopakom, że zawiodłam się na nich i przez nich nawet w internecie zostałam wyśmiana, że zgarnęłam tylko 7 walentynek.
W odpowiedzi usłyszałam, że boją się przychodzić do mnie do domciu, bo Marek jakoś dziwnie na nich patrzy.
Fakt, Marek nie trawi większości moich przyjaciół, jest po prostu zbyt poważnym człowiekiem, żeby dobrze czuć się wśród takich pomyleńców, jakimi jest nasza paczka.
 
Jutro mamy gości i to dwóch panów.
Szykuje się szansa dla mnie, bo musimy mieć 2 wolne pokoje a ponieważ mamy tylko jeden wolny, więc Marek zadecydował, że odda swój pokój i zanocuje u mnie.
Zaoferował się wprawdzie spać na podłodze, ale powiedziałam, że po moim trupie i zgodził się spać ze mną.
Jest jeszcze wprawdzie jeden poważny problem, ale dziś z nim o tym porozmawiam.
Rzecz w tym, że jego mamuśka doradziła mu jeść codziennie czosnek, który pomaga przy cukrzycy i on go je, a następstwa, to chyba każdy wie, jakie ...
śmierdzi od niego tak, że omijam go z daleka.
Poproszę, żeby na te 2 dni zrezygnował z czosnku, bo jak nie, to pójdę na dworzec spać.
I mam nadzieję, że zrezygnuje.
A jak już znajdzie się w moim łóżku, to ...
w najgorszym wypadku skończy się na przytulankach.
Qrcze, lubię czuć, jak mu przy mnie twardnieje pewna część ciała.
Podnieca mnie to wtedy okropnie i zaczynam czuć w środku wilgoć i jest to bardzo przyjemne.
Może tym razem przekonam się, co jest dalej?
 
Wczoraj dostałam spóźnioną walentynkę od kogoś, za kim bardzo tęsknię i zdjęcie kogo ostatnio dość często gości na moim pulpicie ale z kim zdecydowałam się na razie nie spotykać i zawiesić naszą znajomość do lepszych czasów.
Jakoś nie potrafię przetrawić tej jego żony.
I w ogóle, to tak sobie myślę, że jak ja nawet nie potrafię zeszmacić się, to naprawdę jestem do niczego ...
 
i pewnie dlatego tak bardzo brakuje mi tego, czego jeszcze nie potrafię nazwać.
 
A przed chwilką zobaczyłam w komentach jeszcze jedną walentynkę dla mnie i aż boję się w nią zajrzeć ...
 
Oczekiwanie ... 2006-02-17 16:45
 
"spalone mosty, to najlepszy w życiu start"
 
tak śpiewa Cugowski i ma rację.
Ja właśnie dzisiaj spalę ostatni most.
Najwyższy czas rozpocząć nowe życie.
Myślałam, że będę podexcytowana, ale nie, jednak jestem bardzo spięta.
Marka pokój już zajęty, więc nieodwołalnie będziemy spali razem w moim pokoju i w jednym łóżku, zgodnie z moim życzeniem.
A dokładniej na jednej wersalce, którą z tej okazji muszę rozłożyć, bo normalnie, to śpię na złożonej, tak mi wygodniej i mniej kłopotu, bo nie muszę jej składać i rozkładać każdego dnia.
Odważyłam się i poprosiłam Marka, żeby dziś nie jadł czosnku, a on mi na to, że już wczoraj go nie jadł, żeby zapach wywietrzał dokładnie.
Jedyne, czego obawiam się, to tego, że coś nam nie wyjdzie i nie będzie to tak piękne, jak powinno być, ale i tak oczekuję na ten moment ze zniecierpliwieniem, bo wiem, że nareszcie postawię kropkę nad i.
 
Marek ...
mój były ukochany ...
najpierw mnie nie chciał, bo byłam niepełnoletnia ...
potem, bo dążył za wszelką cenę do ślubu ...
a kiedy już zdecydował się na współżycie cielesne ze mną, ja wzięłam odwet i pokazałam mu, jak to jest, kiedy nie można zaspokoić swojego pożądania i jak się czułam, kiedy mnie odpychał.
A potem uświadomiłam sobie, że kocham kogoś innego ...
i kocham go nadal, ale miłością bez przyszłości, więc muszę się od niej uwolnić.
Nie potrafiłam zabić tej miłości.
Nie potrafiłam też zabić siebie.
Może uda się zabić sens tej miłości.
Tak sobie pomyślałam, że jak już nie będę miała tej jednej rzeczy, którą można ofiarować tylko raz i tylko jednej osobie, to spalę w ten sposób ostatni most i będę mogła w ten sposób rozpocząć nowe życie.
I to ma sens.
 
