Bez tytułu
Komentarze: 0
Pokaż mi portfel, a powiem ci, jaka jesteś | 2005-09-01 10:37 |
W zasadzie nie czytałam nigdy prasy dziewczęcej ani kobiecej, ale czasami kupowałam, jak widziałam przy nich dodatki, które mnie akurat zainteresowały, typu płyta CD, książka, plecak czy jakiś ciekawy artykuł, którego zajawka była na okładce i dlatego trochę tego w domciu mam a nawet jakby ciut za wiele, więc postanowiłam przejrzeć to wszystko i wyrzucić, co niepotrzebne.
A ponieważ trafiłam przy okazji na kilka rzeczy wartych refleksji i takich, które warto zapamiętać, więc postanowiłam zamieścić to wszystko tutaj, żeby jakby co, mieć to pod ręką.
Dziś pierwszy odcinek o pieniądzach, które kocham i dlatego mówię o nich zawsze pieniążki.
Idąc na większe zakupy biorę ze sobą kilka stówek, żeby nie zabrakło, a idąc na codzienne zakupy biorę stówkę, bo jestem leniwa i nie lubię wyliczać należności, wolę patrzeć, jak sprzedawczyni wylicza mi resztę.
Po powrocie do domciu bilon wysypuję dzieciakom, które sprawiedliwie nim się dzielą, a papierowe oddaję mojemu mężczyźnie, który z kolei lubi płacić odliczona kwotą i nie lubi grubszych, bo zawsze mu źle wydają reszty.
"Olivia" nr 5 z br., dział "psychologia - nasze sprawy", artykuł, którego tytuł jest zarazem tytułem tej notki, ma nieco inne wytłumaczenie mojego postępowania, cytuję:
Kobiety traktują pieniądze jak gwarancję bezpieczeństwa.
Upodobanie do noszenia przy sobie dużej gotówki bywa nierozważne, ale dla ciebie /czyli mnie/ nie ma to najmniejszego nawet znaczenia.
Natomiast o wiele ważniejsze jest poczucie wolności, jakie zyskujesz, wyczuwając w swojej kieszeni zwitek banknotów.
Jesteś niepoprawną marzycielką, lubisz fantazjować o tym, że nagle zostawiasz swoje życie za sobą i wyjeżdżasz na drugi koniec świata.
Ot tak, po prostu.
I jesteś na to, przynajmniej częściowo, przygotowana.
Zdaniem psychologów duża suma pieniędzy w kieszeni jest jak kojący plaster na nasz niepokój i brak poczucia bezpieczeństwa.
Jak to działa?
Dla wielu z nas ciągłe przeliczanie, układanie, dotykanie banknotów czy bawienie się nimi jest rytuałem, który uspakaja i dodaje pewności siebie.
W sytuacjach życiowego zagrożenia /np. utrata pracy, rozwód/ w pierwszej kolejności szukamy najczęściej bezpieczeństwa materialnego.
Nawyk ten jest także demonstracją siły - im więcej masz, tym więcej możesz.
Lubię tylko duże nominały banknotów, bo mogę w ten sposób zasygnalizować: "Jestem kimś lepszym, należę do elity."
Czy tak jest rzeczywiście?
Z tym bywa różnie.
Jednak psychologowie są zgodni co do jednego - ludzie akceptujący samych siebie i zadowoleni z tego, kim są i jak żyją, raczej nie będą mieli takich skłonności.
W przeciwieństwie do tych, którzy uważają, że muszą cały czas udowadniać sobie i innym, ile są warci.
Zatem, jeśli ty także lubisz tylko wysokie nominały, jesteś osobą bardzo ambitną, nastawioną raczej na osiąganie konkretnych celów niż działanie.
Krótko mówiąc, wolisz złapać króliczka, niż go w nieskończoność gonić.
Lubisz mieć władzę i poczucie, że jesteś kimś.
Chociaż w głębi duszy prawdopodobnie doskonale wiesz, że pieniądze niczego nie załatwiają.
Ale nie rezygnujesz z tej zabawy z bardzo prostego powodu - doskonale poprawia ci samopoczucie.
