Archiwum marzec 2007


mar 03 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Consensus ... 2005-04-01 00:16
 
Ostatnio za wiele dzieje się w moim życiu.
Robię ciągłe przymiarki do stabilizacji.
W piaskownicy ktoś założył temat żartów prima aprilisowych.
Wpadłam na pomysł i zapytałam pani Elżbiety, czy udało jej się zrobić kiedyś jakiś fajny żart.
Opowiedziała mi, że była nałogową palaczką papierosów, paliła już 30 lat, jak wpadła na pomysł i rzuciła palenie właśnie od pierwszego kwietnia.
Oczywiście nikt jej w to nie wierzył, wszyscy podejrzewali żart, a ona faktycznie od tamtego dnia - mimo, że minęło już 11 lat - nie pali.
Nasunęła więc mi się myśl zaadoptowania tego pomysłu do własnych celów.
Rzecz w tym, że opisując swoje życie, tu na blogach spotkałam się już drugi raz z zarzutem, że piszę telenowele brazylijskie.
Możliwe, nie wiem, gdyż nie oglądam telewizji na tyle często, by trafić na coś takiego, a jeżeli już oglądam, to programy popularno naukowe, filmy oparte na życiu typu "Z życia wzięte", rozmowy w toku, szansę na sukces, stratosferę i kilka innych rozrywkowych programów.
Ale skoro wygląda na to, że znowu nie jestem trendy, bo teraz w modzie telenowele brazylijskie, więc zakładam dziś nowy blog prima_aprilis, na którym w dalszym ciągu tak, jak dotychczas, będę opisywała swoje życie i wstawiała swoje skróty myślowe, a w gestii ewentualnych czytelników pozostawię już domysły, czy to real czy fikcja.
W każdym bądź razie nikt nie będzie mi już mógł zarzucić, że ściemniam, bo tytuł prima_aprilis uprzedza każdego, że to, co czyta, niekoniecznie jest prawdą, równie dobrze może być scenariuszem do telenoweli brazylijskiej lub czymkolwiek innym.
I mam nadzieję, że w ten sposób uzyskamy consensus ...

 
 
Powaga ... 2005-04-01 16:27
 
Jakoś tak ostanio mam, że najczęściej trafiam na ludzi z zerowym poczuciem humoru.
A jest to dla mnie o tyle ważne, że coraz częściej bywam w znakomitym nastroju, który charakteryzuje się głównie ochotą na żarty.
Masakra zaczyna się, jak trafiam na ludzi, którzy moje żarty biorą poważnie.
Tak na początek, to może wyjaśnię, że jak piszę komuś cmok, to nie oznacza autentycznego pocałunku i nie powinno wzbudzać żadnych podejrzeń.
Z tego też powodu, jak widzę w jakimś komentarzu, że dziewczyna dziewczynie pisze całuski, to nie podejrzewam u niej skłonności lesbijskich.
Natomiast do przekazania Ukochanemu miłosnego pocałunku ode mnie, mam specjalny obrazek, na którym dziewczyna obejmuje i całuje chłopaka.
A dzieje się tak dlatego, że raz przesłałam ten obrazek innemu facetowi i Ukochany zwrócił mi uwagę na znaczenie, jakie mu przypisuje.
Od tej pory ten obrazek wykorzystuję tylko i wyłącznie  w rozmowie z moim Ukochanym.
 
Dzisiejszy dzień, mimo daty, rozpoczął się dla mnie bardzo poważnie.
Obudziłam się bowiem z tak wielkim bólem głowy, że jak tylko dzieciaki poszły do szkoły, od razu położyłam się z powrotem do łóżka.
Obudził mnie powracający z zakupów mój mężczyzna.
Dzisiejsza data skłoniła go do rozpoczęcia prac przygotowawczych do remontu jednego z pokoi dziecinnych.
Masakra!
Nie cierpię remontów w mieszkaniu.
Najchętniej wyjechałabym zostawiając klucze jakiemuś zakładowi remontowemu, żeby po powrocie zastać wyremontowane i posprzątane mieszkanie.
Niestety, mój mężczyzna, jak większość facetów, remont musi robić sam i to w mojej obecności, bo przecież ktoś musi go podziwiać, jaki zdolny.
Aaa ...
i jeszcze wyliczyć, ile zaoszczędził.
Zgodził się tylko na wymianę okna i zabudowę wnęki przez wyspecjalizowane zakłady .
Okno zostało wymienione w lutym, a wnęka zabudowana w marcu.
W ogóle, to zabudowa wnęki wyszła tak super, że nie wytrzymałam i pokój odebrałam Markowi, dałam Zuzce, a chłopaków umieściłam razem.
Nowe okno, nowy mebel, to i nowa lokatorka, która pewniej lepiej o to wszystko zadba.
Na kwiecień zaplanowaliśmy tylko malowanie i tapetowanie.
Na maj wymianę dywanu.
Zakup nowej wersalki na czerwiec.
Nowy komputer na lipiec.
I na tym zakończymy ten pokój, bo lampa, lampka i biurko są nowe.
W sierpniu nas nie ma, a od września rozpoczynamy unowocześnianie pokoju chłopaków, co pochłonie więcej kasy, bo pokój dużo większy.
 
Tyle plany.
Zobaczymy, jak pójdzie z realizacją.
Głównie na co i w jakim terminie wystarczy kasy.
 
 
Brak ... 2005-04-02 14:58
 
Zacznę od odpowiedzi na pytanko, które ktoś mi zadał w komentach do poprzedniej notki.
A brzmi ono tak:
"po co ci kolejny blog????
No cóż, od zawsze wyznaję zasadę, że jak coś nie idzie tak, jakbym chciała, to zawsze mogę zacząć od nowa.
Już nawet nie chce mi się liczyć, który to z kolei blog, bo wiem, że w końcu potrafię go pisać tak, żeby i "wilk był syty i owca cała".
I mam nadzieję, że to będzie właśnie ten blog.
 
Jakoś tak mam, że potrzebuję poczucia bezpieczeństwa.
Miałam je tylko do śmierci mamy, dlatego tak mi jej bardzo brak.
Dziwi mnie, jak ktoś opowiada, że rodzice np. każą mu płacić mandaty z kieszonkowego, czy coś w tym stylu.
Moja mama przede wszystkim chroniła mnie w tym sensie, że zawsze brała moją stronę i to niezależnie od tego, czy miałam rację, czy też nie.
Zawsze mogłam polegać na mojej mamie.
Miała nas trzy i za każdą walczyła, jak lwica.
Dlatego moim marzeniem zawsze było spotkać faceta, który da mi takie samo poczucie bezpieczeństwa, jakie dawała mi mama.
Niestety, do tej pory spotkałam tylko jednego takiego i jest nim Marek, którego nazywam obecnie moim mężczyzną z tego względu, że w domu mam dwóch Marków i tak ich odróżniam.
Na innych zawsze się zawiodłam pod tym względem.
A najbardziej boli mnie fakt, że zdarza mi się poznawać również facetów, z którymi na początku wiążę pewne nadzieje, a w rezultacie znajomość kończy się ich nienawiścią do mnie.
Marek mówi, że winna jest tutaj moja naiwość, bo w każdym człowieku widzę przyjaciela.
Coś w tym na pewno jest, czego najlepszym dowodem jest moja dwukrotna bytność w piaskownicy.
Jakoś tak za każdym razem było, że zraziłam tam do siebie kilku facetów.
Za pierwszym razem, to i może sama zawiniłam, bo zauważyłam, co ich okropnie denerwuje i znalazłam sobie dziką satysfakcję w denerwowaniu ich.
Sama miałam wtedy okropnego doła przez faceta, więc była to taka jakby rekompensata.
A poza tym, to denerwowałam tylko tych najgłupszych.
Ale za drugim razem po prostu żartowałam i wszystko wyglądało na to, że oni również, do momentu, aż jeden z nich powiedział, że flirtujemy.
O finale tej zadymy nie będę pisała, bo szkoda słów.
I moich łez.
Po raz kolejny okazało się, że jeżeli tylko wdam się w jakąś zadymę, to okazuje się, że mój Ukochany jest po drugiej stronie barykady.
Masakra!
Ale nieważne.
Najważniejsze, że go kocham i to wielką miłością, która starcza na nas dwoje.
 