A na koniec słówko do Jędrka.
Przyzwyczaiłam się już, że rzadko Ciebie rozumiem i pogodziłam się już z tym, jednak gdybyś zechciał mnie oświecić, co w Twoim rozumieniu miała znaczyć ta walentynka dla mnie, byłabym Ci niezmiernie wdzięczna.
 
 
Erotycznie ... 2006-02-18 18:32
 
Jestem już prawdziwą kobietą i bardzo cieszę się z tego powodu.
 
"skłonność do experymentowania, to oznaka inteligencji" - tak uważają naukowcy.
 
Znaczy, jestem inteligentna ponad poziom, bo ponad poziom lubię experymentować.
Wczorajszy dzień i dzisiejsza noc też były experymentem, na dodatek bardzo udanym experymentem.
Już tak długo jestem z Markiem, że w końcu należało przekonać się, czy pasujemy do siebie również w tym, najintymniejszym aspekcie naszego życia.
To, co przeżyłam, upewniło mnie w tym, o czym podświadomie byłam przekonana cały czas.
Uwielbiam sex.
Owszem, bolało, ale przyjemność była większa od bólu.
Tylko za pierwszym razem nie powstrzymałam się od "ałć".
W ogóle, to przyrzekłam sobie, że cały czas będę Markowi patrzyła w oczy.
Wytrzymałam tylko do tego "ałć".
Faktycznie zabolało, ale tylko na początku, potem, to już była taka lekko bolesna przyjemność, ale tak wielka przyjemność na końcu, że aż omdlałam z rozkoszy.
Gdzieś tak po godzinie zapragnęłam powtórki.
Nie będę chwaliła się dokładniej, żeby jakaś dziewczyna nie nabrała ochoty na mojego Mężczyznę, ale niewiele spaliśmy tej nocy.
I mimo niewyspania, nie mogłam przestać myśleć o łóżku a raczej o tym, co będziemy w nim znów robić, jak zostaniemy sami w domciu.
Marek wpadł więc na pomysł i wysłał dzieciaki do kina.
Kochany, zapytał, czy - jak zajdę w ciążę - to zgodzę się na ślub.
Odpowiedziałam dyplomatycznie, że pożyjemy, to zobaczymy i tak na wszelki wypadek nie mam zamiaru przyznawać mu się, że zdążyłam zaopatrzyć się w odpowiednie tabletki, więc pełen luz.
 
Luuudzieee ...
życie jest piękne!
A sex, to jest jeszcze piękniejszy!
Szczerze mówiąc, to obawiałam się, że Marek będzie chciał kochać się przy zgaszonym świetle i może jeszcze w stroju nocnym, ale na szczęście nie ma w tym względzie żadnych oporów i dla mnie dodatkową atrakcją jest widok i dotyk jego nagiego ciała ...
 
a ewentualnym czytelnikom wyjaśniam, że nie będę dręczyła Was już więcej żadnym opisem naszych szaleństw.
Chciałam tylko uwiecznić tutaj ten swój pierwszy raz i to nie tylko moja wina, że nie skończyło się na jednym razie.
 
Sielanka ... 2006-02-19 21:35
 
Krótko mówiąc ...
 
przeżywamy z Markiem miodowy miesiąc.
 
