lip 09 2006

Bez tytułu


Komentarze: 0

Cyrograf ... 2006-02-20 20:11
 
Marek śmieje się ze mnie, że spisuję cyrograf na swoją skórę.
Rzecz w tym, że najstarszy chłopak zaczął rżnąć głupa, jakoby nie wiedział, jakie reguły obowiązują w naszym domciu.
Wzięłam więc zeszyt i zaczęliśmy wspólnie, ja i trójka dzieciaczków, je ustalać.
Prawa dziecka mają na razie 8 punktów.
Obowiązki - 10.
Nagrody - 18.
Nie wolno - 8.
Kary - 3.
Wszystkie działy  w założeniu są rozwojowe, więc i punktów z czasem na pewno przybędzie w miarę potrzeb.
W każdym bądź razie dzisiaj, jak dotąd, jest spokój w domciu.
Postanowiliśmy też każdego dnia po kolacji spotykać się na naradzie, na której będziemy podsumowywali cały dzień i przyznawali kary lub nagrody w zależności od zachowania dzieci.
Marek odmówił udziału w tej farsie, jak to wszystko nazwał.
 
No cóż, mój Mężczyzna stawia się, niestety.
Ale ma do tego prawo.
I tak jest kochany.
Jestem nim zauroczona po raz drugi.
Najchętniej nieba bym mu przychyliła a on nie pozwala mi nawet ugotować sobie obiadku.
Wczoraj, krakowskim targiem, ja ugotowałam rosołek z kury a on potrawkę z kurczaka w sosie musztardowym na drugie danie.
Ale dziś już nie wpuścił mnie do kuchni.
Orzekł, że wystarczy, jak robię śniadanko i kolacyjkę a w międzyczasie wymyślam i podaję drugie śniadanko i podwieczorek.
I ciągle odgraża się, że zrobi mi dziecko, na dodatek w kuchni na stole, jak będę ingerowała w jego jadłospis i kucharzenie.
Goście wczoraj pojechali, więc zapytałam, jak teraz będzie  ze spaniem, na co figlarnie zmrużył oczy i powiedział, żebym nie bała się, bo mi nie ucieknie i woli ze mną spać.
W sumie, to ja też wolę, jak ktoś obok mnie pochrapuje sobie w nocy.
Jedyny problem tylko w tym, że muszę uważać, żeby niechcący nie dotknąć się do niego, bo zaraz opacznie to rozumie i potem chodzimy oboje niedospani.
Jak tak dalej pójdzie, to będziemy musieli oddać dzieciaki, bo wolę z nich zrezygnować, niż z tego, co potrafi robić ze mną mój Mężczyzna.
I będzie to najważniejszy z powodów, dla których z nich zrezygnuję.
O ile zrezygnuję, bo postaram się jakoś to pogodzić razem.
W końcu nie musimy spać razem a kochać się możemy tylko w dzień, jak dzieci są w szkole.
 
 
 

Teoria i praktyka ... 2006-02-21 17:33
 
Nic jeszcze w życiu nie sprawdziło mi się tak dokładnie, jak teoria z praktyką w sexie.
Może dlatego, że najpierw poznałam sex dokładnie od strony teorii, niemniej jednak już w trakcie tego poznawania wiedziałam, że sex, to jest to, co będę lubiała najbardziej i to mi się zgadza na 100%.
Nawet do tego stopnia, że zastanawiam się, czy nie przestać pisać tego bloga, bo w głowie mi ciągle tylko sex, który zaprząta wszystkie moje myśli, więc nie bardzo mam już na cokolwiek poza tym chętkę.
A jak będę pisała tylko i wyłącznie o sexie, to zanudzą się wszyscy ci, którzy go nie lubią i znów zacznie się na moim blogu któraś tam z kolei wojna światowa.
No cóż, jestem bardzo czuła na męski dotyk i to sprawia, że niewiele mi trzeba do pełnego orgazmu.
Identycznie ma Majka, bo właśnie wczoraj wieczorkiem porozmawiałyśmy sobie o tym w trójkę, z Sandrą jeszcze, która dla odmiany nie lubi sexu.
Najbardziej zaciekawia mnie, że Sandra nie lubi wytrysku do środka a my z Majka z kolei uwielbiamy, bo jest to taka dodatkowa podnieta no i pretext potem do wspólnej kapieli, w której główną rolę gra również sex.
Qrcze ...
teraz dopiero rozumiem, po co małżonkowie wyjeżdżają w podróż poślubną.
Uzgodniliśmy już z Markiem, że jak nam dzieci wcześniej nie zabiorą, to wyślemy je latem na kolonie a sami ruszymy w coś na kształt podróży poślubnej, ale bez ślubu oczywiście.
W ogóle, to Marek straszy mnie, że jak go zdradzę, to popełni samobójstwo i będę go miała na sumieniu.
Powiedziałam mu, że jak jeszcze raz powie coś w tym stylu, to obrażę się i znajdę sobie kogoś, kto mi uwierzy, że jestem wierniejsza od psa i nie będzie zadręczał siebie i mnie takimi podejrzeniami.
Rety, no i nie wiem, o czym pisać, więc chyba znajdę sobie jakiś inny blog, gdzie mnie nikt nie zna i będę opisywać wszystko o naszym sexie, bo na pisanie o innych rzeczach naprawdę nie mam ochoty, natomiast nasz sex jest naprawdę wart uwieńczenia ku pamięci.
Jest nawet bardzo prawdopodobne, że na temat sexu już wkrótce dostanę zajoba  z przerzutką ...
o ile już go nie mam.