 
Dziwne ... 2005-04-03 14:22
 

Papież umarł, a ja zamiast modlić się za Jego duszę, snuję marzenia o moim Ukochanym.
Na początku choroby Papieża bardzo często modliłam się za Niego.
Potem doszłam do wniosku, że cierpi i w krótkiej modlitwie poprosiłam Pana Boga o szczególną opiekę nad Papieżem.
Kiedy dotarła do nas wiadomość, że Papież umiera, popłakałam się i również w krótkiej modlitwie poleciłam Go Panu Bogu.
Teraz, po usłyszeniu o śmierci Papieża, popłakałam sobie dłużej.
Pomyślałam też sobie, że nigdy nie pojechałam w żadne miejsce, gdzie z wizytą przebywał Papież, chociaż miałam nie jedną okazję.
Mogłabym też być teraz w Rzymie, gdybym nie była tak leniwa i przyłożyła się do nauki, a tak, to jest tam Wojtek.
A w ogóle, to ciekawe, czy przebywa teraz w Watykanie, ale pewnie tak, bo na pewno jest tam cały Wydział Papieski.
I to wszystko.
Nad moimi myślami zapanowały marzenia o moim Ukochanym.
Dokładniej mówiąc wspomnienia o marzeniach z nim związanych.
A były one bardzo piękne i bogate.
Przede wszystkim marzyłam, żeby ukończył studia a następnie zamieszkał ze mną.
Nie chciałam, żeby pracował, wolałabym spędzać z nim każdą chwilę, spełniać wszystkie jego zachcianki i fantazje, podróżować razem, zwiedzać, poznawać nowych ludzi, nowe miejsca, chodzić wspólnie do kina, teatru, opery, fiharmonii, słowem być ciągle w ruchu, bo to bardzo lubię.
Jest dla mnie bardzo atrakcyjny, bo mamy wiele wspólnego, nawet to, że nie jest ani w jednym calu snobem.
A poza tym potrafi pięknie mówić, a ja przecież uwielbiam słuchać, no i pisze cudowne wiersze.
Ktoś kiedyś powiedział, że miłość, to nie sex.
Dziwne, bo u mnie miłość objawiła się pożądaniem sexu z Ukochanym.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie odczuwałam.
Rety, dla mnie byłby to raj na ziemi.
Niestety, jak zwykle biorę pod uwagę tylko swoje potrzeby, więc okazało się, że te marzenia mogę sobie włożyć między bajki.
Ukochany ma całkiem inne marzenia.
I w taki to właśnie sposób umierają moje marzenia wraz z Papieżem.
I chyba właśnie dlatego śmierć Papieża sprawiła, że te marzenia opanowały moje myśli.

 
 
Balanga ... 2005-04-04 15:03
 
Ufff ...
ale u nas gorąco.
Przed kilkunastoma minutami wróciłam z Markiem z gimnazjum.
Dyrektor przyjął nas osobiście, jak obiecał i zapewnił Marka, że zostanie przyjęty.
Chłopak poczuł się dowartościowany, bo chodził do najlepszej szkoły podstawowej, teraz będzie chodził do najlepszego gimnazjum.
Dziś mam dyżur dopiero od godziny 16,00 ale za to aż do 21,00 bo w programie mam po dyżurze spotkanie w klubie złamanych serc.
Żałoba narodowa, więc postaram się pisać same smuty.
I nawet chyba przyjdzie mi to bez większych trudności.
Jakoś tak ostatnio u mnie się właśnie porobiło, że smutów trochę się nazbierało i na dodatek wciąż dochodzą nowe.
No i nawet z radości potrafią narobić się smuty.
Na przykład mam zagwostkę, bo na sobotę i niedzielę mam zaproszenie na wesele we Wrocławiu.
Jadę z Jasiem, a partnera dostanę na miejscu.
Mój mężczyzna zostaje z pozostałą dwójką.
Najlepsze jest to, że upiera się, żebym jechała w sukience.
Sajgon, normalnie Sajgon.
Qrcze, jak wysłałam Evanowi moją najnowszą fotkę i zobaczył mój aktualny image, to już o niczym nie potrafi ze mną rozmawiać, jak tylko o sexie.
A to wszystko przez tą króciutką spódniczkę, bo Jola usadziła mnie tak, że na pierwszym planie widać moje nogi i nie tylko, co jest winą tej właśnie zbyt krótkiej spódniczki, a dopiero w tle bije po oczach moja rozmarzona mina.
Straszę mojego mężczyznę, że mogę zostać zgwałcona jeszcze w drodze, ale śmieje się tylko.
Sadysta.
Jedyne, co mi pozostaje, to w sobotę wyjść z domu wcześniej i przed wyjazdem kupić sobie spodnie na drogę i coś extra do przebrania na miejscu.
Masakra!
Sobota wesele, niedziela poprawiny i jeszcze wieczorem powrót do domu.
Z powrotem zostaniemy odwiezieni samochodem.
I już widzę minę mojego mężczyzny, jak mnie zobaczy.
Ale do domu wpuścić musi, bo mam tu dzieciaczki, sam nie da rady ich wychować.
Muszę się przed nim odkryć zaraz po powrocie, bo jak zobaczy dopiero na fotkach, to może być prawdziwy Sajgon.
Rety, w co ja się wpakowałam ...
 
slodka_idiotka : :
mar 03 2007 Wierzysz?
Komentarze: 0

Błazen ... 2005-04-05 14:54
 
"Książę błazna jest wart".
Te słowa arii uparcie tkwią w mojej głowie.
Całe szczęście, że weszłam do tej piaskownicy.
Żyłabym nadal w przekonaniu, że może coś straciłam.
Pamiętam, jaki był oburzony, że Bartek mnie okłamuje, jak udzielał mi rad, żeby go rzucić.
I jak stawiał się ponad kłamstwem.
Uważał się za rycerza, ale przekonałam go, że skoro nigdy nie kłamie, to jest księciem.
Dziękuję Panu Bogu, że mogłam poznać, z kim mam do czynienia i że nie jestem taka, jak oni, bo ja przecież nie chcę nikogo obrażać, nawet tych, którzy na to zasługują.
Nie mogę też wyobrazić sobie siebie wojującej z kimkolwiek.
Jestem nastawiona pokojowo do wszystkich, nawet do tych, którzy mnie usiłują obrazić.
Na każdą wojowniczą zaczepkę odpowiadam zawsze tylko raz w pokojowym tonie.
Jak nie osiągnę pokoju, omijam taką osobę z daleka, jak trędowatą.
I nie przejmuję się zupełnie tym, co kto sobie o mnie w tym kontexcie myśli.
A poza tym brzydzę się ludźmi, którzy wchodzą między dwoje zakochanych.
Jakoś tak jest, że zakochani nawet,  jak mają jakieś nieporozumienia, to potrafią pogodzić się do momentu, kiedy wejdzie między nich jakiś usłużny mediator.
Rozwali wszystko tak dokładnie, że już nikt tego nie poskłada.
Podobno większość ludzi ma swojego błazna.
Znaczy kogoś, kogo uważają za coś gorszego, ale się z nim wiążą, żeby ich zalety były bardziej widoczne.
Leczą w ten sposób swoje kompleksy.
Ja kompleksów nie mam i dlatego wiążę się tylko i wyłącznie z ludźmi pewnymi siebie w co najmniej takim samym stopniu, jak ja.
To tak a propos tej mojej rzekomej schizofrenii.
A tak nawiasem mówiąc ciekawe, skąd taka znajomość chorób psychicznych ...
bo ostatnia, która tu się nimi popisywała, jak się okazało, sama była leczona w szpitalu psychiatrycznym.
 