I wszyscy to zauważają.
Nawet dzieci zapytały, co się stało, ze ciągle patrzymy na siebie i uśmiechamy się do siebie.
 
slodka_idiotka : :
lip 09 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Cyrograf ... 2006-02-20 20:11
 
Marek śmieje się ze mnie, że spisuję cyrograf na swoją skórę.
Rzecz w tym, że najstarszy chłopak zaczął rżnąć głupa, jakoby nie wiedział, jakie reguły obowiązują w naszym domciu.
Wzięłam więc zeszyt i zaczęliśmy wspólnie, ja i trójka dzieciaczków, je ustalać.
Prawa dziecka mają na razie 8 punktów.
Obowiązki - 10.
Nagrody - 18.
Nie wolno - 8.
Kary - 3.
Wszystkie działy  w założeniu są rozwojowe, więc i punktów z czasem na pewno przybędzie w miarę potrzeb.
W każdym bądź razie dzisiaj, jak dotąd, jest spokój w domciu.
Postanowiliśmy też każdego dnia po kolacji spotykać się na naradzie, na której będziemy podsumowywali cały dzień i przyznawali kary lub nagrody w zależności od zachowania dzieci.
Marek odmówił udziału w tej farsie, jak to wszystko nazwał.
 
No cóż, mój Mężczyzna stawia się, niestety.
Ale ma do tego prawo.
I tak jest kochany.
Jestem nim zauroczona po raz drugi.
Najchętniej nieba bym mu przychyliła a on nie pozwala mi nawet ugotować sobie obiadku.
Wczoraj, krakowskim targiem, ja ugotowałam rosołek z kury a on potrawkę z kurczaka w sosie musztardowym na drugie danie.
Ale dziś już nie wpuścił mnie do kuchni.
Orzekł, że wystarczy, jak robię śniadanko i kolacyjkę a w międzyczasie wymyślam i podaję drugie śniadanko i podwieczorek.
I ciągle odgraża się, że zrobi mi dziecko, na dodatek w kuchni na stole, jak będę ingerowała w jego jadłospis i kucharzenie.
Goście wczoraj pojechali, więc zapytałam, jak teraz będzie  ze spaniem, na co figlarnie zmrużył oczy i powiedział, żebym nie bała się, bo mi nie ucieknie i woli ze mną spać.
W sumie, to ja też wolę, jak ktoś obok mnie pochrapuje sobie w nocy.
Jedyny problem tylko w tym, że muszę uważać, żeby niechcący nie dotknąć się do niego, bo zaraz opacznie to rozumie i potem chodzimy oboje niedospani.
Jak tak dalej pójdzie, to będziemy musieli oddać dzieciaki, bo wolę z nich zrezygnować, niż z tego, co potrafi robić ze mną mój Mężczyzna.
I będzie to najważniejszy z powodów, dla których z nich zrezygnuję.
O ile zrezygnuję, bo postaram się jakoś to pogodzić razem.
W końcu nie musimy spać razem a kochać się możemy tylko w dzień, jak dzieci są w szkole.
 
 
 

Teoria i praktyka ... 2006-02-21 17:33
 
Nic jeszcze w życiu nie sprawdziło mi się tak dokładnie, jak teoria z praktyką w sexie.
Może dlatego, że najpierw poznałam sex dokładnie od strony teorii, niemniej jednak już w trakcie tego poznawania wiedziałam, że sex, to jest to, co będę lubiała najbardziej i to mi się zgadza na 100%.
Nawet do tego stopnia, że zastanawiam się, czy nie przestać pisać tego bloga, bo w głowie mi ciągle tylko sex, który zaprząta wszystkie moje myśli, więc nie bardzo mam już na cokolwiek poza tym chętkę.
A jak będę pisała tylko i wyłącznie o sexie, to zanudzą się wszyscy ci, którzy go nie lubią i znów zacznie się na moim blogu któraś tam z kolei wojna światowa.
No cóż, jestem bardzo czuła na męski dotyk i to sprawia, że niewiele mi trzeba do pełnego orgazmu.
Identycznie ma Majka, bo właśnie wczoraj wieczorkiem porozmawiałyśmy sobie o tym w trójkę, z Sandrą jeszcze, która dla odmiany nie lubi sexu.
Najbardziej zaciekawia mnie, że Sandra nie lubi wytrysku do środka a my z Majka z kolei uwielbiamy, bo jest to taka dodatkowa podnieta no i pretext potem do wspólnej kapieli, w której główną rolę gra również sex.
Qrcze ...
teraz dopiero rozumiem, po co małżonkowie wyjeżdżają w podróż poślubną.
Uzgodniliśmy już z Markiem, że jak nam dzieci wcześniej nie zabiorą, to wyślemy je latem na kolonie a sami ruszymy w coś na kształt podróży poślubnej, ale bez ślubu oczywiście.
W ogóle, to Marek straszy mnie, że jak go zdradzę, to popełni samobójstwo i będę go miała na sumieniu.
Powiedziałam mu, że jak jeszcze raz powie coś w tym stylu, to obrażę się i znajdę sobie kogoś, kto mi uwierzy, że jestem wierniejsza od psa i nie będzie zadręczał siebie i mnie takimi podejrzeniami.
Rety, no i nie wiem, o czym pisać, więc chyba znajdę sobie jakiś inny blog, gdzie mnie nikt nie zna i będę opisywać wszystko o naszym sexie, bo na pisanie o innych rzeczach naprawdę nie mam ochoty, natomiast nasz sex jest naprawdę wart uwieńczenia ku pamięci.
Jest nawet bardzo prawdopodobne, że na temat sexu już wkrótce dostanę zajoba  z przerzutką ...
o ile już go nie mam.