 
RE- 2006-02-22 17:49
 
Jędrek ...
to określenie przywiozłam zza oceanu i jest tam powszechnie używane przez Polonię amerykańską w Filadelfii.
I masz rację, brzmi strasznie, dla mnie też.
A oznacza, jak zrozumiałam, coś na kształt konika, fioła czy jak tam w Twojej części Polski mówi się na nadmierne i na dodatek zwariowane zainteresowanie jakimś tematem.
Nota bene w mojej części Polski mówimy w takim wypadku "ma fioła na punkcie".
A tak a propos, to w jakiej części Polski Ty mieszkasz?
Piękny uśmiech dla Ciebie ...
 
 
Dotyk_Anioła ...
na początek najważniejsze, jak dostać się na Twój blog?
Gg niestety nie posiadam już, bo bezczelnie wywala mnie z netu.
A odpowiadając ...
mówiąc sex, myślę o sexie i myślę, że jest to dobre zjawisko, bo nawet Marek powiedział mi dziś, że będą ze mnie ludzie, bo potrafię oddzielić sex od miłości.
Tak mi się to moje życie pogmatwało, że kocham nie tego, który mnie kocha i kocham się nie z tym, którego kocham.
Jednak wierząc, że przysłowia są mądrością narodu, "jak nie mam tego, którego kocham, to kocham tego, którego mam", zakładając, że słowo kocham w drugim wypadku oznacza sex.
A co do kąpieli ...
w zasadzie rano i wieczorem biorę prysznic, nie lubię moczyć się godzinami, jak Marek, więc sama rozumiesz ... wchodzę mu do wanny w określonym celu.
Teoretycznie - uwolnić się od pozostałości po sexie, praktycznie - sex w wannie jest cudowny, ciepła woda robi swoje, nie tylko rozleniwia.
Nie wiem, po co w Twoim mniemaniu jest podróż poślubna, ja myślę, że jednak głównie dla sexu w sprzyjających warunkach.
Bo popatrz, nie musisz o nic się martwić, mieszkasz w hotelu, więc w zasadzie w obcym otoczeniu, nikt nie przychodzi, nie przeszkadza, na dodatek obsługują Cię wokół, podają posiłki, zmieniają pościel, żyć nie umierać, aż miłość piękniejszą się staje.
A ponieważ jestem przeciwniczką ślubów zawieranych przed kimkolwiek, więc dla mnie będzie to tak, jak napisałam, coś na kształt podróży poślubnej.
Dzieci ...
no cóż ...
znów użyłam moich skrótów myślowych i zostałam nie do końca zrozumiana.
Napisałam wprawdzie, że postaram się jakoś pogodzić to razem, ale nie koniecznie mi się to uda.
Już to kiedyś pisałam ...
są ludzie, którzy od początku nie wierzą, że poradzę sobie z tymi dziećmi i w związku z tym jesteśmy kontrolowani ponad miarę do wytrzymania.
To przed nimi chciałam uciec za ocean.
Już nie chcę, bo Marek stwierdził, że ma już dosyć i nigdzie nie wyjedzie.
Ja też mam już dosyć.
Nie będę nigdzie już dzieci chowała.
Wolę zostać z Markiem.
W końcu są to służby powołane do działania w imię dobra dziecka.
Mam już dość walki i przekonywania, że nie jestem wielbłądem.
"Umywam ręce", jak powiedział Piłat.
Tym bardziej, że mam teraz w imię czego to uczynić.
Znaczy, jak zabraknie mi dzieciaczków, to mam już inny cel życia.
Własną przyjemność.
Nie ślubowałam ascetyzmu.
A ponieważ, odkąd tylko pamiętam, zawsze tracę wszystko i wszystkich, których kocham, więc nie mam złudzeń, że i te dzieci kiedyś stracę i może nawet lepiej wcześniej, niż później.
Kończę ze ślepym posłuszeństwem i wypełnianiem wszystkich bzdurnych zaleceń i stawiam w najbliższych dniach sprawę na ostrzu noża ...
albo sąd orzeknie, że działam w imię dobra dzieci i da mi wolną rękę w wychowywaniu ich ...
albo niech ich zabiera do domu dziecka, bo innej rodziny jakoś nie może znaleźć.
W końcu byliśmy oboje z Markiem i dziećmi badani w ośrodku, gdzie psycholog i pedagog zgodnie orzekli, że nadajemy się do wychowania tych dzieci.
A jak ktoś ma wątpliwości, to niech powtórzy badania, a nie czepia się nie wiadomo czego.
Do tematu powrócę jutro i w szczegółach opiszę ostatnie wypadki, bo też warte uwieńczenia ku pamięci.
 