Wczoraj oglądałam w pracy transmisję z uroczystości w Watykanie.
Nie będę ukrywała, że płakałam.
Ale nie będę też ukrywała, że jestem bardzo spokojna o miejsce Papieża przy Panu Bogu w niebie.
Bo jeżeli nie ten Papież zasiądzie na jednym z tronów, żeby królować razem z Panem Jezusem, to kto?
Ten Papież odmienił każdego z nas.
Odwoływał się do tego, co w każdym człowieku jest dobre i szlachetne.
Nakazywał zaś wyrzeczenie się choćby na chwilę tego, co podłe i małostkowe.
Naśladował Chrystusa najdokładniej z żyjących współcześnie, a przecież też był tylko człowiekiem.
My nie potrafimy naśladować nawet Jego, namiestnika Chrystusa na ziemi ...
nam to jakoś nie wychodzi, chociaż bardzo tego chcemy.
Ktoś jedyny i niepowtarzalny napisał na swoim blogu, że zapłakał na wieść o śmierci Papieża.
Albo źle zrozumiałam.
Ale wszystko odałabym za to, żeby to była prawda ...
 
i tak przy okazji odnotowuję, że ta wczorajsza balanga, to był tylko taki żart prima aprilisowy.
Przypominam, że na moim blogu prima aprilis trwa cały rok.
Rzecz wygląda w sumie dość interesująco, gdyż byłam już kiedyś na weselu bezalkoholowym, a teraz będę na ślubie bez wesela, dlatego jadę sama z dzieckiem, a nie ze swoim mężczyzną i wszystkimi dziećmi.
Po ślubie będzie tylko niewielkie przyjęcie w lokalu, bez alkoholu, muzyki i tańców ze względu na żałobę, która w Kościele trwa 9 dni.
W sumie, to oczekiwali wszyscy na balangę, ale w rezultacie nawet na przyjęcie niektórzy się nie piszą ze względu na żałobę.
Wszystko inne, o czym pisałam wczoraj jest prawdą, ale nikt nie musi w to wierzyć ...

 
 
Marionetka ... 2005-04-06 16:56
 

 

"Sandra zamieściła na forum wiersz swojego faceta
wiersz który jak to określiła najbardziej się jej podobał
to nawet nie był wiersz
to było po prostu nędzne
ale to jego wiersz podoba Ci się najbardziej ze wszystkich jakie znasz
czy Ty się mnie wstydzisz?"
 
 
Nie mogłam zrozumieć wtedy, skąd u niego takie pytanie.
Teraz już wiem.
Powinnam wpaść na to już wcześniej.
W końcu sam napisał, że chowa archiwum, bo wstydzi się tego, co tam pisał.
Ja też, kiedy przed skasowaniem czytałam nasze rozmowy na gg, dwukrotnie miałam odczucie, że wcale nie chce się ze mną spotykać.
Ale najbardziej przekonującym dowodem jest to, że trzyma mnie jakby w ukryciu.
Gdybym nie napisała o tych oświadczynach, nikt by o tym nie wiedział.
Na jego blogu nie było śladu, że cokolwiek wydarzyło się niezwykłego.
A poza tym po ostatnim rozstaniu w każdej zadymie był po drugiej stronie barykady.
Samo rozstanie też nastąpiło w dość ciekawych okolicznościach.
W końcu czekałam 10 długich dni i nocy, żeby się odezwał, pisałam na swoim blogu, jak cierpię i ile dla mnie znaczy, a on uparcie milczał.
Uznałam więc, że mnie porzucił i wróciłam do Marka.
I tylko napisałam o tym na blogu, od razu odezwał się.
Nic już nie ryzykował.
Nasze rozstanie stało się faktem po obu stronach.
Osiągnął to, do czego dążył.
 
A ja, papierowa marionetka, grałam ...
 
i mam nadzieję, że już nigdy więcej ...
 
ale tylko nadzieję, pewności żadnej.
 
Wyjazd do Wrocławia szykuje mi się dłuższy, niż to planowałam.
Zostałam poproszona o przyjazd już w czwartek i głupio było mi odmówić, bo to rodzina.
Daleka, bo daleka, ale zawsze rodzina.
A niewiele mi jej już zostało, bo i zbyt wielka nie była, a że od wieków jest krótkowieczna, więc jest, jak jest.
Mój mężczyzna zgodził się na te moje 4 dni poza domem, ale pod warunkiem, że w niedzielę wrócimy.
W sumie, to nawet nie jestem pewna, czy mam ochotę na taki długi pobyt, więc jeszcze pomyślę, bo nikogo nie upewniłam, że na pewno przyjadę w czwartek.
 
A w ogóle, to całe szczęście, że wyjeżdżam, bo wraz z tą notką skończyły mi się smutne tematy i nie wiem, skąd bym wzięła następne.
No chyba, że udałoby mi się wreszcie znaleźć jakąś telenowelę brazylijską w telewizji i na jej podstawie coś zmyślić.
Tyle tylko, że wtedy nie byłby to już pamiętnik internetowy a jakiś twór na wzór moich skrótów myślowych.
 
 
Szkoła ... 2005-04-07 14:00
 
Jakoś tak się porobiło, że faktycznie moje smutne tematy skończyły się, jak nożem uciął.
Niemniej jednak w sercu moim smutek powiększa się ciągle.
Wygląda na to, że dojrzewa i staje się widoczny przez to, że kolor zmienia.
Im bliżej pogrzebu, tym smutniej w moim sercu i w mojej duszy.
Zadecydowałam, że jednak piątek chcę spędzić w swoim mieszkaniu przed swoim telewizorem.
W ciszy, spokoju i skupieniu chcę obejrzeć uroczystości pogrzebowe w Watykanie.
 
W szkole dzieciaków był dziś uroczysty apel związany tematycznie z Papieżem.
Niestety, Zuzka przyniosła uwagę w dzienniczku ucznia, że na lekcjach zachowuje się skandalicznie, a na apelu zdenerwowała nawet pana dyrektora, który przerwał apel, żeby ją upomnieć, co nie odniosło zresztą żadnego skutku i przeszkadzała dalej.
Poszłam więc do wychowawczyni i zapytałam, jakie ma kwalifikacje do wychowywania dzieci, jeżeli z jedną, na dodatek najmniejszą dziewczynką w klasie, nie może sobie poradzić, tylko stresuje dziecko takimi uwagami w dzienniczku.
W odpowiedzi usłyszałam, że ukończyła coś tam i jeszcze coś tam, a potem jeszcze coś tam, więc kwalifikacje ma odpowiednie, tylko Zuzka nieodpowienio się zachowuje.
Powiedziałam więc, że nieodpowienio może być, ale słowa skandalicznie zabraniam jej używać w stosunku do Zuzki i wyszłam.
 
Jak tak dalej pójdzie, to będziemy chyba musieli zmienić miejsce zamieszkania.
Którejś niedzieli Zuzka i Jasio zrobili na Mszy Św. dla dzieci taki Sajgon, że ksiądz musiał przerwać odprawianie i wyrzucić ich z kościoła.
W rezultacie dzieci nie puszczamy już samych do kościoła i chodzi z nimi mój mężczyzna.
A teraz zanosi się na to, że z Zuzką ja będę musiała siedzieć na lekcjach?
Nie doczekanie!
W bloku nikt już nie ma odwagi zwrócić żadnemu z tych dzieci uwagi, bo nie ma żadnych możliwości zrozumienia, co one odpowiadają.
To się nazywa terroryzm dziecięcy.
 