 
RE- 2006-02-22 17:49
 
Jędrek ...
to określenie przywiozłam zza oceanu i jest tam powszechnie używane przez Polonię amerykańską w Filadelfii.
I masz rację, brzmi strasznie, dla mnie też.
A oznacza, jak zrozumiałam, coś na kształt konika, fioła czy jak tam w Twojej części Polski mówi się na nadmierne i na dodatek zwariowane zainteresowanie jakimś tematem.
Nota bene w mojej części Polski mówimy w takim wypadku "ma fioła na punkcie".
A tak a propos, to w jakiej części Polski Ty mieszkasz?
Piękny uśmiech dla Ciebie ...
 
 
Dotyk_Anioła ...
na początek najważniejsze, jak dostać się na Twój blog?
Gg niestety nie posiadam już, bo bezczelnie wywala mnie z netu.
A odpowiadając ...
mówiąc sex, myślę o sexie i myślę, że jest to dobre zjawisko, bo nawet Marek powiedział mi dziś, że będą ze mnie ludzie, bo potrafię oddzielić sex od miłości.
Tak mi się to moje życie pogmatwało, że kocham nie tego, który mnie kocha i kocham się nie z tym, którego kocham.
Jednak wierząc, że przysłowia są mądrością narodu, "jak nie mam tego, którego kocham, to kocham tego, którego mam", zakładając, że słowo kocham w drugim wypadku oznacza sex.
A co do kąpieli ...
w zasadzie rano i wieczorem biorę prysznic, nie lubię moczyć się godzinami, jak Marek, więc sama rozumiesz ... wchodzę mu do wanny w określonym celu.
Teoretycznie - uwolnić się od pozostałości po sexie, praktycznie - sex w wannie jest cudowny, ciepła woda robi swoje, nie tylko rozleniwia.
Nie wiem, po co w Twoim mniemaniu jest podróż poślubna, ja myślę, że jednak głównie dla sexu w sprzyjających warunkach.
Bo popatrz, nie musisz o nic się martwić, mieszkasz w hotelu, więc w zasadzie w obcym otoczeniu, nikt nie przychodzi, nie przeszkadza, na dodatek obsługują Cię wokół, podają posiłki, zmieniają pościel, żyć nie umierać, aż miłość piękniejszą się staje.
A ponieważ jestem przeciwniczką ślubów zawieranych przed kimkolwiek, więc dla mnie będzie to tak, jak napisałam, coś na kształt podróży poślubnej.
Dzieci ...
no cóż ...
znów użyłam moich skrótów myślowych i zostałam nie do końca zrozumiana.
Napisałam wprawdzie, że postaram się jakoś pogodzić to razem, ale nie koniecznie mi się to uda.
Już to kiedyś pisałam ...
są ludzie, którzy od początku nie wierzą, że poradzę sobie z tymi dziećmi i w związku z tym jesteśmy kontrolowani ponad miarę do wytrzymania.
To przed nimi chciałam uciec za ocean.
Już nie chcę, bo Marek stwierdził, że ma już dosyć i nigdzie nie wyjedzie.
Ja też mam już dosyć.
Nie będę nigdzie już dzieci chowała.
Wolę zostać z Markiem.
W końcu są to służby powołane do działania w imię dobra dziecka.
Mam już dość walki i przekonywania, że nie jestem wielbłądem.
"Umywam ręce", jak powiedział Piłat.
Tym bardziej, że mam teraz w imię czego to uczynić.
Znaczy, jak zabraknie mi dzieciaczków, to mam już inny cel życia.
Własną przyjemność.
Nie ślubowałam ascetyzmu.
A ponieważ, odkąd tylko pamiętam, zawsze tracę wszystko i wszystkich, których kocham, więc nie mam złudzeń, że i te dzieci kiedyś stracę i może nawet lepiej wcześniej, niż później.
Kończę ze ślepym posłuszeństwem i wypełnianiem wszystkich bzdurnych zaleceń i stawiam w najbliższych dniach sprawę na ostrzu noża ...
albo sąd orzeknie, że działam w imię dobra dzieci i da mi wolną rękę w wychowywaniu ich ...
albo niech ich zabiera do domu dziecka, bo innej rodziny jakoś nie może znaleźć.
W końcu byliśmy oboje z Markiem i dziećmi badani w ośrodku, gdzie psycholog i pedagog zgodnie orzekli, że nadajemy się do wychowania tych dzieci.
A jak ktoś ma wątpliwości, to niech powtórzy badania, a nie czepia się nie wiadomo czego.
Do tematu powrócę jutro i w szczegółach opiszę ostatnie wypadki, bo też warte uwieńczenia ku pamięci.
 
