Bez tytułu
Komentarze: 0
Victoria!!! | 2005-07-21 21:45 |
Rozprawa zakończyła się całkowitym i dokładnym moim zwycięstwem, co więcej, przedstawicielka spółdzielni została poinformowana, że nie wolno im było sprzedać mieszkania z lokatorami i to oni powinni ich wymeldować, zanim mi sprzedali mieszkanie.
A w urzędzie skarbowym stanęłam sobie grzecznie w kolejce.
Po jakimś czasie przyszedł elegancki mężczyzna, na oko około trzydziestki i stwierdził, że będzie mu bardzo miło stać za taką pomarańczową rewolucją.
Uświadomiłam więc go, że ta sukienka jest w kolorze cegły, a nie pomarańcza i na tym zakończyła się nasza dyskusja.
Po kilku minutach przyszła dość obcesowa pani i zapytała pana stojącego za mną:
- Jest pan ostatni w kolejce?
- Tak - odpowiedział.
- A przed panem kto stoi?
- Nie widzi pani? Mandaryna.
No i mam już robaczki w domciu.
Mówią, że się okropnie stęskniły.
Miałam wyczucie i nie pojechałam po nie.
Przyjechali z dwu i pól godzinnym spóźnieniem.
Marek zmarzł niesamowicie.
I jak to mężczyzna, zamiast po powrocie do domciu położyć się pod kołderkę i wygrzać, to siadł w moim pokoju w fotelu i zawracał mi głowę ponad godzinę.
A ponieważ nastawiłam wcześniej pranie, więc nie mogłam się zamknąć w pokoju, tylko czekałam, aż będę mogła je powiesić.
Ale notki nie pisałam, tylko modliłam się, żeby wyszedł, jak najszybciej.
Rety, jak on mnie w takich sytuacjach denerwuje ...
ale zbyt go cenię, żeby mu powiedzieć coś przykrego, a poza tym nie lubię nikomu sprawiać przykrości, więc jemu tym bardziej, w końcu kocha mnie i dba o mnie najlepiej, jak potrafi. |
Robaczki ... | 2005-07-22 18:55 |
Wypadałoby napisać, co z robaczkami.
No więc tak:
Przyszedł na mnie taki moment, że wyszłam z siebie i stanęłam obok.
I rzekłam "niech się dzieje, co chce" i pojechałam do sądu zajrzeć w akta.
I całe szczęście, bo okazało się, że faktycznie jest poszukiwana dla nich rodzina.
Wtedy Marek powiedział, żebym spokojnie jechała a on zostanie i sprawę załatwi po swojemu.
Robaczki wysłał gdzieś na wypoczynek a zainteresowanych informował, że nie wie, gdzie ja i oni są.
Nie wiem, na jak długo to wystarczy, gdyż może się zdarzyć, że zabiorą je wkrótce albo przy końcu wakacji czy na początku roku szkolnego.
W każdym bądź razie wkrótce wyjeżdżamy wszyscy i liczymy na to, że jak już robaczki zaczną chodzić do szkoły, to przynajmniej do końca roku szkolego nikt ich nie ruszy.
Okropnie zimno, nawet nigdzie nie chce się wychodzić, więc siedzimy dziś cały dzień w domu.
Byłam umówiona z fryzjerką na balejage, ale nie poszłam, jak będzie cieplej, to pójdę w poniedziałek.
A najgorsze, że robaczki potrzebują nowych butów i jutro już najpóźniej musimy jechać na zakupy.
W sumie, to tak.
Mój Ukochany wyjechał, więc przymierzam się do napisania, co się właściwie stało, że stało się, jak się stało, bo mam nadzieję, że tego nie przeczyta.
Jednak nie będę ukrywać, że ciężko jest mi zabrać się do tego.
Niemniej jednak chciałabym bardzo wyrzucić to wszystko z siebie.
Zawsze po takim zabiegu czuję się lżej i lepiej.
A teraz chyba jest najlepszy moment, bo Ukochanego nie ma i żadnych czytelników też.
Chyba jednak wieczorkiem zabiorę się do tego i jutro zamieszczę. |
Wilki umierają samotnie ... | 2005-07-23 16:32 |
... notka, wbrew pozorom, optymistyczna.
No cóż ...
w założeniu ma to być ostatnia notka, w której wspomnę swojego Ukochanego.
Postanowiłam bowiem, że całkowicie zaniecham tego tematu.
Jak sprawy się potoczą, czas pokaże, jednak chciałabym mieć tą siłę, która pomoże mi w wytrwaniu w moim postanowieniu.
Chcę opisać swoje sprawy od momentu, kiedy po przeczytaniu pewnego dialogu w pewnej księdze gości, postanowiłam umrzeć.
Po prostu nie chciałam już żyć.
Nie, żebym uciekała przed czymkolwiek lub kimkolwiek.
Niczego i nikogo też nie bałam się.
Wiedziałam, że wszystko jeszcze się ułoży.
Że życie przede mną i takie tam różne.
Tyle tylko, że ja już nie chciałam nic i nikogo.
Zastanawiałam się, jak to zrobić.
Moja wiara w Boga nie dopuszczała żadnych radykalnych rozwiązań.
Więc tymczasem żyłam, jakby nigdy nic.
W myślach jednak umierałam po stokroć.
Pozwoliło mi to na dokładne zaplanowanie mojej śmierci.
I kiedy już wszystko miałam zapięte na ostatni guzik, pojawiło się zakończenie.
Znaczy zaproszenie od Jarka do odwiedzenia go w Paryżu, gdzie wyemigrował już kilka lat temu i nawet zdążył ożenić się z rodowitą Francuzką.
Pokrętna znajomość, bo jest to brat Jacka, serdecznego kolegi Wojtka, z którym z kolei jestem spokrewniona.
Niespodziewane zaproszenie, ale przyjęłam je z wielką radością, gdyż w zestawieniu z innymi, wcześniejszymi zaproszeniami, ułożyła mi się wielce zachęcająca trasa:
Niemcy, Anglia, Szkocja, Irlandia, Francja i USA.
Równie niespodziewanie odnalazł mi się pewien nr telefonu, więc zadzwoniłam.
Szkoda tylko, że nie zastanowiłam się najpierw, co mam powiedzieć.
I nie powiedziałam nic.
Nie, żebym nie miała nic do powiedzenia.
Chciałam powiedzieć:
"rzuć wszystko i jedź ze mną"
tyle tylko, że wiedziałam, jaką usłyszę odpowiedź.
Byłam już kiedyś w takiej sytuacji.
Tylko wtedy, to nie ja dzwoniłam, dzwonił do mnie Marek.
Ale też nie odzywałam się, bo gdybym się odezwała, powiedziałabym "wracaj", tak bardzo mi go brakowało.
Wiedziałam też, że za dwie godziny byłby u mnie.
A tego nie chciałam.
Teraz było inaczej.
Tak bardzo chciałam, żeby przyjechał ...
jednak wiedziałam, że tego nie zrobi.
5,45
znaczy 5 minut i 45 sekund milczałam, po czym rozłączyłam się.
Cud nie nastapił.
Nie miał mi nic do powiedzenia.
I wtedy właśnie zaczęłam tak naprawdę umierać.
Poczułam, że nie chcę już nawet jego.
Weszłam w pocztę i z zimną krwią wykasowałam wszystko, co od niego miałam.
Nie czytając i nie oglądając.
Wiem, wcześniej pisałam, że ktoś zlikwidował to za mnie.
Kłamałam.
Nie byłam w stanie sama tego zlikwidować, ani zdać się na kogoś nieznanego.
Ale teraz przyszło mi to łatwo.
Umarli nie płaczą.
I niczego im nie żal.
Wyjechałam 1. czerwca.
Sama.
Chciałam umierać samotnie.
I umarłam.
Internet ograniczyłam do minimum.
Wegetuję.
A może pasożytuję?
Nieważne ...
ważne, że umarłam, żeby żyć ...
i niby żyję, tylko co to za życie.
Do pewnego momentu łudziłam się, że mój Ukochany, to pajac, że wszystko, co przykrego o mnie pisze, to chęć popisów przed szerszą publicznością.
Teraz już wiem, że to po prostu jego charakter, na co wskazuje fakt, że bardzo prędko i bardzo dokładnie zrozumiał się z kobietą, która też tak, jak on jest zbyt impulsywna i wtedy mówi różne przykre rzeczy swojemu partnerowi.
Jej partner jest tak samo spokojny, jak ja i cierpi, o czym w końcu napisał na swoim blogu i stąd o tym wiem.
Gdy dwie takie impulsywne osoby się zejdą w parę, ranią się nawzajem, potem się godzą i jakoś to im się układa.
Gdy trafią na spokojnego partnera, ranią go właściwie bez przerwy, bo zgodnie z przysłowiem "im dalej w las, tym więcej drzew", to one widząc, że nie otrzymują takich samych ran od partnera, posuwają się coraz dalej w swoim wredoctwie i ranią bez przerwy, odreagowując na partnerze każde swoje niepowodzenie życiowe.
Niestety, ja nie nadaję się na cierpiętnicę, dosyć już w swoim życiu wycierpiałam i z partnerem chcę ułożyć sobie życie spokojne i szczęśliwe, co nie powinno być trudne zważywszy na to, że zaplecze do tego mam wielkie.
Odnotuję jeszcze tu fakt, że mój Ukochany rozbudził we mnie sexualność, z czym teraz jest mi bardzo ciężko sobie poradzić, ale szczegóły pominę, bo są one na tyle osobiste i intymne, że wolę, żeby na zawsze pozostały w moim sercu i w mojej pamięci.