Ale jak by to nie nazywać i co by o tym nie mówić, to nie mogę zrozumieć, jak dorosły człowiek nie może porozumieć się z dziećmi.
Przecież to tylko dzieci.
Na dodatek bardzo grzeczne, jak grzecznie i spokojnie z nimi rozmawiać.
Ja jakoś nie mam żadnego problemu z dogadaniem się z nimi, a przecież nikt mnie nie szkolił w tym zakresie.
Czego tych nauczycieli na studiach uczą?
 
 
Wierzysz? 2005-04-07 21:15
 
W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki.
Pierwszy zapytał się drugiego:
 
- Wierzysz w życie po porodzie?
 
- Jasne, coś musi tam być, mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to, co będzie potem.
 
- Głupoty, żadnego życia po porodzie nie ma, jak by miało wyglądać?
 
- No nie wiem, ale będzie więcej światła, może będziemy na nóżkach biegać, a jeść buzią.
 
- No to przecież nie ma sensu, biegać się nie da, a kto widział, żeby jeść ustami, przecież żywi nas pępowina.
 
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę, a ona się będzie o nas troszczyć.
 
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to wg ciebie w ogóle jest?
 
- No przecież jest wszędzie wokół nas, dzięki niej żyjemy, bez niej by nas nie było.
 
- Nie wierzę, żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma.
 
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać, jak śpiewa, albo poczuć, jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później ...
 
 
Konanie ... 2005-04-08 14:06
 
Moment
w którym wszystko przestaje być ważne
 
trwający dostatecznie długo
aby odcisnąć się w świadomości
 
trwajacy dostatecznie krótko
aby nie pozwolić mi umrzeć ...
 
 
Ciężko na sercu po obejrzeniu tranmisji telewizyjnej z Watykanu.
 
Jadę dopiero wieczorem, więc jeszcze trochę czasu mam.
Tak się porobiło, że zabieram ze sobą Jasia i Zuzkę.
A dwa Marki zostają razem w domu.
Wczoraj poszłam do fryzjerki zrobić trwałą.
Nie podobała jej się moja fryzura i namówiła mnie na podcięcie włosów.
I o dziwo potrafiła z tej mojej kostropatej fryzury zrobić cudeńko wręcz.
W sumie doszłyśmy razem do wniosku, że szkoda trwałą niszczyć mojej nowej i pięknej fryzury i tylko mnie uczesała.
Próbowałam wprawdzie wytargować choćby balejage, ale powiedziała, że na to mam zawsze czas i jak pochodzę z tydzień w tej fryzurze, to wtedy zadecyduję, czy robić trwałą i balejage, czy tylko balejage.
Rzecz w tym, że jak chce się mieć i jedno i drugie, to trzeba najpierw zrobić trwałą, a za 2 tygodnie dopiero balejage.
W domu za to całkowity brak zrozumienia ze strony mojego mężczyzny, który stwierdził, że coraz bardziej chcę się upodobnić do chłopaka.
Masakra!
 
A poza tym, to muszę się odchudzać, bo okazało się, że w czasie świąt i choroby przybyło mi na wadze 4 kilo.
Następna masakra!
Ale 2 już zrzuciłam, więc nie jest tak źle.
 
Weszłam dziś w pewną pocztę tak na wyczucie i okazało się, że miałam rację.
Zastałam komunikat, że ponieważ nie logowałam się do tej poczty przez 45 dni, więc opróżniono moją skrzynkę z całej zawartości i jest ona nie do odzyskania.
Wprawdzie łza zakręciła mi się w oku na wspomnienie, co tam było, ale potem poczułam, jak kamień spadł mi z serca.
Ktoś zrobił za mnie to, czego sama nie byłam w stanie.
 
Może jeszcze tylko odnotuję to, co powinnam już dużo wcześniej.
Mój mężczyzna dostał zgodę kardiologa na operację, ale nie chce na nią iść.
Boi się, że nie obudzi się po narkozie.
A tych operacji pod znieczuleniem się nie robi, bo nie ma możliwości znieczulić całej jamy brzusznej.
Nie namawiam go, bo sama też boję się narkozy i też mam takie obawy, że nie obudziłabym się po niej.
 
Nadal nie potrafię poradzić sobie sama ze sobą, ale to już detal raczej.
Czasami tak sobie myślę, że skoro życie straciło sens, to może śmierć ma sens?
Szkoda, że jestem takim okropnym tchórzem, bo mogłabym spróbować.
Wprawdzie odkręcić tego już by się nie dało, ale raz kozie śmierć, jak mówi jedno z polskich przysłów.
Zawiodłam się też sama na sobie.
Wydawało mi się, że już nawet płakać nie umiem, ale okazało się, że nic bardziej złudnego ...
 
slodka_idiotka : :
mar 03 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Samobójstwo ... 2005-04-10 21:26
 
Chyba wiem, jak czują się samobójcy.
 
Wróciłam z Wrocławia cała i zdrowa, jak zwykle mawiam.
Musiałam oczywiście codziennie dzwonić do mojego mężczyzny, żeby nie martwił się.
Przyrzekłam mu to i słowa dotrzymałam.
Ma to zresztą i swoje dobre strony, bo uczę się zabierać ze sobą komórkę.
W sumie, to żałuję, że pojechałam.
Okazało się, że owszem, nasza rodzina, jako pochodząca ze stolicy, jaśnieje warszawską gościnnością, ale ich drugie połówki już niekoniecznie.
Nawet kawą nie zostałam poczęstowana, co bardzo przeżywałam.
Najśmieszniejsze jest to, że ciocia zapytała, czy napiję się kawy.
Odpowiedziałam, że chętnie, ale jak ma Cappuccino, bo tylko tą piję.
Upewniła mnie, że ma i zaraz dostanę, po czym wyszła do kuchni i wróciła z kawą tylko dla siebie.
Tak, że zrozumiałam, czemu byłam jedynym gościem.
Wszyscy pozostali odmówili przybycia tłumacząc to żałobą po Papieżu.
Ślub, jak ślub, para młoda, jak para młoda, nie ma o czym pisać.
Wprawdzie o gościnności tej cioci słyszałam już dawno i wszyscy zawsze współczuli wujkowi, ale nie wierzyłam w to za bardzo.
Poza tym we Wrocławiu dosłownie lało w piątek i sobotę, więc z konieczności siedzieliśmy w domu, a jak dziś wyjrzało słonko, to musieliśmy wracać.
Ale odwiedziliśmy Jolę i Piotrka, u których zastaliśmy Sandrę i razem wróciliśmy do domu.
Pokazali mi trochę moich fotek, z których najbardziej podobały mi się te z kortu tenisowego a w drugiej kolejności te z moich prac na nowym mieszkanku, ale dostanę je później, bo Piotrek ma je w czymś takim małym, co nosi na szyi i jak kiedyś do mnie przyjedzie, to z tego czegoś mi je wgra w mojego kompa.
Nie umiem tego wytłumaczyć, bo Piotrek ma cyfrowy aparat fotograficzny, z którego np. od razu wgrał dzisiejsze fotki w swojego kompa a te poprzednie ma w czymś tak małym, że ma to raptem kilka cm długości i ponoć jest w tym około 500 moich fotek.
Masakra!
 
Oprócz Sandry spotkałam u Piotrka Andrzeja, który miał się kiedyś już żenić i na ten temat sobie podyskutowalismy.
Otóż Andrzej miał już dwie żony, na obydwu się zawiódł, znaczy zostawiły go dla innego i to w obu przypadkach żonatego mężczyzny i teraz postanowił, że już z żadną się nie ożeni.
Ma wprawdzie trzecią kobietę, ale żyją bez ślubu, a Andrzej stwierdził, że jak jeszcze i na tej zawiedzie się, to popełni samobójstwo.
I w kontexcie tego pomyślałam sobie, to co ja mam dopiero robić, jak zawiodłam się w realu na trzech facetach i na trzech w necie?
Skoro on myśli o popełnieniu samobójstwa, to ja je już chyba powinnam popełnić.
Myślałam o tym całą powrotną drogę i chyba już wiem, jak czują się samobójcy ...