Qrcze!
Chyba rzucę oba kierunki i zacznę trzeci ...
psychologię!
|
Pierwszy dzień po wakacjach ... | 2005-09-01 21:55 |
... nareszcie się kończy.
Normalnie jestem już padnięta.
Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego zabrałam całą trójkę na lody.
Nie, swojego rekordu, który wynosi 29 lodów w jeden dzień, nie pobiłam.
Ale i tak zjadłam ich za dużo i teraz chrypię na całego.
Zrobiłam też odbitki z opinii pedagogicznej i psychologicznej, żeby jutro dać wszystkim nauczycielom, którzy będą uczyli Zuzkę.
Musiałam też wstąpić do pracy, bo akurat był Zbyszek i oddać książki i klucze.
Po prostu rezygnuję z dyżurów i będę tylko prowadziła działalność kulturalno - rozrywkową.
Zastanawiam się też i to teraz już zupełnie poważnie, nad zakończeniem studiów a przynajmniej nad roczną przerwą.
Kupiliśmy nawet brakujące książki do szkoły, ale i tak jeszcze nie wszystkie.
Pochopnie obiecałam dzieciom kolację w McDonaldzie, więc słowa musiałam dotrzymać, nie było innego wyjścia i po krótkiej przerwie wyruszylismy ponownie na piechotkę.
I jak na jeden dzień, to autentycznie mam dosyć.
A co do opinii psychologa z poprzedniej notki, to najbardziej uderzyło mnie to zdanie:
"Jesteś niepoprawną marzycielką, lubisz fantazjować o tym, że nagle zostawiasz swoje życie za sobą i wyjeżdżasz na drugi koniec świata."
Niestety, ale jest to prawda ... |
bez kija nie podchodź!! | 2005-09-02 19:39 |
Nigdy nie kryłam, że nie lubię poezji a teraz lubię ją jeszcze mniej, ale przynajmniej wiem, czemu.
Po prostu z natury jestem bardzo wesoła i uśmiechnięta a poezja sprawia, że oczy mi się pocą.
A przynajmniej ta poezja, którą czytam.
Zaraz marzy mi się w głowie wsiąść do pociągu byle jakiego, który zawiezie mnie byle gdzie, byle daleko od domu a najlepiej na drugi koniec świata.
Zapomniałam się wczoraj pochwalić, że mam laleczkę Polly, która była załącznikiem do zestawu happy meal i sprawiła, że udało mi się zjeść i frytki i kurczaczki i nawet wypić coca colę prawdziwą podobno, ale o nieprawdziwym smaku, bleee ...
udało mi się też złapać telefonicznie wczoraj w domu trenera dokładnie o godz. 22,35 i zarezerwować Jasiowi miejsce na treningach karate od 5. września.
A dziś na początek udało mi się złapać w szkole trzy nauczycielki Zuzki i wręczyć im kserokopie opinii pedagogiczno - psychologicznych, co powinno ułatwić naszą współpracę.
Ja to mam szczęście!
Mój mężczyzna właśnie kończy ostatnią kosmetykę swojej szacownej osoby i idziemy na osiemnastkę do Sandry, która jest najpiękniejszą z dziewcząt, jakie znam i jak poznam tam kogoś, w kim się zakocham z wzajemnością, to uwierzę, że Bóg istnieje i jest miłosierny ... |
Osiemnastka Sandry i winobranie | 2005-09-03 18:22 |
Po osiemnastce Sandry mam mieszane uczucia.
Jej chłopak wpadł na pomysł, żeby każdy opowiedział najważniejsze zdarzenie ze swojego dotychczasowego życia.
Opowiedziałam więc o Bartku i mojej miłości do niego.
Rozśmieszyłam ich.
Ocenili, że wymyśliłam to sobie.
Powiedziałam więc, że mają rację.
Ale nasunęła mi się taka refleksja, że najtrudniej jest ludziom uwierzyć w prawdę.
Może nawet to i dobrze.
Nie jestem przynajmniej w oczach najbliższych przyjaciół śmieszna.
A tak nawiasem mówiąc, to w necie nikt mi nie wierzy w większość faktów z mojego życia realnego, w realu nikt mi nie wierzy w to, co faktycznie wydarzyło się w necie, więc wygląda na to, że mam niezwykle ciekawe życie wszędzie tam, gdzie się pojawię ...
i coś w tym jest.
Chociaż uczciwie przyznaję, że wczorajsza osiemnastka do najciekawszych nie należała, ale to tylko moja i wyłącznie moja wina.
Rzecz w tym, że okropnie bolała mnie głowa i niesamowicie byłam śpiąca, co jest efektem kuracji ostatnim lekarstwem.
Na dodatek w sumie, to nie było na kim oka zawiesić, bo zaproszeni przez Sandrę panowie mieli po 18 i 19 lat, a ja z młodszymi się nie zadaję, jakoś tak mam, że facet musi być ode mnie starszy i to im więcej, tym lepiej.
Usłyszałam wprawdzie od jednego z jej gości, że wg niego nie wyglądam na więcej, jak 17 lat, ale ponieważ nie mam jeszcze tendencji do odmładzania się, więc spłynęło to po mnie, jak woda po kaczce.
To tyle rewelacji ...
a następna taka impra u mnie 19. października.
Pół godziny temu wróciliśmy do domciu z otwarcia winobrania, znaczy ja z dzieciaczkami, bo mój mężczyzna odmówił nam swojego towarzystwa.
Plonem jest brak 164 zyla, z czego wydałam:
8 zyla na bilety MZK
10 zyla na oscypki
11 zyla na winogrona
13 zyla na lody
35 zyla na 1,5 kg różnosmakowych krówek
42 zyla na 35 par sportowych skarpet
45 zyla na kieszonkowe dla dzieciaczków |
nie, nie mam kaca | 2005-09-04 14:34 |
... ale czuję się, jakbym go miała.
Czemu?
Rozpada mi się mój związek.
Czuję to już od jakiegoś czasu.
A od wczoraj mam odczucie, jakby już wszystko legło w gruzach.
Najgorzej, że nic nie mówi, więc nie daje mi żadnej szansy.
Naprawdę nie wiem, co ja takiego zrobiłam.
Snuje się po mieszkaniu, jak cień.
Mija mnie bez słowa.
Patrzy ze smutkiem.
Czasami mnie pocałuje, ale mam odczucie, jakby nie mnie całował.
Nie, nie miłosnym pocałunkiem, takim zwykłym, przyjacielskim, cmok w usta i tyle.
Wczoraj weszłam do niego, do jego pokoju, próbowałam porozmawiać ale zbywał mnie tylko półsłówkami.
Więc wyszłam, bo nie lubię nikogo do niczego namawiać, nie chce nic powiedzieć, trudno, niech nie mówi.
Przyzwyczaiłam się.
Zawsze tak mam, że wszyscy wokół wiedzą o co chodzi, oprócz mnie.
Nie jestem zbyt spostrzegawcza, niestety.
Sama mówię wszystko i oczekuję tego samego, bo domysły są zdradliwe.
Pocieszam się, że nie on pierwszy i nie on ostatni, ale niewiele to pomaga, a dokładniej mówiąc w ogóle nie pomaga.
A w ogóle, to jak sobie pójdzie, to już nigdy nie zaufam żadnemu facetowi, był ostatnim, któremu ufałam, żaden facet nie jest mi do niczego potrzebny, po co mi złudzenia ...
teraz ja zacznę sobie kpić z facetów, podkręcić i zostawić, niech się zastanawia, co się stało.
Pewnie znów ucieknę, może nawet do Paryża, tylko nie wiem, co zrobię z dzieciakami.
Zostawię mu je i niech się martwi, w końcu gdyby nie on, to nigdy by ich u nas nie było.
Szkoda dzieciaków, bo już nawet Marek stał się znośny na tyle, że w prezencie dałam mu kompa, co wybitnie polepszyło nasze wzajemne kontakty.
Qrcze, ja to mam szczęście ... |
Dodaj komentarz