I ...
UWAGA ...
kończę z tematem sexu na tych blogach.
Znalazłam inne miejsce, gdzie czytelnicy są tolerancyjni i tam piszę to, co w tym temacie chcę zachować sobie ku pamięci.
Nie ma tam też żadnej upierdliwej ...
reszta jest milczeniem.
 
Masakra! 2006-02-23 18:18
 
Jutro mam kolejny dzień, który powinien przynieść jakieś rozwiązanie istniejącej, napiętej sytuacji w naszym domciu.
Jestem świeżo po rozmowie z najstarszym chłopcem, w której zgodnie doszliśmy do wniosku, że czas zakończyć to, co nas łączy. 
Dokładniej mówiąc, on już nie chce u nas być a ja i Marek nie chcemy już, żeby on był u nas.
Jestem umówiona na jutro na badanie psychologiczne chłopaka, które zadecyduje, jaki będzie jego dalszy los.
Rzecz w tym, że on nie chce wracać do domu dziecka, tylko chce iść do jakiejś innej rodziny, na dodatek nie z rodzeństwem, tylko sam.
I z tym właśnie może być problem, bo prawdopodobnie sąd zabierze całą trójkę.
Próbuję to jakoś rozwiązać, znaczy przekonać kogo trzeba, że on ma wyjątkowo zły wpływ na pozostałą dwójkę.
A poza tym mam dowód w postaci jego wypracowania klasowego, w którym sam napisał, że nienawidzi swojego rodzeństwa.
Szczerze mówiąc, to małe są szanse na polubowne załatwienie tej sprawy, niemniej jednak warto spróbować, bo psycholog może np. orzec umieszczenie go w jakimś ośrodku szkolno - wychowawczym, z którego przyjeżdżałby do nas tylko na weekendy, święta, ferie i wakacje.
W międzyczasie sąd może spróbować znaleźć mu jakąś rodzinę, która go weźmie na stałe.
Ale na to, to już ja nie mam żadnego wpływu i wszystko w rękach psychologa i sądu.
Mam nadzieję, że jutro po badaniu coś tam się dowiem na ten temat i wtedy napiszę do sądu o rozwiązanie tego problemu jakoś.
W każdym bądź razie jestem już nastawiona na najgorsze, bo najprawdopodobniej sąd postanowi o zabraniu całej trójki, najgorsze jednak, że w tej sytuacji cała trójka trafi do jakiegoś domu dziecka.
 
Total załamka ... 2006-02-24 19:14
 
Wyszło na to, że jednak zupełnie nie nadaję się na matkę, bo nie rozumiem dzieci, a dokładniej, najstarszego chłopaka.
Ale po kolei.
Poszliśmy wszyscy i połowie drogi wpadłam na pomysł, że rozdzielimy się.
Ja z robaczkami pójdę do sądu sprawdzić, czy może dotarły już akta, a Marek z najstarszym chłopcem pójdą do psycholog.
Kto pierwszy będzie wolny, idzie do reszty.
W sądzie okazało się, że akta są i mogę je sobie poczytać, więc przekupiłam robaczki, znaczy dałam im po 4 złociszy, żeby kupiły sobie słodycze i potem siedziały cicho, a sama zagłębiłam się w tej pasjonującej lekturze, która sprawiła, że wyszłam z siebie i stanęłam obok.
Kurator społeczna napisała, że 2 tygodnie przed jej wizytą najstarszy chłopak dostał ode mnie lanie za to, że ponoć za późno wrócił do domciu, o czym sam jej ponoć powiedział.
Natomiast kurator etatowa tym razem ma zastrzeżenia do metod wychowawczych stosowanych przeze mnie, sposobu odżywiania dzieci, ubierania i kontaktu ze szkołą.
Ręce opadają.
Wynotowałam to wszystko i mam zamiar napisać ostrą ripostę do sądu, bo czytając akta odniosłam wrażenie, jakbym była traktowana, jak jakaś patologiczna osoba, której należy odebrać dzieci.
 
Pierwsi skończyliśmy, więc poszliśmy do Marka, który czekał na koniec badania najstarszego chłopaka i powiedział mi, że powinnam być od początku, bo pani psycholog musiała z nim porozmawiać z braku mnie.
Zdziwił mnie fakt, że poradziła mu, żebyśmy oddali całą trójkę dzieciaczków do domu dziecka.
I jakby wiedziona przeczuciem, wyszła pani psycholog i poprosiła mnie do środka, wypraszając najstarszego chłopaka.
Zaczęła od pytanka, skąd mnie zna, bo wie, że zna, tylko nie pamięta, skąd.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, gdzie i przy czym pracuję, na co w odpowiedzi usłyszałam swoje nazwisko i imię i stwierdzenie, że teraz rozumie, czemu te dzieciaczki są u nas.
Nasza rozmowa trwała ponad godzinę i zakończyła się stwierdzeniem pani psycholog, że wg niej najstarszy chłopak powinien trafić do ośrodka szkolno - wychowawczego ze względu na swoje agresywne zachowania.
Dowiedziałam się też, że on sam chce być u nas i nigdzie nie chce od nas wyjeżdżać.
Pani psycholog zapytała też mnie, czy ja nigdy nie mówiłam do rodziców czegoś w stylu "po co ja się urodziłam", a kiedy usłyszała, że nigdy, sama przyznała się, że ona często tak rodzicom mówiła, jak nie chcieli jej czegoś dać czy kupić.
 
No i teraz mam zagwostkę, bo nie mogę zostawić tej sprawy tak, jak jest, bo na to nie pozwala mi moja duma, jednak stawiając sprawę na ostrzu noża mogę przegrać i dzieci zostaną zabrane.
 
MASAKRA!
 
 
A la Jędrek ... 2006-02-27 15:52
 
- Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że Cię mam, bo bez Ciebie, to bym chyba zginęła.
 
- No z tego, co pamiętam, to kilka ładnych lat byłaś sama, zanim sprowadziłem się do Ciebie i jakoś nie tylko, że nie zginęłaś, ale całkiem dobrze nawet sobie radziłaś.
 
- Qrcze, przy Tobie, to nawet poudawać się nie da, że jest się biedną malutką dziewczynką, która potrzebuje męskiego Mężczyzny przy sobie.
 
Lesson nr 2 - cokolwiek by to miało znaczyć ... 2006-02-28 09:54
 
- Wiesz, bałem się, że będziesz się ze mną kochała, ale myślała o Nim, a tymczasem miło rozczarowałem się, bo nie zamykasz oczu i patrzysz mi prosto w twarz, więc masz pełną świadomośc, że kochasz się ze mną.
 
- Też bałam się, że będziesz mnie kochał, a ja będę wyobrażała sobie, że robi to On i dlatego postanowiłam, że będę cały czas patrzyła na Ciebie i w ten sposób mam pewność, że kocham się z Tobą i z Tobą właśnie chcę kochać się, z nikim innym.
 
- Superowo, potrafisz oddzielić sex od miłości, będą z Ciebie ludzie.
 

slodka_idiotka : :