 
 
Duch 2005-04-11 20:44
 
Ciekawe
jak pachniesz
jak wyglądasz
jaką masz barwę głosu
 
ciekawe
czy dotykając
zabijasz ...
 
jesteś
jak jeden wielki podstęp
fałszywy brak drżenia w głosie
fałszywe nierozbiegane oczy
aby uśpić we mnie czujność
 
popełniłeś błąd
i poszedłeś
zostawiając mi
swój środek ciężkości
mam go w garści
 
wyrwałam siebie i postawiłam obok
jest nas dwie na Ciebie jednego
 
zobacz ...
stoję przy Tobie i się uśmiecham
no zobacz, jak mi serce bije ...
spójrz we mnie ...
 
 
 
Fotki ... 2005-04-12 12:12
 
Qrcze ...
jak ja nie lubię niezadowolonych ludzi.
Miał nas z Wrocławia odwieźć Piotrek samochodem, ale zdecydowałam się wracać pociągiem, więc Piotrek zrezygnował z jazdy, w związku z czym Sandra też wracała z nami pociągiem, z czego wydawała się nawet zadowolona, ale w nocy na gg Piotrek powiedział mi, że żaliła się na za długą jazdę.
Masakra!
Tak już mam, że wolę jeździć pociągiem, niż samochodem.
 
Gorzej, że znów coś tam za dużo zjadłam i waga znów poszła w górę o 3 kg tym razem.
Mój mężczyzna twierdzi, że to przez te chipsy.
Wkurzył mnie w sumie, bo powiada:
"wam to tylko dać chipsy!"
Sam niby nie kupuje, ale wyżerać mi przychodzi.
 
W rezultacie chyba zacznę znów chodzić z Majką na calanetics.
Termin mam odległy, bo dopiero od 9. maja, więc mam nadzieję, że do tego czasu zrzucę kilka kg.
Ale powyciągać się trzeba będzie, żeby mięśnie były zdrowe.
 
Na lipiec mamy 3 tygodnie w Kołobrzegu, z czego bardzo wszyscy się cieszymy, co więcej, to Sandra chce z nami jechać, więc będzie superowo.
Piotrek z Jolą, jak zwykle, muszą mieć jakuzi, bo poniżej tego stardartu im nie wypada.
Ale my nie mamy takich wymagań i nam na szczęście nawet Kołobrzeg wystarczy.
 
A w ogóle, to porozmawiałam sobie wczoraj na gg z Evanem, ale tak od serca i jestem pełna nowych obaw.
Ale o tem potem ...
znaczy innego dnia.
Dziś nie mam nastroju, bo humor mi trochę skwaśniał po rozmowie z nim.
Ale dostałam od niego super piosenkę o wilczej nocy ... brrr !!!
 
Z atrakcji wczorajszych muszę odnotować jeszcze wizytę z Zuzką u psychiatry.
Po drodze zaniosłam do wywołania kliszę z pobytu u Joli i Piotrka.
Nagrał mi facet ją też na CD i miałam kłopot z wgraniem zdjęć do kompa.
Napisałam nawet na gg prośbę o pomoc, ale zanim ktokolwiek się zgłosił, sama doszłam, co i jak i mam już w kompie 18 nowych swoich fotek.
Teraz czekam jeszcze na Piotrka, który wgra mi te z jego aparatu cyfrowego i z tego czegoś, co nosi na szyi.
A w ogóle, to miał rację ten, co kiedyś powiedział, że robię się coraz ładniejsza.
Był wprawdzie po drodze również taki, co powiedział, że słoń mi na twarz nadepnął, ale wg mnie powiedział to ze złości.
Co by nie mówić, to sama sobie się podobam i uważam, że jestem ładna.
Szkoda tylko, że zdjęcia nie potrafią tego właściwie oddać, ale jestem niefotogeniczna, niestety.
A faceci różnie mówią ...
np., że wyglądam na niedostępną
inni, że na zarozumiałą
jeden taki, że na Madonnę w kapliczce
jeszcze inny, że na zimną lalę
a mój mężczyzna wczoraj powiedział, że na kukiełkę
na szczęście większość jest takich, co w ogóle na mnie nie zwracają uwagi, bo nie jestem w ich typie.
I tych najbardziej kocham.
 
A dziś na godzinę 16,10 mam zaproszenie od Zuzki wychowawczyni na rozmowę.
Wolę nie myśleć, co mnie tam czeka ...
 
 
Kiedy ... 2005-04-13 13:52
 
No cóż, wprawdzie nie lubię niezadowolonych ludzi, ale sama ostatnio jestem coraz mniej zadowolona ze swojego życia, które straciło dla mnie sens.
A kiedy życie traci sens, wtedy sensu nabiera śmierć.
Tak stało się i u mnie.
Zaczęłam myśleć o samobójstwie.
I dlatego za wszelką cenę muszę znaleźć nowy sens życia.
 
Czy mogą nim być te dzieciaki, kóre wzięłam na wychowanie z domu dziecka?
Raczej nie, bo nie wiem, czy mi ich nie zabiorą, są tylko na razie umieszczone u mnie.
Wczoraj w ich szkole był dzień wywiadówek.
U najmłodszej dziewczynki i najstarszego chłopca była tylko informacja, a u średniego chłopca pełne zebranie.
Najgorzej jest z dziewczynką.
Pisałam już, że z jej wychowawczynią mam na pieńku, więc przed wyjściem mój mężczyzna powiedział, żebym nie zadzierała z nią bardziej, tylko wysłuchała, co ma do powiedzenia i wróciła do domu, to wspólnie przedyskutujemy sprawę i jakby co, to on pójdzie porozmawiać z dyrektorem szkoły, którego zna służbowo.
Łatwo radzić, trudniej wykonać.
Facetka na wstępie poinformowała mnie, że z Zuzką już sobie dziś poradziła, bo posadziła ją w ostatniej ławce a przed nią i po obu jej bokach zostawiła po dwie wolne ławki, więc nie ma z kim rozmawiać.
Wprawdzie jeszcze grzecznie, jednak z przekąsem w głosie zapytałam, czemu nie wzięła pod uwagę zalecenia wydanego przez poradnię psychologiczno - pedagogiczną, podpisanego przez psychologa, pedagoga i kierownika poradni nakazującego posadzenia jej w pierwszej ławce.
Nastąpiła chwila ciszy, po której facetka stwierdziła, że w tej sprawie osobiście skontaktuje się z poradnią, a dla mnie ma 2 zadania.
Po pierwsze, Zuzka nie rozróżnia czasowników, przymiotników i przysłówków, a po drugie ma kłopoty ze zrozumieniem dzielenia pisemnego i mam z nią to w domu poćwiczyć.
Złośliwie odpowiedziałm, że skoro sama nie potrafi jej tego nauczyć, to spróbuję, chociaż za skutek nie ręczę, a co do lepszego zachowania Zuzki, to od dziś bierze tabletki uspokajające, które przepisała jej lekarz psychiatra, więc będzie spokojniejsza również w pierwszej ławce.
Krakowskim targiem stanęło na tym, że jeżeli do końca tygodnia Zuzka będzie spokojna, to od poniedziałku powróci do pierwszej ławki.
U Jasia wszystko oki, natomiast Marek złapał 6 jedynek, po dwie z historii i religii i po jednej z matematyki i przyrody.
Zapytał mnie w domu, czy mogłabym wypisać go z religii, więc odpowiedziałam krótko, że nie, ale obiecał, że jedynki poprawi.
 
Wczoraj mój mężczyzna zaczął malowanie Zuzki pokoju.
Znaczy wczoraj zerwał stare tapety, dziś coś tam szoruje i ma zamiar malować sufit, a jutro kłaść tapety na ściany.
Muszę go pochwalić, że kupił piękne tapety.
Jasno niebieskie w białe ciapki.
Wiadomo, biały i niebieski uspokaja, a Zuzka jest nadpobudliwa psychicznie i ruchowo.
 
 
Kiedy życie ... 2005-04-14 16:32
 
Na początek fragmenty z jednej rozmowy na gg :
 
no cóż :)
mnie się podoba :)
wróciłem do łask :)
 
to jest wierszyk który napisała żona reżysera filmu
 
cmoka będę chciał jak przyjedziesz
 
coś się w Tobie odzywa ...
lubię te słowa w Twoich ustach
 
prawda jest taka że mam kobietę
nominalnie
a co to jest?
nie wiem
możesz to odczytać jako zaproszenie
 
hmm
pomyśl o mnie..
Śpij spokojnie..
śliczna:)
 
Poznałam go na pewnym katolickim forum młodzieżowym.
Zdobył moje uznanie tym, że na początku naszej pierwszej rozmowy, przedstawił się z imienia i nazwiska, z czym w necie spotkałam się wówczas po raz pierwszy.
Pierwszy też przysłał swoje zdjęcie.
Spodobał mi się szalenie.
Wprawdzie blondyn, ale za to z długimi włosami i pełnym zarostem na twarzy.
Byłam oczarowana jego elokwencją, pięknymi wierszami, wyglądem i wielu, wielu innymi rzeczami.
Pewnej nocy sprawił, że gotowa z nim byłam na wszystko.
Banalnie.
Brzmiało to mniej więcej tak:
"kładę Cię na podłogę wysłaną skórami, odwracasz się, przytulam się do Ciebie z tyłu, czujesz, że rosnę, odwracasz się i widzisz wielkiego wilka ..."
i zadziałało.
Po kilku dniach mała sprzeczka i sławetne słowa:
"mam dziewczynę".
I moja ucieczka.
A teraz?
Czyżby powtórka z rozrywki?
Znów gorące rozmowy i znów gorzkie słowa:
"mam kobietę".
Czyżbym była skazana na zajętych facetów?
Moja zasada:
"uciekam, ilekroć wyczuję jakąś kobietę"
nie straciła na aktualności.
I to niezależnie od tego, że nie jestem już tak pewna, jak kiedyś, że jest słuszna.
Słuszna, czy nie, to moja niezmienialna zasada.
Nie chcę budować swojego szczęścia na łzach innej kobiety ...
Evan, wybacz ...
jestem zbyt tchórzliwa, żeby powiedzieć Ci to wprost.
Myślę, że skoro tyle już razy odchodziliśmy od siebie, właściwie tylko po to, żeby potem móc wrócić, to chyba nadszedł już wreszcie czas, żeby odejść na zawsze ...
 
 
slodka_idiotka : :
mar 03 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Kiedy życie traci ... 2005-04-15 15:20
 
Ufff ...
nareszcie koniec bałaganu w mieszkaniu.
Muszę przyznać, że mój mężczyzna zdolności manualne ma.
W przeciwieństwie zresztą do mnie.
Za to ja mam zdolności organizatorskie, których jemu brakuje.
Teoretycznie uzupełniamy się więc.
W praktyce różnie z tym bywa.
Jednak niezależnie od wszystkiego, Zuzka dziś będzie spała w swoim odnowionym pokoju.
W międzyczasie okazało się, że firana u niej jest wprawdzie nowa, ale zasłonę muszę dokupić, bo istniejąca, kolorystycznie mi się nie komponuje ze ścianami.
 
A tak a propos odnowy, to jednak zdecydowałam się, że fryzjerka musi mi zrobić trwałą i balejage.
Znaczy trwałą w maju, a balejage w czerwcu.
Muszę jakoś w lipcu wyglądać nad tym polskim morzem.
 
Wracając do bałaganu, to zaczęłam przy okazji porządkować sobie swój pokój, co polegało głównie na przeglądaniu wszystkiego i wyrzucaniu co niektórych rzeczy i starych dokumentów.
Mój mężczyzna zapytał, czy mam zamiar umierać, bo ponoć przed śmiercią ludzie robią takie porządki.
To jego pytanko spowodowało, że pomyślałam sobie trochę na ten temat i wyszło mi, że jest to bardzo prawdopodobne.
Chociażby z tego powodu, że abstrahując od tego, co w domu, to tu na blogach też zabrałam się do remanentu moich zawiedzionych nadziei, a na pewnym forum niechcący rozpętałam trzecią wojnę światową tematem o samobójstwie.
Na dodatek jest już jedna osoba, która poparła taką a nie inną moją decyzję.
A temat wziął mi się stąd, że najpierw zaczęłam jakby trochę nadużywać alkoholu, a kiedy ze wstydu przestałam, to zamieniłam go na kawę.
I jedno i drugie, to samobójstwo przy moim nadciśnieniu.
Dodatkowo, jak Zuzce lekarka psychiatra przepisała tabletki, to przyszło mi do głowy, że mam w ręku łatwy sposób na bezbolesne umieranie.
Paranoja ...
a może schizofrenia ...
chyba, że jakaś inna schiza.

 
 
Gdy życie traci sens ... 2005-04-16 12:43
 
Z moich obserwacji wynika, że wszyscy faceci są porąbani co najmniej w takim samym stopniu, jak ja i dlatego ich kocham.
Piotrek zobaczył na moim gg hasło, że jadę na drugi koniec wszystkiego i w odpowiedzi przysłał mi taką maksymę:
 
"Drogi mej nie wytyczyły ni głos werbla, ni cytra.
Idę, póki starczy siły. Idę po pół litra."

 
A ja idę się pochlastać ...
może nawet naprawdę.
 
Ale to później, bo teraz chcę jeszcze odnotować kilka faktów na wypadek, gdybym jednak zmieniła swoje nastawienie do życia i śmierci.
No więc tak.
Wczoraj Marek wrócił ze szkoły z informacją, że wychowawca zabrał ich na zwiedzanie gimnazjum, w którego rejonie mieszkają i zdecydował się zrezygnować z tego, które ja mu wybrałam i iść do tego, w którym byli, bo idzie do niego cała klasa.
Normalnie wyglebałabym się, gdybym nie stała tak mocno na ziemi.
I to ma być ta mądrzejsza część ludzkości.
Spokojnie zrezygnował z najlepszej i ekskluzywnej szkoły w mieście, do której trzeba załatwiać przyjęcie, na rzecz bezpłatnej wprawdzie, ale jednak podrzędnej szkoły.
Nie pozostało mi nic innego, jak spokojnie powiedzieć mu, że może iść do każdej szkoły, do jakiej tylko sobie zażyczy.
 
To już teraz nie dziwię się zupełnie, że dorosły mężczyzna nie godzi się na pozostawanie na utrzymaniu ukochanej kobiety i woli uczyć się i uczyć innych o np. Japonii, niż pojechać i zobaczyć Japonię z bliska, na co byłoby go stać, gdyby nie upierał się przy przyjemności zapracowania osobiście na swoje życie.

Albo Darek.
Też znajomość netowa.
Kliknął do mnie na gg.
I to akurat w czasie, gdy byłam sama.
Nie zapomnę go do końca życia.
Często oglądam jego fotki.
Błagał wręcz o zgodę, że jak nam nie wyjdzie, to pozostaniemy przyjaciółmi.
Nawet nie wiem, czy jest jeszcze sam.
A przekonywał, że przyjaźń damsko - męska najczęściej przeradza się w miłość najtrwalszą na świecie.
 
Darek, Evan i Bartek, to 3 znajomości netowe, z którymi wiązałam mniejsze lub większe nadzieje i które wspominać zawsze będę miło i ciepło.
Reszta, to tylko tak po drodze, bez żadnych nadziei i marzeń, bardziej dla zapełnienia wolnego czasu, po których nawet wspomnień nie pozostało żadnych znaczących.
A jeżeli, to takie, kóre chce się jak najszybciej zapomnieć.
 
Jutro zacznę opisywać trzech ważnych mężczyzn w moim życiu realnym.
Taki remanent.
Być może zbliża się jakiś kulminacyjny moment mojego życia i stąd to resume.
 
 
Gdy życie traci sens, sensu ... 2005-04-17 13:49
 
Proszę mnie nie brać dosłownie
proszę się z lekka uśmiechnąć
proszę mnie nie brać zbyt dosłownie
gdyż ja dosłownie siebie nie biorę
a to, że jestem, wzięłam w nawias
czuję się niedokończona
niczym zbyt późno rozpoczęty szkic
moje stopy nie zostawiają śladów
a jedyny cień ze mnie rzuca serce ...
 
 
Kiedy życie traci sens, sensu nabiera ... 2005-04-18 13:33
 
Opisując moje znajomości netowe, zaczęłam od końca, bo najpierw pisałam o Bartku, potem o Evanie, a na końcu o Darku, czyli podług ważności, od najważniejszego poczynając.
Dziś o pewnej znajomości rozpoczętej w necie a zakończonej w realu, którą również uważam za najważniejszą.
Gdybym miała Wojtka ustawić w swojej hierarchii wartości, znalazłby się w niej na drugim miejscu, to znaczy zaraz za Bartkiem.
 
Fragmenty z dwóch rozmów na gg:
 
cześć
możemy porozmawiać?
pamiętasz mnie?
naprawdę????
jestem za bardzo natrętny...?
to ja próbowalem się częściej do Ciebie odezwać niż Ty...
nie odpisywałaś...
zawsze jak tu wchodzilem patrzyłem czy jesteś, niestety na prożno...
nawet się o Ciebie pytałem Eweliny, do której dałaś mi kiedyś kontakt
a e-mail też do Ciebie napisałem.....
ale pocieszające jest to, że wreszcie znów możemy porozmawiać...
pisałaś mi o nim już?
pewnie przygnębiła Cię ta przygoda z chłopakiem...
nie chcę być uszczypliwy,ale myślałem, że to Ty doradzasz zagubionym
nie warto pić
może to brzmi banalnie
ale można sobie w inny sposób czas zająć
jeśli przeszkadzam to powiedz
to nie będę Ci już dzisiaj zawracał główki:)
nic... taka ciekawa dziewczyna i nie robi nic ciekawego...:)
no wlaśnie jest odwrotnie, wcale to nie znaczy,że jesteś "do niczego"
po prostu piszę szczerze
hmm....is that you?
a teraz...:D
z paintballa
a jak wrócę to myślę, że odpowiesz...
 
 
Wojtek ...
qrcze, to chłopak, o jakim zawsze marzyłam.
Ciemne włosy, ciemne oczy, ciemna karnacja, trochę za wysoki, ale szczupły.
Poznaliśmy się na gg z jego inicjatywy.
Kliknął z jakimś pytankiem odnośnie wyjazdu do Teze.
Rozmawiało nam się na tyle przyjemnie, że już pierwszego dnia wymieniliśmy się zdjęciami.
W realu wpadliśmy na siebie przypadkiem i od razu poznaliśmy się.
Z jego ust padło cześć, a kiedy nie mógł doczekać się odpowiedzi, pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta.
Jeszcze dziś czuję ten delikatny pocałunek.
Chyba on sprawił, że zniknęła moja wrodzona nieśmiałość i dałam zaprosić się do Palomy, w pobliżu której akurat staliśmy.
Wkrótce okazało się, że jest moim Księciem a ja jego księżniczką i jesteśmy z tej samej bajki.
Niestety, przyszedł dzień, kiedy musiałam powiedzieć mu o Marku.
"Przespałaś się z nim za srebrny zegarek i to nawet nie dał ci go, tylko rzucił na łóżko."
Tych słów nie zapomnę nigdy.
Zranił mnie bardzo.
Nigdy nie przeprosił.
"Szanuj się, bo jak nie będziesz sama siebie szanowała, to i inni ciebie nie uszanują" - mawiała moja mama.
Dlatego potrafię wybaczyć, potrafię zapomnieć, potrafię zaczynać od nowa nawet po kilka razy, ale nie potrafię nie szanować się.
 
A tak nawiasem mówiąc, to jestem bardzo ciekawa, kto Wojtka uświadomił, że zaczęłam pić.
Wprawdzie już skończyłam, niemniej jednak nie powinien nic o tym wiedzieć.
Studiuje teraz przecież w Rzymie.
 
 
 
Kiedy życie traci sens, sensu nabiera śmierć 2005-04-19 14:41
 
Przyszła dziś kolej na porządki w komodzie.
I nagroda, którą sobie sama znalazłam.
Nie powiem, w jaką część bielizny zawinięty, ale znalazłam list.
Przeczytałam calutki, chociaż znam go już na pamięć.
Był czas, kiedy czytałam go po kilka razy dziennie, potem codziennie, w końcu schowałam i zapomniałam o nim.
Miło znaleźć taką pamiątkę.
Cudem ocalały skarb.
Nie, nie będę go tu cytować, ani jednego słowa z niego nie zacytuję, jest napisany tylko do mnie i kochaną ręką.
Zastanawiam się, gdzie go schować.
Nie chciałabym, żeby ktokolwiek go znalazł, gdybym np. kiedyś umarła.
Dokładniej, nie chciałabym, żeby ktokolwiek go czytał, opócz mnie.
Najlepiej byłoby go spalić a popiół zostawić na pamiątkę, ale nie o to mi chodzi.
Mam nadzieję, że nie zginę tragicznie tak, jak mój tata, więc będę miała czas go spalić przed swoją śmiercią.
W każdym bądź razie wychodzi na to, że mam początki sklerozy, bo faktycznie o nim zapomniałam.
A może tak miało być.
I dlatego na wszelki wypadek pozostawię go sobie na pamiątkę.
I na tyle, na ile znam siebie, znów będę go czytała codziennie.
I ... nieważne ...
 
 
slodka_idiotka : :
mar 03 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Zbyszek 2005-04-20 13:35
 
Moja pierwsza miłość jeszcze z ogólniaka.
Całkowicie w moim typie.
Ciemne włosy, ciemne oczy, ciemna karnacja, niski sexowny głos, wzrost w granicach 175 cm, podobne moim zainteresowania plus elokwencja.
Udawał, że jest zakochany w mojej przyjaciółce, Alince.
Ktoś mu doradził, że w ten sposób zainteresuję się nim.
Ech, ci doradcy ...
że mnie kocha powiedział dopiero, jak już byłam z Markiem.
Widujemy się często, ale prawie nie rozmawiamy ze sobą.
Staram się unikać go, jak tylko mogę.
Jest dla mnie zbyt niebezpieczny.
Na dodatek teraz już naprawdę ma swoją kobietę, jak mówi.
Często śni mi się w nocy.
Szkoda, że nam nie wyszło.

 
 
Tęsknota ... 2005-04-21 14:18
 
Jakoś tak się porobiło, że nie mogę przestać myśleć o śmierci.
Niby wiosna powinna budzić chęć do życia, a u mnie przygnębienie.
Przypominają mi się różne zdarzenia z mojego życia i nie tylko.
Również obie siostry, rodzice, obie babcie i jeden dziadek, bo drugi zmarł przed moim urodzeniem.
Mam dziwne wrażenie, jakbym zbliżała się do kresu życia.
Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale czuję, że moja przyszłość nie istnieje.
Chciałabym otrząsnąć się z tego, ale nie potrafię.
Na dodatek tegoroczne wiosenne porządki jeszcze przygnębiają mnie mocniej.
Gdzie spojrzę, tam widzę przeszłość, ale bez przyszłości.
Szukając pewnego maila znalazłam pewien wiersz i pewną fotkę, o których zapomniałam, że istnieją.
To też takie z serii bez przyszłości, które powinny już nie istnieć, powiedziałabym cudem ocalone od zagłady.
Mój wrodzony sentyment do pięknych rzeczy nie pozwolił mi na usunięcie ich i zostały wbrew mojemu przekonaniu, że powinnam nie wracać do tego, co nie ma przyszłości.
I tak sobie pomyślałam, że nawet gdybym zmuszona była wyrzucić wszystko, co postanowiłam zachować w mej pamięci, to pozostanie to i tak w mojej duszy.
W duszy, bo dusza nie umiera, dusza ma życie wieczne.
 
Najgorsze, że straciłam również ochotę na robienie czegokolwiek.
Ale nie ma się czemu dziwić.
Utrata sensu w życiu pociąga za sobą niechęć do działania, bo po co i dla kogo?
Nawet, jak jest po co i dla kogo, to nie ma tego, dla kogo chciało się to robić.
Ech ...
 
Evan sprzedaje siostrę za 50 zyla i pudełko czekoladek.
A mnie ktoś z komentujących nazwał prostytutką netową.
Paranoja ...
nie sprzedaję miłości za pieniądze.
Jeżeli już co, to kupiłabym chętnie miłość takiego jednego za wszystko, co posiadam.
Na mózg mi padło, ale nie żartuję, tak właśnie czuję.
Nic na to nie poradzę, że jak o nim myślę, to widzę łóżko.
I niezależnie od wszystkiego, prześladuje mnie myśl, żeby zacząć wszystko od nowa ...
tylko, czy wszystko da się zacząć od nowa ...?
 
 
Marek ... 2005-04-22 15:00
 
Rety ...
tyle razy w różnych miejscach już o nim pisałam i zawsze starałam się pisać coś nowego, z czego wynikałoby, że nie powinnam już mieć czego o nim napisać, a tu jest wprost odwrotnie.
O Marku identycznie, jak o Bartku, mogłabym pisać bez przerwy i tematu nigdy nie wyczerpać.
 
Przepuklina daje mu się coraz bardziej we znaki.
Już nie da jej się schować, więc wygląda na to, że uwięzła.
A to grozi śmiercią, jak przeczytałam w necie.
Nie chcę przekonywać go do operacji, bo jak faktycznie nie obudzi się po narkozie, będę miała wyrzuty sumienia, że to przeze mnie.
W końcu jest dorosłym mężczyzną i musi sam o sobie decydować.
 
Nie da się ukryć, że jest kochany, bo nawet w końcu zgodził się na mój wyjazd w spodniach.
Szczyci się mną niezależnie od okoliczności i zawsze stoi po mojej stronie, nawet za cenę kłótni ze swoimi przyjaciółmi.
Poza tym, mamy tylko wspólnych przyjaciół.
 
Ostatnio znów zdobyłam jego uznanie i to bardzo prozaicznie.
Kazał kupić toto lotka, poprosiłam o 2, dla siebie też, ale dostałam na jednym kuponie.
Dałam mu z uwagą, że jak będą trafne, to dzielimy się fifty - fifty.
Najpierw oniemiał a potem powiedział : "rety, tobie naprawdę na kasie nie zależy, przecież mógłbym uciec, jakby trafiło się kilka milionów".
Dziś oddał kupon ze słowami: "nie mamy problemu, są tylko 2 trafne."
Jak niewiele trzeba, żeby wzbudzić jego podziw.
 
Czasami mnie wnerwia.
Ale częściej dziękuję Panu Bogu, że go mam.
Niestety, nie ma zupełnie wspólnego języka z dzieciakami.
Całe szczęście, że nie zgodziłam się ślub.
Nie nadaje się na męża i to nie tylko przez dzieci.
Mam nadzieję, że ...
nie ważne.
 
 
Rozkład ... 2005-04-23 15:10
 
Psująca się powoli od środka
zapodziewam się w tym domu
gubię siebie wszędzie
za chwilę już mnie tu zupełnie nie będzie
odejdę w nieskończoność, w niebyt ...
 
 
 
Norbi ... 2005-04-24 11:26
 
Znamy się od wtorku 19. bm., kiedy to dopisał mnie do listy uczestników.
Od tej pory wiedziałam, że wygram.
I faktycznie, nasza pół godziny trwająca rozmowa w parku zakończyła się przyjęciem mnie.
Zwycięstwo tym cenniejsze, że na rozmowę wybrałam - niechcący zresztą - park, w którym ruch był w tym czasie większy, niż pod pałacem kultury, co przeszkadzało trochę w swobodnej rozmowie.
Nie wiem nawet, czy lepszym pomysłem nie byłby spacer po Marszałkowskiej.
Pewnie byłoby mniejsze zainteresowanie przechodniów, niż w tym nieszczęsnym parku.
W sumie, to powinnam na zakończenie odtańczyć swój sławny już taniec zwycięstwa, ale jakoś nie miałam na to ochoty.
Z prozaicznego powodu, facet jest wyjątkowo zarozumiały.
Gdybym napisała tu i teraz, co go kręci, to wszystkie małolaty posikałyby się z radości.
Ale nie napiszę.
Inteligentni domyślą się mniej więcej, o co chodzi.
 
Wczoraj zadał mi bardzo poważnie i bardzo mądrze pytanko, które dokładnie brzmiało tak:
 
"jak się czujesz?
 
Odpowiedziałam równie poważnie i równie mądrze:
 
"czuję się jak ... 
żeby nie skłamać i prawdy nie powiedzieć ...
jak dziwka.
A ponieważ nie wiem, jak czuje się dziwka, więc nie jest to ani kłamstwo ani prawda.
A czemu?
Miłość zakłada, że kochasz mnie taką, jaką jestem.
Ty natomiast żądasz, żebym była taką, jaką chcesz kochać.
Czyli czuję się, jak dziwka."
 
A dziś wydzwania od samego rana.
Fajnie to potem wygląda na liście telefonów:
 
nieznany
 
bo oczywiście nie odbieram, tylko patrzę, kto dzwonił, jak już zamilknie.
Jakby co, to powiem, że chciałam oddzwonić, ale nie umiałam.
Rzecz w tym, że ma zastrzeżony nr i nie ma mocnych na podejrzenie go.
 
Przedwczoraj zastrajkowałam mu i zgłosiłam listę żądań.
Wczoraj frajer zgodził się na wszystko.
Najlepsze, że ciągle myśli, że to on w tym układzie rządzi.
 
A dzisiaj wydzwania, bo wczoraj, jak zgodził się spełnić wszystkie, zresztą tylko 3 na początek, moje żądania, to zażądał - uwaga! naprawdę zażądał - żebym obiecała swoją decyzję związaną z 5. maja wstrzymać na czas nieokreślony.
A jeśli już mu to obiecam, to chce również mieć pewność, że w przypadku wyznaczenia nowej daty, co najmniej 48 godzin wcześniej poinformuję go o niej.
Dziś, a najpóźniej jutro, chce otrzymać moją odpowiedź.
Śmieszny facet.
Odezwę się dopiero jutro.
 
Wiem jedno, należy mu się porządna nauczka i mam zamiar mu ją dać.
A jak mi się nie uda, to jest tu na blogach jedna superowa dziewczyna, która zresztą ulepiona jest chyba z tej samej gliny, co ja i która z facetami pogrywa, jak chce i kiedy chce.
Ja jakoś nie potrafię, za bardzo ich stawiam na piedestale.
Poproszę ją, bo ma wprawę w robieniu sobie z facetów jaj, a jak jej się uda, to gotowa jestem dać jej za to tysiaka.
A ponieważ nie wiem, czy życzy sobie takiej reklamy, więc nie wymieniam z nicka.
Jakby co, to sama ujawni się w komentach.
Zrobisz to dla mnie za 3 koła?
 
slodka_idiotka : :