To, co mnie bardzo trapi i dlatego trudno mi o nim zapomnieć, to fakt, że czuję, jakby obok mnie przeszło coś pięknego, cudownego wręcz i niezapomnianego, coś, o czym zawsze śniłam i marzyłam a jak to było w moim zasięgu, nie potrafiłam się przemóc, zwyciężyła moja wrodzona duma i nie zatrzymałam tego, nie pielęgnowałam, pozwoliłam mu odejść, przeminąć ...
i całe życie będę tego żałowała. |
Artur | 2005-07-24 16:04 |
Nie, no tym razem, to już sama nie mogę uwierzyć w to, co się teraz dzieje.
Walnęłam facetowi taką ściemę, że każdy inny uciekałby ode mnie, ile sił w nogach.
Musi mu jednak bardzo zależeć, bo w ciągu dwóch godzin dzwonił 23 razy.
I co ja mam teraz zrobić?
Czy żaden facet nie jest w stanie pojąć, że jak wzięłam sobie 5 lat urlopu od facetów, to nikt, kto mi się podoba, nie ma u mnie szans?
Zrozumieć mężczyznę ...
a poza tym, to dotąd życie bawiło się mną a teraz ja miałam zamiar zacząć bawić się życiem.
Tylko, jak to zrobić, skoro od razu mi faceta żal ...?
Wczoraj pojechałam z robaczkami do Auchana, gdzie kupiliśmy 4 plecaki do szkoły i halówki dla Zuzki.
A wieczorkiem znów awanturka, jak zwykle zainicjowana przez Marka.
Tym razem pieklił się, że na koloniach mógł oglądać tv do 22,00 a ja każę im iść spać o 21,00.
A kazałam, bo film, który chcieli oglądać, był dla dorosłych, horror na dodatek.
Wrzeszczał tak, aż mój mężczyzna słyszał w swoim pokoju i przyszedł zapytać, co się stało.
Czasami tak sobie myślę, że jak już ich zabiorą, to odetchnę z ulgą, bo mam już dość tych codziennych awantur.
Owszem, rozumiem, że w domu był świadkiem takich awantur między rodzicami co dzień i weszło mu to w krew na tyle, że jak u nas nikt się nie awanturuje, to on musi równoważyć tą sytuację, ale nie pogodzę się z tym nigdy i bardzo mnie to męczy.
I muszę odnotować jeszcze jeden ważny fakt.
Wczoraj znów spróbowałam śpiewać i udało mi się wydobyć z gardła dość wysoki ton.
Wprawdzie dziś już nie udaje mi się powtórzyć tego wyczynu, niemniej jednak uwierzyłam, że kiedyś powróci mój oryginalny głos ... |
Duże dziecko ...? | 2005-07-25 16:07 |
Qrcze!
Teraz mam pić tran, jak dziecko, na dodatek w płynie.
Tracę wagę i nie wiadomo czemu, a właściwie wiadomo, to ta dieta zalecona przez laryngologa.
Śniadanie: pół bułeczki posmarowanej prawdziwym masłem i obłożonej szynką drobiową i pomidorem.
Drugie śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem.
Obiad: kalafior z prawdziwym masełkiem, a dwa razy w tygodniu trzy małe ziemniaczki z prawdziwym masełkiem, gotowany kotlet z piersi indyka lub kurczaka i pomidor.
Podwieczorek serek brie, camembert lub twarożek.
Kolacja jakieś słodkie owoce.
Jedynie obiad gotowany i wystudzony do temperatury pokojowej, reszta posiłków na surowo i też w temperaturze pokojowej.
Polecam każdemu, kto chce schudnąć.
A tak nota bene, to ten laryngolog robi na mnie wrażenie.
Ma wprawdzie chyba ponad czterdziestkę, ale interesująco wygląda, szpakowate włosy, elegancki i bardzo delikatny.
Dziś jadąc z fotelem po lustereczko, tonem z lekka zażenowanym i usprawiedliwiającym powiedział, że jest leniwy i nawet z fotela nie chce mu się wstawać.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że też jestem leniwa, ale to podobno najlepsza z wad, gdyż lenistwo było motorem największych i najbardziej potrzebnych wynalazków.
Odpowiedział tak pięknym uśmiechem, że gdyby tylko zrobił jakiś wyraźniejszy gest, to pewnie rzuciłabym się mu w ramiona.
Jeden z moich przyjaciół powiedział, że te moje ciągoty do dużo starszych ode mnie facetów, to wynik zbyt wczesnego braku ojca.
Może i tak, ale na tylu facetach w moim wieku zawiodłam się, że przyszło mi do głowy, żeby spróbować z tymi, którzy już nie muszą streszczać się przy sexie, bo w kolejce czeka następna laska ...
i takie tam różne inne.
A odnośnie pana doktora, to za 90 zyla też bym się pięknie uśmiechała do każdego, kto by mi tyle za wizytę płacił.
Na szczęście następna wizyta dopiero po skończeniu wszystkich tabletek, a trochę tego jest, dokładnie na 35 dni, czyli wizyta dopiero po urlopie pana doktora, no i po moim powrocie z turnee po Polsce ... |
Dodaj komentarz