I ...
UWAGA ...
kończę z tematem sexu na tych blogach.
Znalazłam inne miejsce, gdzie czytelnicy są tolerancyjni i tam piszę to, co w tym temacie chcę zachować sobie ku pamięci.
Nie ma tam też żadnej upierdliwej ...
reszta jest milczeniem.
 
Masakra! 2006-02-23 18:18
 
Jutro mam kolejny dzień, który powinien przynieść jakieś rozwiązanie istniejącej, napiętej sytuacji w naszym domciu.
Jestem świeżo po rozmowie z najstarszym chłopcem, w której zgodnie doszliśmy do wniosku, że czas zakończyć to, co nas łączy. 
Dokładniej mówiąc, on już nie chce u nas być a ja i Marek nie chcemy już, żeby on był u nas.
Jestem umówiona na jutro na badanie psychologiczne chłopaka, które zadecyduje, jaki będzie jego dalszy los.
Rzecz w tym, że on nie chce wracać do domu dziecka, tylko chce iść do jakiejś innej rodziny, na dodatek nie z rodzeństwem, tylko sam.
I z tym właśnie może być problem, bo prawdopodobnie sąd zabierze całą trójkę.
Próbuję to jakoś rozwiązać, znaczy przekonać kogo trzeba, że on ma wyjątkowo zły wpływ na pozostałą dwójkę.
A poza tym mam dowód w postaci jego wypracowania klasowego, w którym sam napisał, że nienawidzi swojego rodzeństwa.
Szczerze mówiąc, to małe są szanse na polubowne załatwienie tej sprawy, niemniej jednak warto spróbować, bo psycholog może np. orzec umieszczenie go w jakimś ośrodku szkolno - wychowawczym, z którego przyjeżdżałby do nas tylko na weekendy, święta, ferie i wakacje.
W międzyczasie sąd może spróbować znaleźć mu jakąś rodzinę, która go weźmie na stałe.
Ale na to, to już ja nie mam żadnego wpływu i wszystko w rękach psychologa i sądu.
Mam nadzieję, że jutro po badaniu coś tam się dowiem na ten temat i wtedy napiszę do sądu o rozwiązanie tego problemu jakoś.
W każdym bądź razie jestem już nastawiona na najgorsze, bo najprawdopodobniej sąd postanowi o zabraniu całej trójki, najgorsze jednak, że w tej sytuacji cała trójka trafi do jakiegoś domu dziecka.
 
Total załamka ... 2006-02-24 19:14
 
Wyszło na to, że jednak zupełnie nie nadaję się na matkę, bo nie rozumiem dzieci, a dokładniej, najstarszego chłopaka.
Ale po kolei.
Poszliśmy wszyscy i połowie drogi wpadłam na pomysł, że rozdzielimy się.
Ja z robaczkami pójdę do sądu sprawdzić, czy może dotarły już akta, a Marek z najstarszym chłopcem pójdą do psycholog.
Kto pierwszy będzie wolny, idzie do reszty.
W sądzie okazało się, że akta są i mogę je sobie poczytać, więc przekupiłam robaczki, znaczy dałam im po 4 złociszy, żeby kupiły sobie słodycze i potem siedziały cicho, a sama zagłębiłam się w tej pasjonującej lekturze, która sprawiła, że wyszłam z siebie i stanęłam obok.
Kurator społeczna napisała, że 2 tygodnie przed jej wizytą najstarszy chłopak dostał ode mnie lanie za to, że ponoć za późno wrócił do domciu, o czym sam jej ponoć powiedział.
Natomiast kurator etatowa tym razem ma zastrzeżenia do metod wychowawczych stosowanych przeze mnie, sposobu odżywiania dzieci, ubierania i kontaktu ze szkołą.
Ręce opadają.
Wynotowałam to wszystko i mam zamiar napisać ostrą ripostę do sądu, bo czytając akta odniosłam wrażenie, jakbym była traktowana, jak jakaś patologiczna osoba, której należy odebrać dzieci.
 
Pierwsi skończyliśmy, więc poszliśmy do Marka, który czekał na koniec badania najstarszego chłopaka i powiedział mi, że powinnam być od początku, bo pani psycholog musiała z nim porozmawiać z braku mnie.
Zdziwił mnie fakt, że poradziła mu, żebyśmy oddali całą trójkę dzieciaczków do domu dziecka.
I jakby wiedziona przeczuciem, wyszła pani psycholog i poprosiła mnie do środka, wypraszając najstarszego chłopaka.
Zaczęła od pytanka, skąd mnie zna, bo wie, że zna, tylko nie pamięta, skąd.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, gdzie i przy czym pracuję, na co w odpowiedzi usłyszałam swoje nazwisko i imię i stwierdzenie, że teraz rozumie, czemu te dzieciaczki są u nas.
Nasza rozmowa trwała ponad godzinę i zakończyła się stwierdzeniem pani psycholog, że wg niej najstarszy chłopak powinien trafić do ośrodka szkolno - wychowawczego ze względu na swoje agresywne zachowania.
Dowiedziałam się też, że on sam chce być u nas i nigdzie nie chce od nas wyjeżdżać.
Pani psycholog zapytała też mnie, czy ja nigdy nie mówiłam do rodziców czegoś w stylu "po co ja się urodziłam", a kiedy usłyszała, że nigdy, sama przyznała się, że ona często tak rodzicom mówiła, jak nie chcieli jej czegoś dać czy kupić.
 
No i teraz mam zagwostkę, bo nie mogę zostawić tej sprawy tak, jak jest, bo na to nie pozwala mi moja duma, jednak stawiając sprawę na ostrzu noża mogę przegrać i dzieci zostaną zabrane.
 
MASAKRA!
 
 
A la Jędrek ... 2006-02-27 15:52
 
- Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że Cię mam, bo bez Ciebie, to bym chyba zginęła.
 
- No z tego, co pamiętam, to kilka ładnych lat byłaś sama, zanim sprowadziłem się do Ciebie i jakoś nie tylko, że nie zginęłaś, ale całkiem dobrze nawet sobie radziłaś.
 
- Qrcze, przy Tobie, to nawet poudawać się nie da, że jest się biedną malutką dziewczynką, która potrzebuje męskiego Mężczyzny przy sobie.
 
Lesson nr 2 - cokolwiek by to miało znaczyć ... 2006-02-28 09:54
 
- Wiesz, bałem się, że będziesz się ze mną kochała, ale myślała o Nim, a tymczasem miło rozczarowałem się, bo nie zamykasz oczu i patrzysz mi prosto w twarz, więc masz pełną świadomośc, że kochasz się ze mną.
 
- Też bałam się, że będziesz mnie kochał, a ja będę wyobrażała sobie, że robi to On i dlatego postanowiłam, że będę cały czas patrzyła na Ciebie i w ten sposób mam pewność, że kocham się z Tobą i z Tobą właśnie chcę kochać się, z nikim innym.
 
- Superowo, potrafisz oddzielić sex od miłości, będą z Ciebie ludzie.
 

slodka_idiotka : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz